Żeby moja opowieść była kompletna wypada powiedzieć także trochę o przeszłości i przyszłości tego miejsca. Okazuje się, że Antarktyda to jednocześnie najwyższy i najniższy kontynent naszej planety. Jak to możliwe? Jej średnia wysokość wynosi prawie pięciu kilometrów – dla porównania średnia wysokość Europy to zaledwie 292 metry, a górzystej Azji – 990 metrów. Gdyby jednak stopić cały lód zalegający powierzchnię Antarktydy, to zostałaby naga skała o średniej wysokości zaledwie… 83 metrów nad poziom morza.
Oczywiście nie znaczy to, że cały kontynent jest tak płaski. Występują na nim wulkany, ogromne łańcuchy górskie oraz jedne z największych na świecie jezior – wszystko to jednak skryte jest pod wielokilometrową warstwą lodu, który wciska swoim ciężarem cały kontynent w głąb kuli ziemskiej. Na Antarktydzie znajduje się także najniżej położony na naszej planecie kawałek lądu – dolina ryftowa, której dno leży na głębokości dwóch i pół kilometra poniżej poziomu oceanów. Nigdy tam jednak nie stanie żaden człowiek, gdyż nad tą doliną piętrzy się pokrywa lodowa o grubości siedmiu kilometrów…
Musicie wiedzieć także, że nie zawsze Antarktyda była mroźnym i opuszczonym pustkowiem. W odległych okresach swojej historii kontynent położony był bardziej na północ, dzięki czemu panowały na nim okresowo warunki tropikalne. Dwieście milionów lat temu Antarktyda wchodziła w skład superkontynentu Gondwany i była połączona z Afryką, Australią, Ameryką Południową – a nawet z Indiami. Gdy północna część Antarktydy sięgała do równika, po jej zielonych dżunglach spacerowały dinozaury. Kiedy Gondwana na skutek ruchów tektonicznych rozpadła się, każdy z jej fragmentów powędrował w innym kierunku: Australia na wschód, Indie na północ, a Antarktyda zakręciła bączka i milimetr po milimetrze siły pływowe zaczęły przesuwać ją coraz dalej na południe – w kierunku Bieguna Południowego.
Ten dryf na południe spowodował, że ogromne lasy porastające Antarktydę zaczęły umierać – przemieniając się z wolna w pokłady węgla kamiennego. Był to proces bardzo powolny, bo jeszcze 40 milionów lat temu Antarktyda stanowiła jeden ląd wraz z Australią, Nową Zelandią i Nową Gwineą. Zamieszkiwały ją wtedy gatunki zwierząt, po których dziś nie pozostał już żaden żywy ślad: jej lasy i równiny przemierzali choćby praprzodkowie torbaczy – biologiczne archetypy kangurów, misiów koala czy wilków workowatych.
Z każdym kolejnym milenium Antarktyda coraz bardziej oddalała się od równika. 23 miliony lat temu pękły ostatnie lądowe połączenia z Ameryką Południową i powstała Cieśnina Drake – wody Atlantyku i Pacyfiku na zawsze oddzieliły Antarktydę od reszty świata. Gdy większość kontynentów kontynuowała wędrówkę na północ, Antarktyda stawała się coraz bardziej osamotniona. Jej lasy wymarły, zwierzęta wyginęły, a teren pokryły gigantyczne lodowce. Obecnie od Ameryki Południowej dzieli ją tysiąc kilometrów, od Australii trzy tysiące, a od Afryki aż cztery tysiące.
Nie jest to jednak koniec historii wędrówki tego niezwykłego kontynentu. Komputerowe symulacje pokazują, że w ciągu najbliższych 50 milionów lat w wyniku kolizji Europy z Afryką zniknie Morze Śródziemne, a bohater naszej opowieści w końcu rozpocznie mozolną wędrówkę na północ podążając za swoimi braćmi. Być może za kilkadziesiąt milionów lat Antarktyda ponownie ożyje! Stopią się kilometry lodu co spowoduje podniesienie się poziomu światowego oceanu aż o 60-70 metrów. Najpierw kontynent zderzy się z płytą Nowej Zelandii, a następnie zacznie spychać wyspy Oceanu Spokojnego w kierunku równika. Za 250 milionów lat wszystkie kontynenty ponownie się połączą i stworzą kolejny w historii naszej planety superkontynent. Naukowcy nawet nadali mu już nazwę: Aurica. Gdy to się stanie, na Antarktydzie ponownie wyrosną lasy i popłyną rzeki.
Nie ma jednak pewności, że tak właśnie się stanie. Inne symulacje pokazują, że wszystkie kontynenty – poza Antarktydą – zderzą się w odległej przyszłości w okolicy Bieguna Północnego. Antarktyda jako jedyna pozostanie zaś na biegunie południowym – i to już na zawsze. Ostatecznie osamotniona, z podpisanym wyrokiem śmierci na wszelkie istniejące na niej formy życia.
Na zakończenie jeszcze obowiązkowa ciekawostka. Istnienie tzw. Kontynentu Południowego przewidział w starożytności już Arystoteles. Istnienie ogromnej terra incognita postulowali także XVI wieczni myśliciele i podróżnicy. Analizując rozkład znanych kontynentów i wysp uważali, że daleko na południu powinien leżeć jeszcze jeden ogromny ląd, który równoważyłby ciężar Eurazji. Wskazywali, że w innym przypadku Ziemia jako planeta byłaby w nierównowadze, i ciągle by się przetaczała z boku na bok podczas swojej wędrówki wokół Słońca. Musicie przyznać, że bardzo ciekawa argumentacja. I choć nieprawidłowa, to właśnie takie myślenie spowodowało iż w kierunku Antarktydy – wtedy jeszcze hipotetycznej – wyruszyły wyprawy poszukiwawcze.
Żegnaj Antarktydo. Mam nadzieję, że widzimy się za 250 milionów lat na równiku.
Zdjęcia: Krzysztof Mazur, Michał Walczewski