Do Białegostoku zawędrowałem przez przypadek – podczas naszej kolejowej wyprawy pociągami na chybił-trafił. Możecie o tym przeczytać – TUTAJ
Muzeum Wojska to tak jak zaznaczyłem na wstępie niewielki kubaturowo obiekt, natomiast jeżeli chodzi o strukturę, magazyny czy rolę i powiązania – nie wiem, nie mam na ten temat żadnych informacji. Ekspozycja składa się zasadniczo tylko z lekkiego sprzętu; nie ma tutaj nic większego od karabinu maszynowego. Niemniej nie jest to ubogie miejsce, po prostu taką przyjęto koncepcję: to głównie rekonstrukcja wyposażenia indywidualnego żołnierzy polskich z okresu II wojny światowej oraz z czasów powojennych; aż do współczesności. I ekspozycja ta jest moim zdaniem całkiem udana.
Kilka ciekawych makiet tworzących np. stanowiska okopowe, duża liczba manekinów w odtworzonym pieczołowicie umundurowaniu – wszystko to zostało w miarę sensownie opisane i umiejscowione w chronologicznym porządku.
Są także sale tematyczne, poświęcone standardowym wydarzeniom takim jak Powstanie Warszawskie czy walki o odzyskanie niepodległości itd. Wydaje mi się, że są to wystawy okolicznościowe, ale nie mam pewności, gdyż do muzeum dotarłem zaledwie na pół godziny przed jego zamknięciem, więc nie było już czasu na rozmowy z pracownikami muzeum. Szkoda.
Jest także kilka eksponatów nie pasujących do ogólnej koncepcji; takich jak stare strzelby, rapiery, elementy rycerskie. Na takie przedmioty natrafić można w każdym muzeum, więc nie traktuję tego jako minus – ot, po prostu skoro jest wolna jakaś półka lub szklana gablota, i nie ma co z nią zrobić, to wstawimy tam napierśnik albo strzelbę myśliwską – szkoda, żeby te skarby leżały w piwnicy.
Miejsce warte jest odwiedzenia, choć w mojej ocenie brakuje jednego dużego i wyrazistego eksponatu, który przejąłby rolę lidera przyciągającego zwiedzających – typowego gamechargera: np. jakiejś przedwojennej tankietki lub innego pojazdu pancernego, wokół którego skupiłaby się cała ekspozycja.
I tak. To już koniec dzisiejszej opowieści.