Zamek Ksani (dawna nazwa Mtkvari) znajduje się nieopodal drogi wiodącej z popularnego historycznego gruzińskiego miasta Mccheta na zachód, wzdłuż rzeki Kury. Zaraz po minięciu miejscowości Dzegvi rzeka ta silnie meandruje, łącząc się po chwili z mniejszą i sezonową rzeczką Ksani – i od niej właśnie zamek otrzymał swją nazwę. Pomimo górzystego terenu nie sposób nie zauważyć go już z daleka – wspomniany szczyt, na którym wybudowano twierdzę, nie jest może najwyższy w okolicy, ale na tyle wyeksponowany, że widać go już z odległości wielu kilometrów.
Aby zwiedzić zamek należy podjechać pod zbocze góry, zatrzymać się na pobliskim dość dzikim parkingu przypominającym raczej pobocze, i ostatnie kilkaset metrów podejść pieszo. Choć momentami można odnieść wrażenie, że da się samochodem podjechać jeszcze bliżej, to nie róbcie tego – droga po chwili staje się wąska, bardzo złej jakości, dziurawa, a na dodatek nie ma jak na niej zawrócić: będziecie musieli wracać w dół na wstecznym, co będzie i niekomfortowe – i wręcz niebezpiecznie.
Zamczysko wzniesiono w latach 1511-1513 na polecenie Bagrata I, Księcia Mukhrani – jednego z kilku synów Króla Gruzji Konstantyna II. W tamtym czasie wzgórze znajdowało się na pograniczu królestwa i stanowiło ważny klucz do panowania nad regionem. Był to zresztą klucz o tyle istotny, że w pobliżu znajdowało się także inne gruzińskie królestwo należące do Jerzego II z Kachetii. Władca ten nie przez przypadek posiadał przydomki Jerzy Zły oraz Jerzy Szalony – w drodze do władzy zamordował swego ojca Króla Kachetii Aleksandra oraz oślepił młodszego brata, rywala do tronu – Demetre. Z drugiej strony z pewnością był on człowiekiem swoich czasów, a uczynki których się dopuścił nie były wtedy niczym wyjątkowym.
Ów Jerzy II z Kachetii próbował obalić Króla Dawida X, ojca księcia Bagrata I – właściciela Zamku Ksani. Oblegał więc aż dwukrotnie twierdzę będącą bohaterem dzisiejszej opowieści. Jego lokalizacja na wyniosłej skale, liczącej sobie aż 600 metrów wysokości, była jednak na tyle bezpieczna, że w grę wchodziło wyłącznie długotrwałe oblężenie i próba wzięcia obrońców głodem. Legenda mówi o tym, że kiedy po trzech miesiącach takiego oblężenia wysłano na zamek wino, książę Bagrat odesłał z podziękowaniem w dół żywego łososia z zamkowej studni. Widząc taki dowód na obfitość zapasów wśród obrońców, atakujący zwinęli oblężenie i wycofali się.
Historia z oblężeniem powtórzyła się podobno drugi raz, ale nie dane było Jerzemu II Złemu próbować szczęścia do trzech razy sztuka. Podczas drogi powrotnej z kolejnego oblężenia rezydującemu w twierdzy Księciu Bagratowi udało się zaatakować z zasadzki wycofujące się wojska przeciwnika i pojąć Jerzego II w niewolę. Przewieziono go na zamek, po czym zabito na głównym dziedzińcu.
Wraz z końcem zagrożenia ze strony wojowniczego sąsiada Twierdza Ksani zaczęła szybko popadać w ruinę. Jeszcze w 1746 roku kolejny gruziński książę – Konstantyn III – odbudował ją i wzmocnił, ale ostatecznie została ona porzucona. Jako powód tej decyzji wskazuje się na fakt, że od samego początku wzniesiono ją na szczycie góry silnie narażonej na osuwanie się zboczy; te katastrofy nękały fortecę regularnie przez wiele lat jej świetności – niszcząc między innymi baszty i część murów.
Owe ślady po osuwiskach widać nawet dziś. W okresie panowania tzw. władzy sowieckiej na zamek wybudowano krętą drogę, zabezpieczoną dużymi betonowymi blokami – jednak niewiele to pomogło, gdyż i tak cała konstrukcja została zniszczona w ciągu kilkunastu lat przez siły natury. To właśnie resztki ten betonowej drogi kuszą by wjechać na szczyt samochodem, ale po kilku zakrętach okazuje się to niemożliwe. Uszkodzenia są tak duże, że miejscami nawet pieszy wędrowca ma problem z ominięciem zawalisk.
Dziś także sam zamek nie prezentuje się zbyt dobrze. Część murów jest zwalona, a niektóre baszty są w bardzo złym stanie. Mury wzniesiono z okolicznych otoczaków zmieszanych z kamieniami i cegłami – a taka forma umocnień nie okazała się zbyt trwała. Pośrodku zamku znajdują się resztki dziedzińca oraz studnia, o której źródła twierdzą, że jest wspomnianym stawem, w którym hodowano łososie. Kiedyś do zamku prowadził jeszcze akwedukt zaopatrujący go w wodę, ale nie udało mi się znaleźć jego śladów. Sam zamek ma nieregularny kształt, posiadał cztery wieże (dziś widoczne są trzy z nich) oraz miał wymiary około 40 x 36 metrów.
Obecnie zamczysko ma status trwałej ruiny, choć znajduje się na gruzińskiej liście zabytków narodowych. Wstęp do niego jest nieograniczony, nie ma żadnego ogrodzenia, kasy biletowej czy ochrony – więc na upartego pewnie można tu nawet przenocować pod namiotami. Można także wydłużyć szlak zwiedzania i pomaszerować dalej, do odległego o kilka kilometrów kościoła o nazwie Church of Saint George. Nam nie było jednak po drodze, ruszyliśmy dalej własną ścieżką ku zachodzącemu słońcu.
I zasadniczo to byłoby chyba na tyle. Choć budowla z daleka wydaje się interesująca, to wewnątrz nieco rozczarowuje. Wspinaczka zniszczoną drogą zajmuje około 20 minut, jest to więc mimo wszystko dobre miejsca na krótką przerwę w podróży. Dołączam także krótki filmik z drona – niezbyt dobrej jakości, bo w 2023 roku dopiero uczyłem się latać. Wiem, że ujęcia mogłem zrobić lepsze, ale nie od razu Rzym zbudowano!