Do Iranu na trzeźwo bym nie pojechał. Wróć, źle mówię. Decyzji o wyjeździe do Iranu nie podjąłbym na trzeźwo. Przynajmniej wtedy gdy jako chłopak nie mający z podróżami nic wspólnego… tą decyzję podjąłem. Siedzieliśmy wieczorem w hotelu, podczas jakiejś branżowej konferencji i kończyliśmy flaszkę. Którąś tam z kolei. I wtedy Sławek zawołał: „Zobaczcie, w Iranie robią maraton!”. Uśmialiśmy się, upłakaliśmy, jak to chłopy przy wódce, a później poszliśmy w miasto szukać jakiejś wciąż czynnej cywilizacji. Rano zaś wstając na okropnym kacu okazało się, że zapisaliśmy się na maraton w Persepolis. W samym środeczku Iranu.
Tę opowieść będę kontynuował, a teraz – wybaczcie – powiem tylko tyle: ludzie na całym świecie są fajni. Dobrzy. Przyjacielscy. To tylko politycy są […] potrafiącymi w walce o władze rzucać sobie do gardeł całe narody.
#Iran