Cypr odwiedziliśmy w pierwszej połowie grudnia. Wybierając zimowy termin podróży liczyliśmy na pozasezonowe obniżki cen tutejszych usług, oraz uciekaliśmy od panującego w Polsce chłodu. Zanim jednak opiszę Wam szczegółowo koszty naszego wyjazdu przypomnę kilku faktów, które każdy szanujący się podróżnik powinien przed wyjazdem na tę wyspę wiedzieć.
Ze względu na położenie geograficzne Cypr wielokrotnie zmieniał „właścicieli”. Nad wyspą panowały kolejno wszystkie największe imperia starożytności mające dostęp do Morza Śródziemnego: Mykeny, Egipt, Persja, Grecja, Rzym, Arabia oraz Bizancjum. W czasach nowożytnych Cyprem władali także Wenecjanie, Turcy oraz Brytyjczycy (ci ostatni aż do 1960 roku). To właśnie po kolonialnej obecności Brytyjczyków pozostała na wyspie pamiątka, jaką jest obowiązujący na tutejszych drogach ruch lewostronny. Musicie o tym pamiętać planując wynajęcie auta. I to jest pierwsza z moich porad: jeżeli nie macie doświadczenia w jeździe „drugą stroną”, to wypożyczając samochód rozważcie inwestycję w automatyczną skrzynię biegów. Zmiana biegów lewą ręką jest dość dziwaczna, więc automat znacznie uprości Wam kierowanie pojazdem – a wy będziecie mogli skupić się na bezpiecznej jeździe.
Każde „obce” panowanie pozostawiało na wyspie swój wyraźny znak. Wprawne oko podróżnika wyłowi w tutejszej architekturze i zwyczajach charakterystyczne elementy pozostałe po odległych czasach. By jednak to zobaczyć, by poznać nie tylko sztuczny turystyczny Cypr – musicie oddalić się od dużych miast. Najpopularniejsze lokalizacje takie jak Larnaka, Limassol czy Nikozja – a z każdym rokiem coraz mocniej także Pafos – są niestety nowoczesnymi, pełnymi wieżowców kurortami skrojonymi pod wygodę i potrzeby turystów. Ciągnące się kilometrami betonowe nadmorskie promenady oraz hotele z basenami – to raczej ponura codzienność osób, które przyjeżdżają na Cypr w poszukiwaniu wypoczynku. Jeżeli chcecie przeżyć coś więcej niż serwowane trzy razy dziennie posiłki, jeżeli hotelowy basen nie jest szczytem waszych urlopowych marzeń, to musicie udać się w głąb lądu – musicie pozostawić gorące wybrzeże za sobą. To jest moja porada numer dwa.
A porada numer trzy? Cóż. Zwiedzajcie wyspę wg własnego, samodzielnie przygotowanego planu. Obejrzyjcie przed wyjazdem wyspę dokładnie; choćby przy pomocy internetowych map – i wybierzcie te elementy, które są zgodne z Waszymi zainteresowaniami. A jest w czym wybierać i każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Pamiętajcie jednak: choć wyspa jest stosunkowo nieduża, to nie uda Wam się zwiedzić jej całej w kilka dni. Liczba interesujących miejsc: kamienne zamki, starożytne zabytki, świątynie i góry – jest duża; będziecie musieli wybierać. Dlatego też dobry i realny plan to podstawa.
Jeżeli wybieracie się na Cypr podobnie jak my w miesiącach zimowych – musicie wiedzieć o jeszcze jednej ważnej rzeczy: pomimo, iż na wyspie jest ciepło nawet zimą (ale noce są już chłodniejsze), to ciemności zapadają tutaj podobnie jak w Polsce – bardzo szybko. Przy wszystkich plusach związanych z brakiem tłumów w okresie posezonowym, ten jeden minus znacząco utrudnia zwiedzanie: w zimę o godzinie 17:00 jest tu już zupełnie ciemno!
