Setki lat temu mieszkał w okolicy Łęczycy pewien rycerz. Nie posiadał on ani bogactw, ani okazałej siedziby swego rodu. Mieszkał na podzamczu – w skromnej, ciasnej komnacie. Pewnego razu podczas wystawnej kolacji na Zamku Łęczyckim stał się celem niewybrednych żartów współbiesiadników: „Co to za rycerz bez zamku?” – wołali – „To jak zaprzęg bez konia!”
Śmiech towarzyszy bardzo trapił naszego rycerza. Gdy więc wieczorny posiłek dobiegł już końca, przysiadł na jednym z kamiennych schodów i rozmyślał nad swoim smutnym losem. Nagle pojawił się obok niego bogato ubrany mężczyzna, i spytał:
– Co cię tak trapi, rycerzu?
– Bieda Jaśnie Panie, bieda. Tak długo w wiernej służbie, a nawet porządnego domu dla swojej rodziny nie mogę zapewnić.
– Silny jesteś, zdrowy. Weź się do roboty i sam wybuduj zamek! – podpowiedział nieznajomy.
– Ale skąd wziąć na to pieniądze? – odparł strapiony.
– Wiem, że mogę Ci zaufać. Ja Ci te pieniądze dam. Postaw wielki zamek!
Rycerz podniósł wzrok. Zaskoczyła go propozycja od nieznajomego. Było ciemno, więc ledwo mógł dostrzec spowitą mrokiem twarz dziwnego rozmówcy.
– Jak to tak, Panie? Po darmości chcecie mi dać dukaty? Z samej dobroci serca? Czegoś za to chcecie… prawda Panie?
– Tak. Twej duszy – odparł diabeł.
Musicie wiedzieć, że to był Boruta. Szlachecki diabeł zamieszkujący w tutejszym Zamku w Łęczycy. Nie jakieś tam wyleniałe, szczerbate diable siedzące w dziupli w każdej przydrożnej wierzbie – lecz prawdziwy magnat diabelski, prowincjał piekieł, murgrabia podziemi. To on zarzucał podstępną sieć na naszego rycerza.
– Dam Ci pieniądze na zamek, ale mam jeden warunek – dodał – Do wzniesienia swojego zamku nie możesz użyć siekiery. Jeżeli tego warunku nie dopełnisz, za rok twa dusza będzie moja. Zgadzasz się? Jeżeli tak, to w swojej komnacie znajdziesz skrzynię ze skarbem – bierz ją! Spotkamy się za dwanaście miesięcy, i wtedy się rozliczymy!
Błysnęło. Trzasnęło. Zapachniało siarką. Po diable nie pozostał żaden ślad. Rycerz spojrzał wokół siebie, ale nikogo już nie było. Pobiegł do komnaty, patrzy, a tam pośrodku izby stoi wielka skrzynia pełna bogactw. Ucieszył się niezmiernie i już następnego dnia ruszył do pracy spełnić swoje marzenie.
Budowa trwała równy rok. Rycerz znalazł odpowiednie miejsce – jezioro, pośrodku którego usypał z kamieni niewielką wyspę. Na tej wyspie wybudował zamczysko, z którego szczytu widać było pobliską Łęczycę. Całość postawił z kamienia i cegły – pamiętając o zakazie stosowania siekier nie pozwalał robotnikom używać drewnianych elementów. Nawet dach zrobiono ze słomy zamiast z desek i bali.
Rycerz wydał uroczystą wieczerzę, by uczcić koniec prac. Gdy późną nocą wszyscy goście legli już zmęczeni, na środku dziedzińca pojawił się spodziewany gość: szlachcic w długiej sukmanie, na wspaniałym rumaku, z pochodnią w dłoni. To Boruta przybył rozliczyć umowę.
– Witaj Panie – przywitał go nasz Rycerz – miło mi Cię gościć. Oto zamek, który dzięki Twojemu podarunkowi zdołałem wybudować.
– Witaj Rycerzu – odrzekł Boruta. – Pamiętasz o naszym warunku?
– Tak, pamiętam – skłonił się nisko. – Przy budowie zamku nie użyłem siekiery! Wszystko powstało z kamieni i cegieł!
– A jednak Twa dusza już za chwilę stanie się moją własnością – uśmiechnął się pod nosem diabeł.
– Jakże to? Niemożliwe! – zaprotestował rycerz.
Wtedy Boruta wskazał w milczeniu na drzwi prowadzące do wieży. Właśnie wychodził z nich młody mężczyzna.
– Kim jesteś człowieku? – zapytał diabeł.
