Dalszą część przeczytasz pod wpisami na blogu.
Ja do dziś nie wiem jakie jest moje zdanie, dlatego też wybaczcie – ale niewiele tutaj napiszę. Może tylko to, że przereklamowane Morze Martwe jest absolutnie martwe? Miejsce, w którym kiedyś istniała Sodoma i Gomora, jest zniszczone jak oba te biblijne miasta. Katastrofa naturalna osiągnęła tutaj wymiar całkowity, co jednak nie przeszkadza wielkim ośrodkom turystycznym promować tego wewnętrznego jeziora jako Morze Marzeń.
Tajemnica polega na jego zasoleniu, które umożliwia człowiekowi unosić się na powierzchni „morza” bez żadnego wysiłku. Jak korek po butelce wina. Taka oszałamiająca przygoda… być ludzkim korkiem prawda? Ale żeby z tego powodu jechać na wakacje do Izraela? Na dwa tygodnie? Uwięzić się w hotelach bez plaż? I udawać korek?
W okolicy jest świetna Twierdza Masada. Fajna – pod warunkiem, że znacie się na historii Izraela. Dla wszystkich innych to po prostu jakiś tam kolejny zrujnowany zamek na szczycie zrujnowanej góry. Jest także leżąca po stronie Jordańskiej Akaba, gdzie po przekroczeniu granicy możecie poudawać, iż zagłębiliście się w muzułmański świat. Żeby jednak zagłębić się na prawdę, musicie pojechać dużo dalej.
Izrael to kraj, w którym każdy jeden człowiek spotkany na Waszej drodze jest w porządku. Przyjacielski, opanowany, rozsądny, miły. Bez względu na to, czy jest Izraelczykiem, Palestyńczykiem czy imigrantem z jakiegoś dalekiego kraju świata. Wystarczy jednak postawić dwóch takich wylosowanych naprzeciw siebie i zobaczyć co się stanie: jedni porozmawiają, inni pogapią się na siebie spode łba, a kolejni rzucą się sobie do gardeł. Z nożami lub czołgami. I nigdy nie będziesz wiedział czemu. Zupełnie losowo.
Izrael inaczej smakuje w pierwszych dniach, inaczej po tygodniu, a inaczej po roku. Państwo, które można długo odkrywać, ale mi na to – w tym przypadku – po prostu zabrakło cierpliwości.
Kolejne materiały: w produkcji.
#Izrael