Kilkanaście godzin spędzonych nad mapami pozwoliło mi stworzyć plan naszej podróży. Plan, który choć ambitny i naciągnięty do granic elastyczności – dawał nadzieję na udaną realizację. Rozpoczęliśmy od pokonania jednej z najmniej chyba znanych naturalnych atrakcji Cypru: leżącego w północno-zachodniej części wyspy Wąwozu Avakas. Długi na około cztery kilometry kanion, o stromych, schodzących się ku sobie ścianach, jest świetną propozycją dla tych, którzy poszukują bezpośredniego kontaktu z naturą. Pokonanie wąwozu zajmuje kilka godzin, ale nie wiąże się z dużym stopniem trudności – z biegnącą dołem ścieżką poradzą sobie nawet kilkuletnie berbecie. Szczegółowy film z tego miejsca będziecie mogli obejrzeć w jednym z najbliższych odcinków. Wąwóz polecam już teraz, zanim zapomnę!
Przy okazji przejazdu wzdłuż zachodniego wybrzeża koniecznie zatrzymajcie się także nad brzegiem morza w miejscach, gdzie na pobliskich rafach rozbiły się statki – ich zachowane w dobrym stanie wraki są wdzięcznym tematem dla wszystkich miłośników fotografii. Ile jest tych wraków, i gdzie dokładnie się znajdują? Pozostawię to Waszej dociekliwości.
Drugi dzień podróży po Cyprze rozpoczęliśmy od zwiedzenia neolitycznej osady Choirokoitia leżącej mniej więcej w połowie drogi pomiędzy miastami Limassol a Larnaką. To nie tylko najstarsze miejsce stałego zamieszkiwania ludzi na Cyprze, ale także jedna z najstarszych zachowanych osad na świecie. Pierwsze zabudowania pojawiły się tutaj w VII tysiącleciu przed naszą erą – na co najmniej trzy tysiące lat przed powstaniem egipskich piramid! Ta atrakcja jest jednak dość specyficzna, więc polecam ją głównie miłośnikom archeologii i starożytnych cywilizacji – nie każdy przecież lubi zwiedzać liczące sobie osiem tysięcy lat… fundamenty.
Naszym celem numer dwa tego dnia były znajdujące się na Liście Dziedzictwa UNESCO bizantyjskie kościoły pochodzące z VII-X wieku n.e. Stanowią one dość nietypowy wpis UNESCO, gdyż jest to aż dziesięć odrębnych budowli rozsianych nieregularnie po całej centralnej, górzystej części Cypru. Odległości pomiędzy poszczególnymi kościołami nie są może duże, jednak tutejsze góry skutecznie spowalniają przemieszczanie się od jednego obiektu do drugiego. W efekcie zwiedzenie ich zajęło nam… aż dwa dni. A i tak nie udało nam się dotrzeć do ostatniego z kościołów – prowadząca do niego droga przeznaczona była wyłącznie dla aut terenowych, a na pieszą wędrówkę (6 km w jedną stronę) zabrakło nam już czasu. Dziewięć na dziesięć – uważam, że to i tak niezły wynik.
Jak mówi przysłowie: „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło” – i tak właśnie było w naszym przypadku. Gdyby nie konieczność spędzenia nocy w cypryjskich górach, nigdy nie trafilibyśmy do klimatycznego, górskiego miasteczka Pedulas. Położone na zboczach najwyższej góry wyspy – Olimpos (Olimp, 1951 m.n.p.m.) – zdecydowanie warte jest odwiedzenia. Poranny spacer przy ścielących się w dole mgłach przypominał mi północne Indie i przedmurze Himalajów. Zajrzyjcie tu koniecznie, jeżeli wystarczy Wam na to czasu.
Wieczorem trzeciego dnia wyprawy dojechaliśmy do stolicy Cypru, Nikozji. Nie zdobyliśmy się jednak na odpoczynek; korzystając ze znajdującego się w centrum miasta pieszego przejścia granicznego z Cyprem Północnym przedostaliśmy się na terytorium tego nieuznawanego przez nikogo (poza Turcją) kraju. Po drugiej stronie granicy wynajęliśmy kolejne auto, i cały dzień spędziliśmy na podróży po tym dość enigmatycznym, owianym nimbem tajemniczości regionie. To jednak temat na osobną opowieść; zdradzę Wam tylko, że było warto!
