Do Iranu na trzeźwo bym nie pojechał. Wróć, źle mówię: decyzji o wyjeździe do Iranu nie podjąłbym na trzeźwo. Siedzieliśmy wieczorem w hotelu, podczas jakiejś branżowej konferencji, i kończyliśmy flaszkę. Którąś tam z kolei. I wtedy Sławek zawołał: „Zobaczcie, w Iranie robią maraton!„. Uśmialiśmy się – jak to chłopy przy wódce – a później poszliśmy w miasto szukać cywilizacji. Rano wstając na okropnym kacu okazało się, że zapisaliśmy się na maraton w Persepolis. W samym środeczku Iranu.