Nie jest to prosta sprawa, bo nie każdy odpływ jest odpowiednio silny, by wszędzie dojść. I cały czas podczas takiego spaceru trzeba pamiętać, żeby zdążyć wrócić na brzeg zanim zacznie się przypływ. Chwila nieuwagi może spowodować, że silne fale przypływu odetną Was od brzegu, zabiorą w głębiny… i tyle ze spaceru; następuje śmierć przez utopienie…
Zacznijmy jednak od początku. Zjawisko pływów morskich polega na cofaniu się wody morskiej oraz jej ponownym przybieraniu na skutek kilku kumulujących się czynników; największy wpływ na siłę pływów morskich ma przyciąganie grawitacyjne Księżyca – ale także przyciąganie Słońca (maksimum pływów następuje gdy Księżyc Słońce i Ziemia znajdują się w jednej linii – mówimy wtedy o tzw. pływie syzygijnym, czyli kumulacji pływów)
Duże znaczenie na wysokość pływów ma także rodzaj zbiornika wodnego oraz ukształtowanie wybrzeża i dna morskiego w danym miejscu. Czym większe masy wody podlegają działaniu grawitacji, oraz czym bardziej płaskie jest dno – tym amplituda pływów jest większa. Ponieważ np. Morze Bałtyckie jest nieduże i płytkie, to na plażach w Polsce przypływ wynosi zaledwie… 1 cm – jest więc praktycznie niezauważalny.
Są jednak na naszej planecie miejsca, gdzie pływy przybierać mogą ogromne rozmiary. Jednym z takich miejsc – stosunkowo bliskim naszemu krajowi – jest wybrzeże Kanału La Manche. Tutejsze pływy powodują zmianę poziomu wody średnio aż o 9-12 metrów. Rekordowa zarejestrowana zmiana wyniosła aż 16 metrów w ciągu kilkunastu godzin!
Dlaczego o tym piszę? Zjawisko to jest absolutnie niezwykłe, o czym przekonać się mogliśmy podczas naszej wyprawy na wyspę Jersey. Do hotelu położonego kilkadziesiąt metrów od morza dojechaliśmy wieczorem. Zdążyliśmy się jeszcze przespacerować, podelektować szumem fal – i poszliśmy spać. Rano przy śniadaniu okazało się, że morza… nie ma.
Naszym oczom ukazał się iście księżycowy krajobraz – ciągnący się po horyzont obraz pierwotnych, dzikich, groźnych skał. Tak właśnie wyobrażam sobie Mordor przez który wędrował Frodo Baggins w filmie „Władcy Pierścieni”. Dla kogoś, kto wcześniej nie widział zjawiska pływów w takiej skali – wrażenie jest wręcz nokautujące. Gdzie nasza plaża i wakacje ???
Ze względu na czas obiegu Księżyca wokół Ziemi zjawisko pływów dzieli się na dwie 12 godzinne (+27 minut) fazy. Pierwsza z nich to odpływ – podczas której woda „ucieka” w dal, odsłaniając dno morza. Faza druga to przypływ, kiedy woda powraca silnym strumieniem do brzegu. Pomiędzy tymi fazami znajduje się także krótki okres ciszy; przez kilkanaście minut nie dzieje się nic – poziom wody jest stabilny.
Najniezwyklejszym skutkiem wysokich pływów jest możliwość spacerowania po odsłoniętym dnie morza. Pamiętać jednak należy o tym, że nie jest to bezpieczna wycieczka! Łatwo jest zajść zbyt daleko, łatwo jest zapomnieć o powrocie przed przypływem – czasem można także zabłądzić wśród skał. A wtedy czeka na nas śmierć.
Korzystając z odpływu postanowiliśmy dotrzeć do jednej z malowniczych wież okalających wyspę. Za cel wybraliśmy Seymour Tower – w linii prostej było do niej 1800 metrów. W dzień wydawało się to niemożliwe – kamienna wieża majaczyła daleko na linii horyzontu. Jednak już kilka godzin później prowadziła do niej wąska ścieżka lawirująca pomiędzy odkrytymi skałami.
Ruszyliśmy szybkim krokiem wiedząc, że mamy niewiele czasu. Bacznie obserwowaliśmy horyzont oraz innych wędrowców kierujących się w stronę wieży. Przed nami znajdowała się kilkuosobowa grupa starszych spacerowiczów, którą dowodził przewodnik. Skoro oni dadzą radę, to przecież i my zdążymy – tak uznaliśmy.
I to był błąd. Gdy dotarliśmy do wieży okazało się, że grupa „emerytów” zostaje na niej na drugi dzień; wieża oferowała noclegi o których nie wiedzieliśmy. Gdy właściciel zobaczył nas wchodzących na jego taras bardzo się zaniepokoił:
– Musicie natychmiast wracać na brzeg. Za chwilę zacznie się przypływ i Was odetnie.
Spojrzeliśmy wokół. Linia wody wciąż wydawała się odległa. Jednak nie traciliśmy czasu na dyskusje; w końcu kto jak nie właściciel wieży najlepiej rozumiał morze? Ruszyliśmy biegiem w drogę powrotną.
To nie jest tak, że podczas przypływu woda zbliża się równomiernie ze wszystkich do brzegu jak fala ognia. Ukształtowanie dna morskiego jest bardzo skomplikowane – są tutaj doliny, wąwozy, mielizny. Czasem woda potrafi podejść „bokiem” i odciąć wędrowców od brzegu z całkiem niespodziewanej strony. Możecie utknąć w labiryncie niewielkich wzniesień dna – kilkaset metrów od brzegu – nie widząc nawet, że jest już za późno na odwrót. Kilkadziesiąt minut później – nie mając żadnej drogi ucieczki – po prostu się utopicie.
W przypadku zatoki po której spacerowaliśmy takie przypadki miały już miejsce. Dlatego też w połowie drogi pomiędzy wieżą Seymour Tower a brzegiem władze wybudowały specjalną stalową konstrukcję z tarasem, na którą pechowi spacerowicze mogą się wspiąć i tam oczekiwać pomocy. Nam udało się jednak dotrzeć szczęśliwie do brzegu.
Największe pływy występują u wybrzeży Oceanu Atlantyckiego w Kanadzie i Argentynie – osiągają tam one średnio 15 metrów wysokości. Zjawisko pływów można wykorzystywać także w celu pozyskiwania zielonej energii – służą do tego specjalne elektrownie „pływowe”. Kilka miliardów lat temu, kiedy Księżyc znajdował się bliżej naszej planety – siły pływowe było o wiele bardziej potężne; wtedy różnice w wysokości poziomu mórz i oceanów zmieniały się podczas przypływów o setki metrów. Zjawisko to powodowało spłukiwanie do oceanów drogocennych minerałów z powierzchni lądów – i jak uważają naukowcy, przyczyniło się do powstania życia na Ziemi. Ale to już historia na kolejną opowieść.
Jak przygotować się do spaceru po dnie morza / oceanu?