W nocy wróciliśmy do Nikozji, a czwartego dnia rano wystartowaliśmy w tutejszym maratonie. Wyciskając do końca uciekający czas niczym soczystą cytrynę jeszcze tego samego dnia udaliśmy się na południowe wybrzeże Cypru i zafundowaliśmy sobie długi wieczorny spacer po nadmorskim deptaku w Larnace. Bardzo cieszę się, że to zrobiliśmy- dzięki temu przypomniało mi się, dlaczego unikam takich miejsc. Nad morzem zastałem tłum snujących się w każdym możliwym kierunku turystów, szukających pomysłu na spędzenie ostatnich godzin kończącego się dnia. Wszędzie wokół napastowały mnie stragany, sklepy z pamiątkami, karuzele i wszelakie inne tandetne, uliczne „wakacyjne” rozrywki. Zgroza.
Na przekór rozkoszom oferowanym przez przeludnioną Larnakę tę noc spędziliśmy na kempingu, w wynajętym drewnianym domku – dwadzieścia kilometrów za miastem. Przyjaciółmi naszej podróży stały się koty – stado kotów, które opanowało ogrodzony teren kempingu i strzegło podróżnych przed zakusami konkurencyjnych kocich grup. Cypr jest wyspą kotów, a ten kemping uświadomił mi to z całą surowością. Nasza kocia „banda” była świetnie zorganizowana – widząc nowych gości koty wprowadzały się do domków małymi kroczkami, wraz z przyjezdnymi – na początku tylko kroczek, do progu, potem dalej, na dywanik – aż w końcu lądowały wygodnie pod łóżkami. I robiły zabójczo słodkie kocie oczka, przy których człowiek jest zupełnie bezbronny. W efekcie rankiem zostaliśmy bez konserw i bez ostatniej paczki kabanosów – ale za to z pełnymi wyleniałej sierści ubraniami.
Kolejny dzień przeznaczyliśmy na podróż wzdłuż południowego wybrzeża Cypru. Najwięcej czasu zajął nam półwysep Akrotiri wraz ze znajdującym się tutaj słonym jeziorem pełnym brodzących, różowych flamingów. Wiedzieć jednak musicie, że nie spotkacie tych pięknych ptaków o każdej porze roku – zima jest najlepszą porą na fotograficzne safari z nimi w roli głównej; wczesną wiosną odlecą one do nieodległej Afryki.
Południowe wybrzeże obfituje w zabytki starożytności, dlatego też podróż na tym odcinku dłużyła się nam i tworzyła opóźnienia. Cierpliwie mijaliśmy kolejne wraki, stare kościoły, różnorodne stanowiska archeologiczne – by w końcu dojechać do słynnej Skały Afrodyty. Powiem Wam w tajemnicy: skała, jak to skała – sterczy, moknie, i się nie rusza. Gdyby nie nazwa, to pewnie pies z kulawą nogą by się tutaj nie zatrzymał. Wystarczy jednak dorobić legendę… a okaże się, że to, co przed chwilą było zwykłą skałą – teraz jest skałą niezwykłą. Czary.
Niemiłosiernie spóźnieni dotarliśmy w końcu szóstego dnia, ciemną nocą, do Pafos. Tutaj czekał na nas ostatni z noclegów. Rankiem w trybie przyśpieszonym zwiedziliśmy to, co to starożytne miasto ma najlepszego do zaoferowania: kolejne dwa obiekty UNESCO. Pierwszym z nich jest obszerne – liczące sobie kilkanaście hektarów powierzchni – „Święte Miasto Afrodyty„, a drugim odległa o kilka kilometrów na północ Królewska Nekropolia w Pafos. Polecam zwłaszcza to drugie miejsce, choć jego dokładne zwiedzenie (wraz z wchodzeniem do podziemnych grobowców) zajmuje sporo czasu. Niewielkim bonusem będzie widok na kolejny majestatycznie rdzewiejący wrak statku rozbitego na pobliskich rafach. Nie polecam zaś Zamku w Pafos – wznoszącej się w porcie kamiennej budowli, która na pierwszy rzut oka wygląda niezwykle interesująco. Czemu nie polecam? Cóż… gdy kiedyś wejdziecie do środka, sami się przekonacie – ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła.
