Myśląc o kamiennych kręgach zwykle mamy przed oczami starożytne Stonehenge czy francuski kompleks w Carnac. Tymczasem na takie obiekty, choć w nieco mniejszej skali, natrafić możemy także w Polsce. Gdzie? W Borach Tucholskich, 45 kilometrów na zachód od Starogardu Gdańskiego. Na tutejszy rezerwat składa się dziesięć kamiennych kręgów oraz kilkadziesiąt kurhanów.
Skąd kamienne kręgi w Polsce? Nie są to budowle słowiańskie, gdyż powstały na kilkaset lat przed opanowaniem tych terenów przez przodków słowiańskich plemion. Szacuje się, że kamienne kręgi powstały pomiędzy II a III wiekiem naszej ery. Kompleks znajdujący się w lasach pod wsią Odry jest najlepiej zachowanym tego typu obiektem, ale było ich o wiele więcej – takich miejsc archeolodzy na pomorzu i kujawach zidentyfikowali co najmniej kilkanaście. Pozostały po nich jednak już tylko albo pojedyncze głazy, albo zaledwie ślady widoczne wyłącznie dla archeologów.
Kto więc był budowniczym kamiennych kręgów? Byli nimi Goci, starożytne plemiona wędrownych wojowników, które – pod wpływem zmian klimatycznych oraz przeludnienia – na początku naszej ery wyruszyły ze Skandynawii na południe kontynentu europejskiego w poszukiwaniu lepszych terenów do życia. Przepłynęli oni Bałtyk w łodziach, wylądowali gdzieś u ujścia Wisły (lub nieco na zachód od niej) i tym sposobem na początku II wieku przywędrowali w pomorskie lasy.
Przybysze w tutejszych puszczach znaleźli odpowiednie warunki do osiedlenia się. Liczebność wędrownego plemienia była na tyle znaczna – szacuje się ją na kilkadziesiąt, do nawet dwustu tysięcy osób – że udało im się zagospodarować szybko rozległe okoliczne tereny leśne i nadrzeczne. Stworzyli oni tzw. kulturę wielbarską (od miejsca pierwszych odkryć śladów ich bytności – w Wielbarku k. Malborka) i z biegiem stuleci posuwali się nadal na południe i wschód. W ciągu kilkuset lat dotarli do terenów dzisiejszej zachodniej Ukrainy.
Liczne badania wskazują, że wbrew skandynawskiemu pochodzeniu kultura wielbarska miała dość pokojowy charakter, a plemiona jako całość w swojej wędrówce na południe preferowały tereny niezamieszkałe i odległe od innych centrów ówczesnych cywilizacji. Stąd też pomorskie lasy, w tym dzisiejsze bory tucholskie, oraz gęste puszcze ciągnące się w tamtych czasach po obu stronach Wisły i Bugu, były dla nich idealnymi terytoriami do osiedlania się.
Goci mieszkali na terenach Polski przez dwieście do trzystu lat, po czym w ramach powolnej wędrówki na południe zniknęli z kart naszej historii. Ostatnie ślady ich tutejszego pobytu datowane są na IV-V wiek naszej ery. Pozostały po nich miejsca zebrań i wieców plemiennych – kamienne kręgi – oraz wybudowane wśród nich kurhany znaczniejszych wodzów i członków ich rodzin. W przypadku samych kurhanów ich funkcja jest oczywista, gdyż znaleziono w ich wnętrzach pochówki. Jaka była natomiast rola kręgów? Na ten temat długo krążyć będą jeszcze debaty zarówno historyków jak i wyznawców niesamowitych teorii.
Do rezerwatu przyrody Kamienne Kręgi w Odrach dojeżdżam szutrową drogą przez gęsty, sosnowy las. Teren jest ogrodzony, a do środka prowadzi drewniana brama. Przed nią znajduje się niewielki parking, ale w czasach covid-19 na nadmiar turystów nie można narzekać. Miejsce do zaparkowania znajduję więc bez problemu. Szczerze mówiąc, to moje auto jest zaledwie jednym z trzech pojazdów które się tutaj znajdują… To zaleta, bo takie miejsca powinno się zwiedzać bez tłumów.