– Jam pomocnik murarza, Panie. Poprawiałem ostatnie cegły; sprawdzić chciałem czy dobrze leżą.
– Nie o to pytam! – zezłościł się diabeł – Jak Ci na imię człowieku!
– Jam Jaćko, Panie. Jaćko Siekiera. Z folwarku pod Łęczycą…
Zamek Rycerski w Besiekierach powstał gdzieś pod koniec XIV wieku, a może i na początku XV. Nie ma co do tego całkowitej zgodności; jak i nie jest znane w stu procentach nazwisko jego fundatora. Ponieważ w okolicy nie ma żadnych wzgórz, które oferowałyby dogodnie obronną lokalizację – zamek wzniesiono pośrodku sztucznie wykopanego, niewielkiego jeziorka. W tym celu wykorzystano rozlewisko rzeczki Orłówki, która opływa zresztą go do dziś.
W latach świetności zamek posiadał wieżę bramną oraz całkiem spory, 3-kondygnacyjny budynek mieszkalny z kilkoma dużymi izbami. Stosunkowo szybko jednak całość popadła w biedę i ruinę – do tego stopnia, że jedno z pięter rozebrano, a dach zastąpiono prostą, wiejską strzechą. W XVIII wieku zamek spotkał los wielu innych podobnych budowli – stał się tanim źródłem pozyskiwania cegieł dla okolicznego chłopstwa.
Poza legendą o rycerzu, który oddał duszę diabłu, natrafić można na jeszcze jedną ciekawą teorię powstania zamku (choć niezbyt pasującą chronologicznie – więc wyraz „teoria” jest w tym przypadku bardzo naciągany). Otóż wskazuje się na podobieństwo nazwy „Besiekiery” do skandynawskiego wyrazu „Besekr”, czyli Berserker. To nordycki wojownik odziany w zwierzęce skóry, słynny z umiejętności wpadania w bojowy szał podczas którego nie zwraca uwagi na zadawane mu rany.
Otóż w pobliskim Lutomiersku odkryto pod koniec lat 40-tych pochodzące z X-XI wieku cmentarzysko, na którym znajdują się groby Wikingów; świadczą o tym liczne charakterystyczne cechy pochówków i złożony wraz z ciałami wojowników arsenał: skandynawskie miecze, tarcze, a nawet konie. Oczywiście różnica czasowa pomiędzy pobytem na tych ziemiach Wikingów, a powstaniem zamku – przeczy teorii, że to oni wybudowali tą budowlę. Jednak zamek mógł odziedziczyć po nich nazwę; np. postawiono go na miejscu zamieszkałej przez wikingów pierwotnej osady – po której nie pozostał żaden ślad. Mogli to być najemni członkowie drużyny piastowskiej: wojownicy z Danii bądź Skandynawii – którzy właśnie w tym miejscu niegdyś zamieszkali i umarli.
Obecnie Zamek Rycerski w Besiekierach jest tzw. stałą ruiną; w latach 2008-2010 został zabezpieczony przed dalszą destrukcją. Odtworzono staw pośrodku którego wznosi się budowla, przerzucono też drewniany most na wyspę. Niestety dalsze plany rewitalizacji obiektu przekreśliły realia: wysoki ostaniec wieży grozi w każdej chwili zawaleniem, i nie jest możliwe jego skuteczne zabezpieczenie.
Także wybudowany drewniany most prowadzący na wyspę nie został prawidłowo zabezpieczony przed warunkami atmosferycznymi: bale i deski są zbutwiałe; w każdej chwili konstrukcja może zarwać się pod ciężarem zwiedzających. Z tego też powodu wejście na wyspę przegrodzono napisem „zakaz wstępu”. Myślę, że rozsądniejszy byłby całkowity demontaż mostu; jego konstrukcji nie da się już uratować – a jak widzicie po moim złym przykładzie – obecność mostu sama w sobie jest niepotrzebnym kuszeniem ciekawości.
No i na koniec druga legenda! Pewnego razu była sobie piękna, ale niezbyt mądra niewiasta, która nie chciała wyjść za wskazanego przez ojca kandydata na męża. Tato jak to w bajkach bywa zamknął ją za karę w wieży – a podczas próby nocnej ucieczki, spadła ona z powiązanych prześcieradeł, i się zabiła. Teraz jej duch snuje się po resztkach murów w Besiekierach i wygląda przez ostatnie zachowane okienko…
Problem w tym, że chociaż duch snuje się po tutejszych murach, to cała ta historia wydarzyła się nieco dalej – w pobliskim zamku w Borysławicach. Ale jak do tego doszło? Tego dowiedzieć się możecie z filmu.
I tyle.