Wyobraźcie sobie kałużę w parku miejskim, oznaczoną jako atrakcja. Albo szczebel z drabiny, która NIE PRZYŚNIŁA SIĘ świętemu Bonufremu. Albo stojące pośrodku lasu drzewo, zupełnie takie samo jak wszystkie inne wokół. Albo plac z tabliczką, że tu oto kiedyś stał mały zamek. Dużo tych ALBO – ale… taki właśnie jest tytułowy wodospad; miejsce, które nigdy nie powinno trafić na żadną listę jakichkolwiek atrakcji.
W rzeczywistości Kremiotis Waterfall to nic więcej jak zwykła, nieco głębsza kałuża, ogrodzona drewnianym płotkiem, stojąca pośrodku porośniętej zielskiem doskonale nijakiej płytkiej dziury w ziemi. To miejsce, które poza tym, że istnieje, nie ma w sobie nic ciekawego. Woda jest szara, mułowata, wręcz glutowata; w dodatku nigdzie nie płynie tylko stoi sobie w bezruchu jakby zastanawiała się nad sensem istnienia. Pewnie sezonowo – podczas opadów deszczu – ten wodospad ktoś okazjonalnie włącza – jednak jego codziennym stanem skupienia jest bezruch; jest on nieczynny z tego samego powodu, co tysiące innych wodospadów narzekających na brak wody. „Przepraszamy nieczynne z powodu braku wody” – taka tabliczka powinna stać na wodospadowym parkingu.
Tak, dobrze czytacie – nie przecierajcie oczu. Wodospad ma swój parking, asfaltową drogę do niego prowadzącą, oraz cztery drewniane ławeczki, na których może spocząć zmęczony turysta; głównie po to, żeby łatwiej było go namierzyć okolicznym komarom. Bo co robić innego na owych ławeczkach poza dokarmianiem komarów? Nie mam żadnego pomysłu.
Wodospad Kermiotis znajduje się w doskonale nijakim miejscu, w szerszej perspektywie także doskonale nigdzie. Nie ma tu żadnego widoku na nic, a sama jego lokalizacja jest zupełnie normalna. Gdyby ktoś miał do tego miejsca np. kilometr drogi z hotelu, albo trzy kilometry – i poszedłby na spacer; to jeszcze mogę to zrozumieć. Lecz jest to niemożliwe, bo wodospad znajduje się w centrum wyspy, odległy od czegokolwiek gdzie moglibyście się w sposób uzasadniony znaleźć o dobre kilkanaście kilometrów. My jechaliśmy do niego godzinę po to tylko, żeby obejrzeć go w 2 minuty. Zdjęcia, które tutaj widzicie są najlepszymi fotografiami jakie kiedykolwiek ktoś zrobił temu wodospadu.
Co wstrząsające jak informuje okolicznościowa tabliczka – wodospad ten rocznie odwiedza około 50 tysięcy osób. To świetny wskaźnik skuteczności zaznaczenia miejsc na mapach googla jako atrakcji. Klik, i masz 50 tysięcy gości! Cała potęga internetowego marketingu widoczna jak na dłoni. 50 tysięcy biednych ludzi takich jak my, którzy przejechali dziesiątki kilometrów, by zobaczyć oczko wodne wielkości kałuży wypełnione… wodą.
Żeby choć okolica mogła się czymś pochwalić – ale skąd tam! Jedyne co znalazłem jako formę pocieszenia, to kilka nowoczesnych religijnych mozaik znajdujących się w pobliskiej wiosce. Pewnie gdyby pokopać głębiej, to każdy geolog znalazłby jeszcze coś ciekawego ale… ale jeżeli nie jesteście geologami, strzeżcie się: Kremiotis Waterfall może zepsuć Wam kilka z drogocennych godzin wakacji spędzanych na Cyprze.
I tyle. Jak na to ponadprzeciętnie przeciętne miejsce, ten opis wyszedł mi dłuższy niż czas potrzebny na jego zwiedzenie. O rety jak fajnie, że ten tekst mam już z głowy.