Nikaragua

Wulkany na nikaraguańskiej wyspie Ometepe chciały nas zabić. Nie było to z ich strony jednak nic osobistego, nie kierowały się żadnymi prywatnymi pobudkami – one po prostu już tak mają. Gdy wkraczasz na ich porośnięte gęstą dżunglą zbocza musisz się liczyć z tym, że albo Ty, albo one. Organizatorzy rozgrywanego w tym miejscu biegu terenowego Ultra Fuego y Agua mówią wprost: jeśli chcesz porozmawiać z Bogiem wystartuj w ultra, ale jeżeli chcesz się spotkać z diabłem, wystartuj na Ometepe. Pobiegłem i rzeczywiście spotkałem tam diabła.
Muzyka Świata - Nikaragua

Muzyka Świata #015: Nikaragua cz.3

Specjalnie dla mnie w mieście Leon (Nikaragua) zagrał uliczny artysta na popularnym w tym regionie świata instrumencie jakim jest marimba. Polecam!
Read More
Nikaragua, Ometepe, Ultra Fuego y Agua

Maratony Świata #085: Nikaragua cz.2 – Ultra Fuego y Agua 2024

Wyspa Ometepe miała dla nas obietnicę: mieliśmy spotkać na niej diabła. Nikaragua nie kojarzyła mi się z tym stworzeniem do momentu, kiedy przeczytałem o ultra…
Read More
Ometepe Island

Podróż 070: Nikaragua cz.1 – Wyspa Ometepe, UNESCO #69 (rezerwat biosfery)

Ometepe to wyspa leżąca pośrodku Jeziora Nikaragua - drugiego pod względem wielkości jeziora Ameryki Łacińskiej. Tworzą ją dwa wulkany: Concepcion i Maderas…
Read More

Biegi ultradystansowe są mocno zróżnicowaną dyscypliną sportową. Zaczynają się od 50 kilometrów, a kończą w matematycznej nieskończoności ludzkiej psychiki – gdzieś hen daleko, poza granicami rozsądku. Sto kilometrów, sto mil, dwieście kilometrów, pięć tysięcy kilometrów… Mnie osobiście nigdy nie podniecało szukanie własnych granic: po zaledwie kilku ukończonych setkach już za młodu uznałem, że koncepcja ciągłego wydłużania dystansu jest ścieżką donikąd. Ponieważ jednak lubię coś przeżyć – ale nie chce mi się biec specjalnie po to stu kilometrów – od jakiegoś czasu wyszukuję krótkie ultra (takie po 50-70 kilometrów), które brak ekstremalnego zmęczenia nadrabiają niezwykłą trasą.

I taki właśnie bieg pewnego dnia znalazł nam Piotrek (nienawidzimy Cię). To była miłość od pierwszego spojrzenia: dwa ogromne wulkany sterczące pośrodku jeziora w Ameryce Środkowej, w Nikaragui. Na myśl o cierpieniach, które czekały na nas pośrodku gęstej dżungli, aż zaszkliły mi się oczy: to coś, co trochę kocham. Dystans krótki, intensywny – ale za to pełen przepaści, potworów, podejść, zejść, deszczu, upału i chłodu jednocześnie. Hasło reklamowe imprezy – wspomniane już „spotkanie z diabłem” – elektryzowało z siłą magnesu. Zebraliśmy się w czterech i polecieliśmy. Szymon, Sławek, ja… i nielubiany Piotr.

Ometepe to podwójna wyspa w kształcie przypominającym nieco ósemkę, złożona z dwóch wulkanów. Młodszy – liczący sobie zaledwie kilka milionów lat Concepcion – osiąga wysokość 1610 metrów; niższy i starszy – Maderas – 1326 metrów. Ten pierwszy jak na ambitnego podrostka przystało ma strzeliste i nagie zbocza, pnie się ku górze dość przerażającą stromizną pełną niebezpiecznych osuwisk. Jeżeli uważacie że to mało, to dodam jeszcze jedno – często zionie ogniem. Przez pierwsze sześć miesięcy 2024 roku eksplodował już dwukrotnie.

Ponieważ wybraliśmy krótszy dystans, to wspinaczka na Concepciona nas ominęła; wbiec na niego musiał tylko Piotrek, który wybrał trasę o długości stu kilometrów. Przed nami stało zadanie na pierwszy rzut oka dużo łatwiejsze: sympatycznie zielony szczyt Maderas. Musieliśmy wbiec na niego od północnej strony, zejść południowym zboczem, obiec go wzdłuż wybrzeża i wejść kolejny raz od zachodu – a następnie ponownie zejść i dobiec do mety. Co mogło pójść nie tak?

Całą opowieść znajdziecie TUTAJ

Obejrzyj zdjęcia z wyprawy do Nikaragui: