Dalszy ciąg przeczytasz pod wpisami na blogu.
Problemy występują tylko wtedy, kiedy duzi sąsiedzi się pokłócą – gdy wielkie Niemcy rzucą się na niemniej wielką Francję; wtedy nikt nie patrzy na los Luksemburga i wszyscy depczą tutejsze trawniki swoimi czołgami.
Tak właśnie było podczas II wojny światowej, gdy Luksemburg znalazł się 2-krotnie na drodze wojennego walca; raz od maja 1940 roku, i ponownie zimą 1944/1945. Wtedy nie było tutaj ani dostatnio, ani bezpiecznie. Bo tak już jest na świecie: małym jest przytulnie, ale gdy się jest na czyjejś ścieżce, to zadepczą nie mówiąc nawet „przepraszam”.
Wielkie Księstwo Luksemburga – bo tak brzmi pełna i prawidłowa nazwa – liczy sobie 635 tysięcy mieszkańców. Graniczy z Niemcami, z Francją oraz głównie – z Belgią. Mimo że wydaje nam się, że to taki malutki kraj, to jednak na jego zwiedzenie trochę czasu trzeba poświęcić (choć ma zaledwie 2586 kilometrów kwadratowych powierzchni). Zamków, malowniczych wzgórz oraz wijących się rzek i rzeczek jest tutaj pod dostatkiem na kilkudniową wyprawę.
Niestety jest bogato i ładnie. Piszę niestety – gdyż to są akurat zupełnie nie moje klimaty. Wystarczy powiedzieć, że po przekroczeniu wschodniej granicy kraju i wjechaniu do Niemiec odnosi się wrażenie, że znaleźliśmy się w jakiejś bidzie. Chodniki krzywe nie od linijki, ludzie zwykli a auta mają po kilka lat. W Luksemburgu jest to nie-do-po-my-śle-nia!
Całe szczęście wbrew pozorom jest dość tanio; zjecie w cenach rozsądnych niewiele odbiegających od tego co spotkacie w Polskich restauracjach (a będzie nawet taniej niż nad Bałtykiem!) Drogie są za to hotele i noclegi – warto więc rezerwować z dużym wyprzedzeniem nawet w tych skromniejszych miejscach. Są wielkie problemy z parkowaniem: zewnętrzne auta nie mają możliwości parkowania w miastach (przytłaczająca większość wyznaczonych miejsc parkingowych jest wyłącznie dla lokalnych mieszkańców – a na parkowanie nielegalne uwierzcie, że Was nie stać). Trzeba zatrzymywać się albo na zewnętrznych parkingach, albo kombinować w miejscach noclegowych. Za to jak już zaparkujecie legalnie, to zwykle za darmo. Na otarcie łez.
Resztę pooglądacie sobie w kolejnych wpisach na blogu. Najlepiej jednak przyjechać samemu, i wyrobić sobie własne zdanie. Luksemburg jest nieco dziwny, więc nie zaryzykuję ujawnienia swojej osobistej opinii – pozostawię ją w swojej słodkiej tajemnicy.