Siódmego dnia wędrówki rzutem na taśmę złapaliśmy wieczorny samolot do Polski. Umordowani – ale szczęśliwi – wróciliśmy do naszego kraju, by w końcu móc solidnie odpocząć. Wszak dla mnie podróże nie są odpoczynkiem: idealna wyprawa to taka, z której wraca się na czworaka. Odpoczywa się najlepiej we własnym domu.
Bilety na samolot – 321 pln / 1 osoba w obie strony.
Na Cypr możecie dolecieć tanimi liniami z wielu lotnisk w Polsce: z Gdańska, Modlina, Krakowa, Katowic. Ceny są bardzo atrakcyjne, czego skutkiem były zajęte wszystkie miejsca w naszych samolotach. Kupowaliśmy bilety na dwa tygodnie przed wylotem, cena obejmowała bagaż podręczny – bez dużego bagażu rejestrowanego.
Wynajem auta na Cyprze – 1070 pln / 7 dni na 3 osoby.
Także wynajem samochodu (przynajmniej poza sezonem) jest bardzo przystępny cenowo. Za wynajem zapłaciliśmy niecałe 600 złotych, jednak po zastanowieniu się uznaliśmy, że ze względu na ruch lewostronny warto dokupić także pełne ubezpieczenie. Kosztowało ono sporo, bo prawie tyle co sam wynajem auta – jednak ten dodatkowy koszt wydaje się rozsądny zważywszy na fakt, że depozyt na wypadek szkód komunikacyjnych wynosił aż 1100 euro. Najmniejsza stłuczka kosztowałaby nas więc bardzo dużo.
Wynajem auta na Cyprze Północnym – 60 Euro / 1 doba na 3 osoby.
Za odrębny wynajem auta po przekroczeniu granicy z Cyprem Północnym w Nikozji zapłaciliśmy stosunkowo dużo. Tamtejsze wypożyczalnie mają mniej klientów, nie ma między nimi konkurencji, a i długość wynajmu w naszym przypadku była niewielka – zaledwie jeden dzień. Pomimo tego „zbiliśmy” cenę z początkowej wartości 75 euro. W cenie wynajmu było tylko częściowe ubezpieczenie, ale z bardzo niskim wkładem własnym wynoszącym zaledwie 100 euro – więc nie kupiliśmy dodatkowego ubezpieczenia. Co ciekawe nie musieliśmy podawać karty kredytowej, wszystko odbyło się na podstawie okazanego paszportu.
Noclegi – 2420 pln / 7 dni na 3 osoby.
Łącznie korzystaliśmy z siedmiu miejsc noclegowych. Najdroższy był nocleg w Nikozji, ponad 500 złotych za apartament za dobę – ale pozostałe hotele i kwatery były już bardziej ekonomiczne. Za noclegi płaciliśmy od 180 do 300 złotych (3-osobowe pokoju, lub duże apartamenty). Obiekty wybieraliśmy ekonomicznie, gdyż przy naszej formie podróżowania i tak nie jesteśmy w stanie korzystać z dodatkowych atrakcji takich jak np. basen czy sauna. Na spanie docieraliśmy zwykle już w ciemnościach, a rankiem wyruszaliśmy w dalsza trasę – gdy tylko nakarmiliśmy do syta wszędobylskie koty. Tak to już jest, że coś, co początkowo robisz dla przyjemności – w końcu zawsze stanie się Twoim obowiązkiem. Cypryjskie koty nie znają litości.
Opłata startowa w maratonie – 10 Euro / osobę
Absolutny hit. Najtańsza opłata startowa za udział w maratonie z jaką spotkałem się od dobrych dziesięciu lat.
Paliwo – 480 pln / 3 osoby
Cena paliwa na Cyprze oscyluje pomiędzy 1,44 a 1,7 euro. Tak jak wspomniałem wyspa jest stosunkowo nieduża, więc trudno tutaj zrobić tysiąc kilometrów samochodem – co daje koleją sporą oszczędność.
Bilety do obiektów archeologicznych – 25 euro / 1 osobę
Zwiedzanie bizantyjskich kościołów w górach było bezpłatne, natomiast za wstęp na resztę obiektów trzeba było zapłacić. Bilety były w dwóch cenach – 2.5 oraz 4.5 euro. Nie umiem powiedzieć czemu raz było tyle, a raz inaczej.