Zwiedzających jest jeszcze mniej, gdyż jedno z aut należy do Pana Adama: starszego, ale krzepkiego mężczyzny który opiekuje się tym terenem, a jednocześnie wpuszcza do środka turystów i sprzedaje bilety. Gdy przekraczam bramę spotykam go siedzącego na niewielkim ganku niewiele większego, drewnianego domku. Rozmowa niezbyt się początkowo klei, Pan Adam „nie pali” się do zwierzeń. Gdy jednak pytam o kilka historycznych konkretów w moim rozmówcy rozpala się pasja przewodnika.
– Widzi Pan, to nie jest prawdziwy las. Te sosny, tak równo posadzone, mają zaledwie po 80 lat. To jest sztuczna nasada zrobiona przez ludzi. Dwa tysiące lat temu okolica była zupełnie inna, rósł tutaj wielki, potężny las bukowy. Wszystko dookoła wyglądało inaczej. Trudno wyobrazić sobie dziś jak wyglądało to miejsce w czasach gdy budowano te kręgi – daje się wciągnąć w opowieść Pan Adam.
– Czy to była gęstwina drzew, czy może zaledwie zagajnik? Nic nie zostało z pierwotnej formy terenu ani z ówczesnego drzewostanu. Może dookoła rosły dęby? To mogło być magiczne miejsce, jak w jakimś filmie. Do dziś nawet rzeka zmieniła już koryto. Nawet kamienie tworzące kręgi leżą już w innych miejscach, bo w XIX wieku badający teren archeolodzy wszystko wykopali i poprzestawiali. Nie ma żadnych śladów po oryginalnych układach.
– Pracuję tutaj od dawna, i niejedno widziałem. Mogę tylko powiedzieć – choć jestem człowiekiem technicznym – to miejsce ma swoją aurę. Pomimo iż wszystko jest inaczej niż kiedyś, to wciąż czuje się nieswojo wchodząc pomiędzy kręgi. Opiekuje się tym miejscem od dawna, i niejedno widziałem, niejedno mógłbym opowiedzieć.
– Dużo jest turystów? Dużo ludzi chce oglądać kamienne kręgi w Polsce? To chyba nie jest zbyt znana i popularna atrakcja historyczna? – pytam wskazując na pusty parking.
– Teraz, jak jest ten covid, to nie ma prawie nikogo. Ot, kilka osób na dzień. Ale normalnie, w sezonie, to nawet zdarzały się autobusy pełne wycieczek. Koloniści, jakieś objazdowe wycieczki po lasach tucholskich, nawet z Gdańska niemieckich turystów czasem taki autobus przywoził. Teraz to jednak spokój, cisza, mniej pracy.
Patrzę na Pana Adama. Na oko koło siedemdziesiątki, ale wartki, zdrowy mężczyzna. Choć wiek już nie ten, to jednak sprawia wrażenie energicznego i pełnego sił. Czyżby efekt jakiegoś magnetyzmu kręgów? Nagle wpadam mi do głowy pewna myśl:
– Długo już Pan tak sprzedaje tutaj te bilety i oprowadza turystów, Panie Adamie?
– A długo. Od ponad 25 lat siedzę tutaj i sprzedaję. Ale proszę Pana, ja nie jestem kasjerem. – widzę, że trąciłem złą strunę opowieści – Ja jestem przewodnikiem i opiekunem tego miejsca. Pan wszedł i musiał czekać, bo oprowadzałem przyjezdnego, takiego jak Pan. O wszystko trzeba też tutaj zadbać. Przypilnować. Płot naprawić, tablice wyczyścić, ścieżki ogarnąć.
– Dużo jest pracy przy tym miejscu? Wygląda na spokojne, nic się nie dzieje?
– Oj by się Pan zdziwił. Widzi Pan to drewniane ogrodzenie? Bilet wstępu kosztuje 5 złotych, a pomimo to ciągle zdarzają się sprytni, którym tych pięciu złotych szkoda. Idą w takie miejsce, magiczne, las, grobowce – jak na cmentarz – ale zamiast zapłacić te 5 złotych to przez płot idą, od tyłu. Czasem przejdą górą, czasem kopną i połamią. Dla pięciu złotych oszczędności. I ja to chodzę, muszę poprawiać, naprawiać, a ręce już nie te, ciężko młotek i sztachety utrzymać samemu. Śmieci też narzucają – są kubły, ale i tak niektórzy rzucą wszystko obok. A potem trzeba przejść i pozbierać, potem kubły pełne śmieci przyciągnąć tutaj, do pojemników.
