„Podróże to super sprawa” – tak właśnie często słyszę. Zresztą tak właśnie sam nawet sądzę. Jednak od czasu do czasu zdarza się i tak, że jakaś podróż ma słabsze momenty; takie zupełnie zbędne. Jednym z takich straconych podróżniczo dni była dla mnie przed-maratońska doba spędzona w fińskim miasteczku Turku.

Ten wpis będzie krótki. Byłoby z mojej strony całkowicie niesprawiedliwe, gdybym narzekał na Turku. W gruncie rzecz jest to bardzo fajne, kolorowe, nieco senne ale ładne miasteczko położone nad brzegiem Bałtyku. Dlatego też zamiast narzekania po prostu przyznam, że takie ładne i spokojne miasteczka mnie po prostu nudzą. Nie jest to ich wina – tak po prostu mam.

Gdybyście więc jakimś cudem lubili senność, bezcelowe spacery po deptakach oraz lody po 4 euro za gałkę, to polecam Turku. Z nudów zrobiłem kilkanaście zdjęć – i tyle. Musieliśmy spędzić w tym mieście całą dobę w oczekiwaniu na maraton, który odbył się tu następnego dnia. Jest to jakieś usprawiedliwienie „straconego” czasu – ale mnie osobiście nieprzekonywujące.

Promenada jest długa i ciekawa; nie dość że można napatrzeć się na zapas na różne sympatycznie odrestaurowane statki, to znajduje się na niej ciekawe – chociaż tradycyjnie drogie – muzeum morskie. A na samym jej końcu – Zamek.

Turku na fotograficzną, miejską wycieczkę jest akurat – bo czego jak czego, ale obiektów do robienia zdjęć z pewnością Wam tutaj nie zabraknie. 

Ładnie jest… i tyle. 

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Kliknij znaczniki na poniższej mapie.

Zamek w Turku

Promenada w Turku

Więcej materiałów z wyprawy do Finlandii?