Maraton w stolicy Mołdawii – w Kiszyniowie – zapamiętam głównie z jednego powodu: na punktach żywieniowych biegaczom podawane były winogrona i śliwki. Te „wzdęcio-twórcze” pestkowe owoce zalewało się po chwili krystaliczną wodą wprost z butelek – i trudno było tego uniknąć, gdyż żaden biegacz bez picia nie przetrwa przecież królewskiego dystansu. Musicie przyznać, że trudno podłożyć pod maratończyka większą torpedę, większą bombę z opóźnionym zapłonem, niż kombinację śliwek i surowej wody. Hej przygodo!