Restauracje – 300 złotych / 1 osobę
Dobry, kompletny posiłek można zjeść za 12-18 euro / osobę. Oczywiście pozostaje kwestia odpowiedniego przeszukania ofert, bo restauracje potrafią podać nawet żeberka z flaminga; jeżeli tylko ktoś chciałby takie danie zamówić (i były gotów za tę ekstrawagancję zapłacić). Tylko jeden z naszych noclegów oferował śniadania, ale wszystkie pokoje i apartamenty miały (lepiej lub gorzej) wyposażoną kuchnię. W naszym przypadku dominowało żywienie sklepowe.
Zakupy spożywcze – 700 złotych / 3 osoby
Ceny w sklepach są nieco wyższe niż w Polsce, choć oczywiście nie dotyczy to wszystkich produktów – zwłaszcza lokalnych. Warto sprawdzać ceny na metkach, bo lubią być nieco oderwane od naszych oczekiwań i przyzwyczajeń.
Łącznie za tygodniowy pobyt na Cyprze – połączony z intensywną podróżą i zwiedzaniem – zapłaciliśmy około 7200 złotych (wraz z przelotami z Polski) Jest to kwota do podziału na trzy dorosłe osoby. Jak więc łatwo policzyć wydaliśmy po około 2400 złotych na osobę – czyli po niecałe 350 złotych za „osobo-dobę”. Myślę, że w dzisiejszych czasach jest to wartość ekonomicznie atrakcyjna. Tyle samo wydałaby na naszą podróż 3-osobowa rodzina, co już jednak nie wygląda aż tak okazyjnie.
Szukając oszczędności można więcej czasu poświęcić wyborowi miejsc noclegowych. My jednak rezerwowaliśmy je dopiero w ostatniej chwili nigdy nie będąc pewnymi, dokąd kolejnego dnia uda nam się dojechać – a to ograniczało wybór. Można było także zamiast trzech bagaży kabinowych spakować się w jeden duży, rejestrowany – jednak z taką dużą torbą trudniej jest poruszać się choćby w górach. Można było także zrezygnować z wynajmu auta na Cyprze Północnym – to jednak uszczupliłoby zakres naszej podróży.
Dobrym pomysłem byłby nocleg poza Nikozją (apartament w Nikozji był bardzo drogi) – ale wtedy nie mielibyśmy jak dostać się na maraton, który startował o 7:00 rano. Pięćset złotych taniej kosztowałby wynajem auta bez ubezpieczenia – ale mogłaby to być w ostatecznym rozrachunku tylko teoretyczna oszczędność.
Cypr jest bardzo łatwym celem; zarówno w przypadku prostego turystycznego wypoczynku, jak i bardziej ambitnej podróży. Wyspę mogę polecić jako doskonałe miejsce do zdobywania pierwszych szlifów w samodzielnym podróżowaniu bez pomocy biur podróży. Koniecznie jednak musicie wynająć tutaj auto – całe szczęście wypożyczalni jest bardzo dużo, i są one stosunkowo tanie. Wynajętych pojazdów na wyspie porusza się sporo; rozpoznacie je po czerwonych tablicach rejestracyjnych. A wtedy uwaga – mogą przez pomyłkę dziwnie zachowywać się na skrzyżowaniach i rondach.
Jestem także przekonany, że sezon zimowy jest dobrym pomysłem na zwiedzenie wyspy. Możecie wtedy liczyć na mniejszą liczbę turystów, bardziej elastyczną ofertę noclegową oraz znośniejsze temperatury. Dzień w środku lata na Cyprze potrafi być morderczo wymagający; a wtedy niezbędne okażą się tak przeze mnie nielubiane hotelowe baseny. Dokuczliwym minusem charakterystycznym dla zimy jest jedynie wcześnie zapadająca noc. Jeżeli lubicie pospać do południa, to na zwiedzanie zostanie wam zaledwie kilka godzin dnia.
Aha – i pamiętajcie: trzeba uważać na koty. Są mistrzami w swoim fachu.
I tyle.