– Kto jest Panie Adamie właścicielem tego terenu? Te kręgi są prywatne, może Pana?
– No skąd. Ja jestem tylko pracownikiem, właścicielem są Lasy Państwowe i częściowo gmina. Ale z biletów to tylko wystarcza by ten płot naprawiać i na skromne wynagrodzenie. Czasem pomaga mi moja żona, bo samemu to już się nie da. Nie wejdę już na drabinę, żeby umyć ładnie tablice, a w lesie rośliny szybko rosną. I tak lecą lata…
– Były nawet plany, niedawno, kilka lat temu, żeby tę drogę zrobić lepszą, a obok postawić duży budynek, z prawdziwą kasą, łazienkami, biurem i muzeum. Ale pieniędzy na to nie ma. A szkoda, bo bez tego nikt tutaj nie przyjedzie, a co dopiero z zagranicy. Gmina musiałaby się z Lasami Państwowymi dogadać. W efekcie żadnej budowy nie ma, a muzeum jest, ale we wsi, kilka kilometrów stąd.
– Panie Adamie, a jak z tymi wszystkimi „dziećmi lasu”, wyznawcami różnych teorii, poganami? Nie przeszkadzają? Przychodzą w nocy? Tańczą i robią bałagan?
– Nie. Nic takiego, kto Panu tych bzdur nagadał. Owszem, przyjeżdżają różni tacy, wczoraj nawet. Oglądają, czerpią energię, medytują. Wie Pan, to miejsce to jak czakram. Ale to spokojni ludzie, zawsze po sobie posprzątają, niczego nie niszczą. Tylko czasem kamieni dotykają, a tego nie wolno, bo tam są porosty. Te porosty mają po tysiąc i po dwa tysiące lat. Ale ludziom trudno to zrozumieć – ot kamień, to sobie usiądziemy na nim. A te porosty pamiętają czasy budowniczych kręgów.
Zwiedzenie Rezerwatu Przyrody Kamienne Kręgi w Odrach zajmuje około godziny. Więcej, jeżeli chcecie dłużej poczerpać w spokoju z tego miejsca – lub zażyć kąpieli w przepływającej obok rzece. Gdy mój czas się kończy i wszystkie czakramy mam już naładowane pozytywną energią, wyruszam do centrum wsi Odry. Na jej rogatkach stoją niezwykłe budowle – nowoczesne domy zbudowane w kształcie piramid. Jak widać miejsce przyciąga wyznawców teorii energetycznych nie tylko na chwilę. Niektórzy postanawiają zostać tutaj na dłużej.
– Panie, oni tam, w tym lesie, na tych kręgach siadają w majtkach i energii nabierają przez tyłki. Z całej Polski przyjeżdżają. Tańce organizują, w nocy jakieś śpiewy robią i obrzędy. Musi Pan przyjechać w równonoc, to sam Pan zobaczy – mówi mi jedna z napotkanych osób. Jak widać czym dalej od kręgów, tym ich magia silniej oddziałuje… na wyobraźnię.
– Goci odeszli już dawno temu. To miejsce jest pamiątką po ludziach, którzy zamieszkiwali te tereny na kilkaset lat przed początkami Państwa Polskiego. Choćby dlatego warto je odwiedzić . – mówi mi opiekunka tutejszego niewielkiego muzeum kręgów w centrum wsi. Muzeum jest malutkie, raptem jedna salka wystawowa. Ale zgromadzone eksponaty pięknie pokazują czasy budowniczych kręgów.
– Mieszkali tutaj przez dwieście, może trzysta lat i odeszli. Poszli przez Małopolskę i Ukrainę aż nad Morze Czarne. W kilkaset lat przeszli od fordów Skandynawii do Dzikich Stepów. Dziś już ich nawet tam nie ma. Gdzie poszli? Dalej na wschód, ku Kaukazowi, czy bardziej na południe, w kierunku dzisiejszej Turcji? Tego już się nie dowiemy. Budowniczowie kręgów odeszli, zostawiając po sobie tylko nieliczne ślady: kręgi, przy których podczas wieczornych wieców debatowali – być może nad swoją dalszą drogą – oraz grobowce swoich wodzów. Kurhany.