Podróż 070: Salvador, Nikaragua, Surinam, Gujana Francuska

To będzie jedna z moich najdłuższych wypraw. Może niekoniecznie najdalsza – ale bardzo długa; zajmie nam ona aż 31 dni. Dokąd tym razem? Pewnego grudniowego wieczora Piotr opowiedział mi o biegu ultra rozgrywanym na środku wielkiej wyspy pośrodku jeziora – pośrodku kraju zwanego Nikaraguą. Wyspę tworzą dwa wulkany pokryte gęstą dżunglą – z czego jeden jest wciąż aktywny (1610 m.n.p.m.). Do wyboru były dystanse 50 oraz 100 km. Nasza decyzja była szybka: bierzemy 50 km (w tym ponad 3 km w górę) gdyż w tamtejszych warunkach klimatycznych to i tak DALEKO. Limit czasu na pokonanie trasy wynoszący 18 godzin wydawał się początkowo niewymagający – ale to podobno tylko zasadzka.

Planując podróż do Nikaragui uznaliśmy, że trochę szkoda przy tak sporym wydatku lotniczym zwiedzić tylko jeden kraj (i zaliczyć tylko jeden bieg). Zaczęły się więc poszukiwania czegoś fajnego np. w USA. Wszystko co znaleźliśmy nie za bardzo pasowało jednak do naszych terminów…
 
Na początku stycznia okazało się, że dwa tygodnie po ultra w Nikaragui odbędzie się maraton… w Gujanie Francuskiej. To dość daleko – właściwie inny kontynent, ale… ale technicznie da się tam dotrzeć. Ponarzekaliśmy, a potem okazało się, że kilka dni wcześniej jest okazja pobiec kolejny maraton – w sąsiednim… Surinamie.
 
Gdy już bilety lotnicze były kupione okazało się, że tydzień przed morderczym biegiem w Nikaragui jest… organizowany maraton w Salvadorze. Jak głodne wilki rzuciliśmy się przebukować bilety… Efekt? Przez najbliższe 31 dni będę miał przyjemność opowiadać Wam o wyprawie do czterech egzotycznych krajów ameryki środkowej i południowej: przed nami Salvador, Nikaragua, Surinam oraz Gujana Francuska. Dżungle, góry, wulkany.
Postawiłem przed sobą także zadanie, którego nigdy nie udało mi się zrealizować do końca podczas poprzednich 69 wypraw: każdego dnia będę szczegółowo opisywał nasza trasę i koszty podróży. Dzień po dniu, noc po nocy. Z przerwami tylko na te dni, kiedy zagubieni w terenie nie będziemy mieli sieci…
 
Nie ujawnię od razu pełnego planu podróży: niech choć to będzie niespodzianką. Zresztą podejrzewam, że często będziemy zmuszeni inscenizować – jak choćby z tym, że od 4 dni szukamy transportu z lotniska San Salwador pod wulkan Santa Anna – bez efektu. Problem w tym, że choć to zaledwie 100 km, to musimy pokonać ten dystans w nocy. A Salvador nocami opanowują… nie, wcale nie pająki.
 
Zapraszam do śledzenia. Z przyczyn technicznych codzienne relacje dostępne będą wyłącznie na profilu fb – TUTAJ