Tanzania

To była jedna z tzw. „wypraw życia”. Wyprawa niezwykła, bo zorganizowana w środku szalejącej na świecie pandemii. Żyjąca z turystyki Tanzania postawiła się okoniem, i umożliwiała wjazd turystom z całego świata… nawet bez ważnego testu na covid-19. W odpowiedzi na tę pandemiczną okazję pół świata ruszyło nudzić się i dostawać raka skóry na plażach Zanzibaru. My jednak jako cel naszej wyprawy wybraliśmy interior, czyli kontynentalną część Tanzanii. I ani przez chwilę nie żałowaliśmy tej decyzji.

Wyjazd organizowaliśmy w ostatniej chwili, planując harmonogram podróży praktycznie już w samolocie lecącym do Afryki. Zrezygnowaliśmy ze wspinaczki na Kilimandżaro, zarówno ze wzglęfdu na koszt takiego wejścia, jak i zniechęcającą mnie turystyczną popularność tej góry. Wybraliśmy za to wspinaczkę na drugi  pod względem wysokości szczyt Tanzanii – Moun Meru. I to był strzał w dziesiątkę.

Dla mnie największym wydarzeniem i przeżyciem była przygoda z… krokodylem. Tych bestii boje się panicznie od czasu kiedy jako kilkulatek obejrzałem film pt. „Powrót do Edenu”. Lęki mają czasem to do siebie, że się sprawdzają, więc i ja w Tanzanii spotkałem swojego krokodyla. Kilkumetrową bestię, która pływała ze mną niezauważona przez nikogo w jeziorku… Na wspomnienie tej chwili przerażony jestem do dziś. Nigdy więcej nie wejdę do żadnego zbiornika wodnego w Afryce – choćby nie wiem jak bardzo zapewniano mnie, że jest bezpiecznie i że nie ma tam żadnych krokodyli…

Pytacie o koszty? Tanzania to miejsce, w którym niemal zbankrutowałem. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież wystarczyło sprawdzić, popytać – ceny wstępu do parków narodowych nie są przecież tajne. Niemniej ze względu na wspomnianą organizację wyprawy „na ostatnią chwilę” trochę zabrakło czasu na ten element. W efekcie moje zdziwienie było wielkie, gdy planowany budżet 6000 pln przekroczyłem ponad 2-krotnie….

Ale nie żałuję wydanych pieniędzy – każda złotówka zwróciła się w tym, co zobaczyliśmy, i w tym co przeżyliśmy. Krater Ngorongoro jest wart każdych pieniędzy, a Serengeti to miejsce jakich już na naszej planecie zostało niewiele. Kiedyś tak wyglądał cały nasz świat…

Jeżeli Was stać na taką wyprawę, to musicie jechać do Tanzanii bez względu na koszty. Jeżeli nie, pozostaje Wam Zanzibar… choć zasadniczo zamiast na tę wyspę możecie pojechać także do Łeby czy Ustki. Tam też jest plaża, słońce, wata cukrowa. Nam na szczegółowe zwiedzenie Zanzibaru zabrakło już czasu, więc spędziliśmy na tej słynnej turystycznej wyspie tylko jeden dzień. I chyba wystarczy.

Do Tanzanii niestety nie wrócę, bo nie stać mnie na taką powtórkę. Zanzibar? Może kiedyś, po drodze, podczas przesiadki w podróży na którąś z wysp Oceanu Indyjskiego. Madagaskar i Reunion wciąż tam na mnie czekają za horyzontem…

#Tanzania

Obejrzyj zdjęcia z wyprawy do Tanzanii: