Ze względu na brak obostrzeń zdecydowanie najpopularniejszym od dłuższego już czasu kierunkiem wypraw „ku słońcu i tropikom” jest Zanzibar – tanzańska wyspa leżąca u wschodnich wybrzeży Afryki. Wielu z Was zapewne zastanawiało się nad tym „ile taka przyjemność kosztuje?” Postaram się na to pytanie odpowiedzieć a przy okazji pokazać Wam jak taką wyprawę zorganizować… samemu!

Pierwsze na co trzeba zwrócić uwagę to rozróżnienie dwóch części Tanzanii: Tanganiki i Zanzibaru. Wyspa Zanzibar jest wyspą należącą do Tanzanii ale cieszącą się bardzo szeroką autonomią. W rzeczywistości można odnieść wrażenie że od tego Państwa dzieli ją wszystko: położenie geograficzne (Tanganika leży na kontynencie, a Zanzibar – na wyspie), religia (Tanganika jest w większości chrześcijańska a Zanzibar muzułmański), ludność (Tanzanię kontynentalną większościowo zamieszkują ludy afrykańskie a Zanzibar – Arabowie) i historia (Zanzibar był arabską kolonią a później nawet samodzielnym sułtanatem już w X wieku, a Tanganika państwem jest zaledwie od 1961 roku)
 
Tanganika była w od połowy XIX wieku aż do końca I wojny światowej kolonią Niemiecką (Niemiecka Afryka Wschodnia), a Zanzibar najpierw kolonią Portugalską a później Brytyjską. Pomimo tych różnic oba kraje połączyły się w 1964 roku w jeden organizm – przyjmując wspólną nazwę biorącą się od trzech pierwsze liter z każdej z nich TANZAN-ia (czyli TAN-ganika i ZAN-zibar)
Ze względu na tę odrębność Tanzania zaoferować może podróżnikom dwa zestawy zupełnie różnych atrakcji. Te znajdujące się na Zanzibarze to dziesiątki kilometrów wspaniałych plaż obfitujących w palmy i piasek, te w Tanganice to pierwotne parki narodowe pełne dzikiej zwierzyny oraz wulkaniczne pasma górskie z królującym wyniośle nad całym kontynentem Kilimandżaro. Wybierając się kiedykolwiek do Tanzanii musicie mieć w pamięci te właśnie różnice: mimo iż Zanzibar i Tanganika to jeden kraj, to każda z tych dwóch części jest diametralnie różna.
 
Tyle tytułem geopolitycznego wstępu o którym każdy podróżnik wiedzieć powinien. Miało być jednak o kosztach wyprawy – czyli o zastanawianiu się nad tym kogo na te atrakcje stać… A więc do dzieła!
Ze względu na odległości najdroższym elementem wyprawy z Polski do Tanzanii jest transport: Warszawę od Zanzibaru – najczęstszego turystycznego celu – dzieli drogą lądową 10 tysięcy kilometrów. By tam dojechać należy przejechać przez takie kraje jak Turcja, Syria, Egipt, Sudan… Dlatego też zrezygnujmy jednak z drogi lądowej i zajmijmy się prostszym rozwiązaniem jakim jest samolot.
Planując dziś wakacje na lipiec tego roku bilety lotnicze z Polski do Tanzanii kupimy już poniżej 3000 złotych / osobę. Takim wygodnym połączeniem może być np. lot z Warszawy liniami KLM z przesiadką w Amsterdamie. Podróż zajmie nam niecałe 13-godzin i kosztować będzie 2900 złotych. Można powiedzieć że drogo ale to wariant dla wygodnych. Zawsze można poświęcić więcej czasu na poszukiwania połączeń bardziej ekonomicznych (choć jednocześnie nieco bardziej też skomplikowanych): np. z Berlina dolecicie za niecałe 2400 złotych. Różnica 500 złotych może niewielka, ale przy 3-4 osobowej rodzinie już znacząca nawet jeżeli uwzględnicie potrzebę dojechania do Berlina (pamiętajmy, że niektórzy mają bliżej do Berlina niż do Warszawy!). Jeżeli ktoś preferuje lotnisko w Wiedniu, to doleci z niego na Zanzibar w lipcu za ok 2500 złotych.
 
Ci którzy ponad piaski oceanu przedkładają dziką przyrodę i planują odwiedzenie Tanzanii kontynentalnej pamiętać muszą, że loty na kontynent są nieco droższe. Jeżeli zaś planujecie połączyć wypoczynek na wyspiarskiej plaży z safari w głębi lądu to polecam przylot do Zanzibaru i podróżowanie po Tanzanii lokalnymi liniami lotniczymi. Tutejsze bilety kupowane z wyprzedzeniem kosztują pomiędzy 200 a 300 złotych, a kupowane na ostatnią chwilę 400-500 złotych. W przypadku łączenia „przyjemnego z pożytecznym” musicie jednak na urlop przeznaczyć 2 tygodnie – jeżeli dysponujecie krótszym urlopem to trudno Wam będzie pogodzić plaże z parkami narodowymi.
Należy pamiętać o obowiązku posiadania wizy. Można ją wyrobić zarówno przez Internet jaki i bezpośrednio na miejscu na lotniskach. W obu przypadkach kosztuje ona 50 dolarów. Dla spokoju i uniknięcia kolejek lepiej zrobić to jeszcze w Polsce, najlepiej na dwa tygodnie przed wyjazdem – jej uzyskanie może trwać do 10 dni (zwykle jednak 2-4 dni)
 
Gdy już dotrzemy do Tanzanii możemy cieszyć się słońcem… jeżeli celem naszym był Zanzibar. Tutejsze hotele w przytłaczającej części leżą nad wschodnim brzegiem wyspy i oferują wszystko co tylko jesteście w stanie sobie wymarzyć – oczywiście pod warunkiem, że jesteście gotowi za to zapłacić. Niemniej nie są to wielkie koszty – interesujące czterogwiazdkowe hotele znajdziecie już za 200 złotych za dobę, a wszystko co będziecie gotowi wydać ponad to – zwróci Wam się w dodatkowych luksusach. Oczywiście znajdziecie także oferty dużo tańsze – nawet po kilkadziesiąt złotych – uważam jednak, że jeżeli na bilet lotniczy możecie wydać 2-3 tysiące złotych to warto wydać kolejne 1500 złotych na dobry hotel. Choć zdania mogą być różne tak jak i różne są budżety oraz potrzeby każdego z nas. Warto wiedzieć że hotele tej samej klasy na Zanzibarze bywają 2-4 razy tańsze niż ich odpowiedniki nad Bałtykiem. Łatwo policzyć po ilu dobrach zwraca się koszt biletu samolotowego.
 
Tego już zapewne mówić nie muszę, ale wspomnę z dziennikarskiego obowiązku: górnej granicy cen nie ma. Za nocleg możecie zapłacić i 5000 złotych za dobę.
 
Planując wylot na Zanzibar warto skontaktować się z hotelem i sprawdzić cenę transferu z lotniska. Lotnisko na Zanzibarze położone jest niecałe 10 kilometrów od stolicy wyspy i 20 kilometrów od wschodniego wybrzeża. Jeżeli rezerwujecie hotel to powyjściu z samolotu może czekać Was jeszcze daleka droga lądowa. Tutaj mam dla Was dobrą informację: ceny taksówek pod lotniskiem są urzędowe i nie grozi Wam naciągnięcie przez nieuczciwych kierowców. Ceny kursów nawet do najdalej położonych turystycznych regionów są określone z góry. Jeżeli więc cena zaproponowana przez hotel nie będzie Wam odpowiadała – nie martwcie się: weźcie po prostu taksówkę na lotnisku. Każdy taksówkarz zobowiązany jest pokazać Wam cennik – to ewenement na skalę tej części Afryki. Oczywiście trzeba o to poprosić przed rozpoczęciem kursu.
 
Gdy już dotrzecie do wymarzonego resortu lub hostelu – w zależności od hobby – rozpoczniecie plażing. Czeka na Was sporo tradycyjnych atrakcji zależnych od upodobań do nurkowania, surfowania, latania. Jeżeli będziecie ostrożnie gospodarować kartą kredytową to wystarczy Wam tych atrakcji na długie tygodnie.
 
Przy okazji pamiętać musicie o jednym – w całej Tanzanii rządzi dolar. Oczywiście jest tu lokalna waluta (szyling tanzański) ale używa się jej głównie przy małych transakcjach jak kupno ryby, gazety, owoców w sklepiku. Wszędzie indziej płacicie dolarami: w taksówce, w hotelu, w sklepie z upominkami, za atrakcje.
Zabierzcie więc ze sobą kartę walutową lub gotówkę – inaczej przewalutowania podbiją znacząco Wasze koszty pobytu. Zdarza się nawet że niektóre transakcje płatnicze wykonywane za pomocą zwykłych kart najpierw przewalutowywane są z tanzańskiego szylinga na stosowany w RPA rand, następnie na euro i z euro dopiero na dolara. Jaki będzie koszt takiego przewalutowania nie chcecie wiedzieć. Jakby coś – ostrzegałem!
 
Zakładam jednak że zakopani w tutejszym piaski długo na Zanzibarze nie wytrzymacie. Możecie wynająć auto (jeżeli to planujecie, to proponuję zrobić to od razu na lotnisku – szybko się zwróci) i ruszyć w objazd wyspy. Wynajem aut na Zanzibarze jest stosunkowo tani, pamiętajcie jednak że jeździ się do góry nogami – czyli po angielsku. Warto ułatwić sobie prowadzenie i wybrać automatyczną skrzynię biegów. Ceny zaczynają się od 150-180 złotych za dobę z pełnym ubezpieczeniem.
 
Co jednak gdy Wyspa Zanzibar zacznie wychodzić Wam bokiem i macie nieco bardziej ambitne plany? Czas wyruszyć na dziki kontynent – do Tanganiki.
 
Tak jak pisałem wcześniej po Tanzanii najsprawniej poruszać się lokalnymi liniami lotniczymi. W zasięgu 2 godzin lotu jest praktycznie cały kraj: możecie polecieć i nad słynne Jezioro Wiktorii w którym swoje źródła ma rzeka Nil, i do Moshi – pod słynny wulkan Kilimandżaro, a także do Arusha – miejsca z którego wyrusza większość wypraw na safari w Serengeti.
Bilety kupowane z kilku tygodniowym wyprzedzeniem potrafią być bardzo okazyjne (nawet poniżej 200 złotych za lot). Ciekawą opcją jest zaplanowanie trasy lotniczej Zanzibar – Mwanza – Kilimandżaro – Zanzibar i zatrzymywanie się w każdym miejscu na 2-3 dni. Jeżeli czas Was pogania, to polecam rezygnację z Mwanzy i Jeziora Wiktorii.
 
Jeżeli budżet nie pozwala Wam na powietrzne podboje, to śmiało możecie po Tanzanii poruszać się komunikacją zbiorową – głównie autobusami dalekobieżnymi ale także pociągami (choć te jeżdżą rzadko i tylko w kilku kierunkach). Autobusy są bardzo tanie – 560 kilometrowy kurs z położonego vis-à-vis wyspy Zanzibar miasta Dar es Salaam do Moshi u stóp Kilimandżaro to raptem wydatek 30-40 złotych. Zdecydowanie drożej może Was kosztować taksówka z centrum miasta na dworzec autobusowy – trzeba więc uważać. W autobusie musicie zaś zacisnąć zęby i przetrwać puszczaną w kółko głośną muzykę oraz filmy (jeżeli jest telewizor). Królują teledyski gangsta oraz opery mydlane przy których „Złotopolscy” są kosmiczną sagą akcji pełną wartkich scen batalistycznych.
 
Doskonałą przygodą są też podobno podróże pociągami – ale tego niestety nie umiem potwierdzić – nie miałem okazji skorzystać z tego środka transportu. I bardzo żałuję bo podobno mogą to być legendarne przejazdy.
Niestety zarówno autobus jak i pociąg są bardzo czasochłonnymi środkami transportu i przy odległościach jakie macie do pokonania (Tanzania ma trzy razy większą powierzchnię od Polski) w sytuacji gdy jesteście ograniczeni czasem – lepszym wyborem jest samolot.
Jeżeli najpierw wypoczywaliście na Zanzibarze i dopiero po tym ruszyliście w interior – mam dla Was złą wiadomość. Hotele na kontynencie oferują o wiele gorszą jakość niż te z wyspy. Tutaj już króluje Afryka z filmów mniej romantycznych – choć jak zawsze gruby portfel potrafi czynić cuda. Ale musi być bardzo gruby.
 
Dobrą wiadomością jest jednak to, że hotele są jeszcze tańsze niż na Zanzibarze. Jeżeli zadowoli Was skromny pokój w trakcie podróży – taki by spędzić w nim noc lub dwie – to możecie śmiało zejść poniżej 100 złotych za dobę (dla 2 osób ze śniadaniem). I wciąż nie będzie to Masajska lepianka… Choć ten żart jest nie na miejscu: Masajskie noclegi są najdroższe ze względu na swój klimat rodem z Cepelii.
 
Na bliskie odległości możecie poruszać się taksówkami, lecz trzeba pamiętać o mocnym targowaniu się – przed zajęciem miejsca w pojeździe. Alternatywą są liczne motory pełniące funkcje taksówek – ich ceny są wręcz pomijalne (np. 1 dolar za 7 km). Warto dogadywać się bezpośrednio z właścicielami hotelików w których się zatrzymujecie – są o wiele bardziej skłonni do zejścia z ceną… co jednak nie oznacza, że nie będą próbowali Was grubo naciągnąć.
Jeżeli jesteście pierwszy raz w Afryce tu musicie pamiętać jedną z zasad: zagranicznych turystów obowiązują ceny wyjściowe wielokrotnie wyższe niż lokalsów. Dotyczy to nie tylko atrakcji turystycznych, cen taksówki czy usług. Dotyczy to także surowej ryby znalezionej na chodniku, butelki wody kupionej na targu czy fryzjera. Wydaje nam się że doskonale o tym wiemy i dlatego od razu zbijamy proponowane ceny o połowę… tymczasem mieszkańcy Tanzanii też wiedzą o tym że my wiemy i że będziemy chcieli zbić cenę o połowę – dalej dopiszcie sobie sami!
 
Wstęp do Parków Narodowych w Tanzanii jest koszmarnie drogi. Gdy zdecydujecie się wybrać na kontynent, to niemal wszystkie cuda natury jakie ma do zaoferowania ten kraj leżą właśnie na terenie owych parków. I pisząc „koszmarnie drogie” nie mam na myśli stu złotych. Każdy dzień pobytu z parkach kosztuje nawet… kilkaset dolarów. Tę cenę przemnożyć trzeba przez liczbę dni pobytu w efekcie czego otrzymujemy kwoty oszałamiające. Przykładowo: 3-dniowe safari w Serengeti to koszt powyżej 650 dolarów od osoby. Trwająca tyle samo wspinaczka na wulkan Mount Meru to koszt 700 dolarów. Wejście na Kilimandżaro kosztuje od 7 tysięcy złotych w górę (to zależy od trasy i liczby dni przeznaczonych na wejście)
Jak wyglądają takie wyprawy? Tanzańskie Parki Narodowe zdecydowanie nie są pieszymi wycieczkami po Bieszczadach. Żyją tutaj ogromne stada dzikich i wielkich zwierząt – najgroźniejszych na naszej planecie. Lwy, słonie, hipopotamy, krokodyle, jaguary, nosorożce, hieny, bawoły. W trawie przepełzają czarne mamby. Parki Narodowe są ogromnymi przestrzeniami ciągnącymi się przez tysiące kilometrów kwadratowych. Dlatego też by je zwiedzić potrzebujecie całej wyprawy: samochodów terenowych, przewodników, tragarzy (w górach), kucharzy, strażników z bronią długą. Organizacją wypraw zajmują się posiadające wymagane licencje agencje i to u nich musicie wykupić udział. Jak wspomniałem – nie są to Bieszczady więc tutaj nie ma opcji indywidualnego zwiedzania „bo sam dam radę”.
 
Miejscowe agencje redukują koszty grupując turystów w kilkuosobowe grupy. Wtedy koszty tragarzy, kucharza, przewodnika oraz obowiązkowego strażnika z karabinem dzielą się na kilka osób. Agencja organizuje samochód terenowy (w przypadku safari) i odbiera Was ze wskazanego hotelu (gdzie też po wyprawie Was odstawia) – dzięki temu odpadają dodatkowe koszty dotarcia do parku narodowego – a odległości potrafią być duże. Podczas wypraw macie zagwarantowane jedzenie (po to jest w składzie kucharz!) oraz noclegi – na polach namiotowych lub w drewnianych prostych chatach / kontenerach. Namioty także organizuje agencja – wraz z ich rozstawieniem, demontażem, zapakowaniem na samochód. Przewodnicy rozmawiają po angielsku.
Każdy podróżnik wie, że w Afryce o wszystko należy się targować. Gdy więc słyszymy cenę wyprawy np. „safari za 700 dolarów” wydaje nam się, że połowę stargujemy. Niestety w tym przypadku nic bardziej mylnego. Nawet 80 procent tej kwoty to wspomniane bilety do parku, których cena jest ustalana urzędowo i nie podlega żadnym negocjacjom – nawet w dobie pandemii. Agencji na pokrycie kosztów wyprawy pozostaje raptem 150 dolarów od osoby, z czego musi zapłacić podatki, samochód, paliwo, wyżywienie, noclegi, różnego rodzaju „prowizje”. Celowo nie piszę o pensjach gdyż o tym dowiecie się osobno. Gdy więc zaczynacie negocjacje – musicie zdawać sobie sprawę z tego z jakiej kwoty rzeczywistej może Wam zejść taka agencja.
 
Zależnie od miejsca dochodzą jeszcze dodatkowe koszty – np. przepustka dla samochodu na zjazd do niesamowitego krateru Ngorongoro to dodatkowy koszt… 295 dolarów za 1 dzień. A pieszo nie zejdziecie bo Was po drodze coś zje. W górach dochodzą koszty obowiązkowej „zrzutki” na akcje ratunkowe itd. Pamiętajcie o posiadaniu gotówki w dolarach bo tak właśnie rozliczają się agencje.
 
Wszędzie tam gdzie to możliwe należy dołączać się do grupy innych podróżników tak, by zapełnić auto – dzięki temu koszty stałe dzielą się na więcej osób. Chyba że macie spore zapasy gotówki: wtedy 8-osobową terenową Toyotę możecie mieć sami dla siebie… ale to kosztuje.
Sposobem na ograniczenie wydatków jest wybieranie krótszych wypraw np. 2-dniowych zamiast 3-dniowych. Problem jednak w tym, że zobaczycie dużo mniej – sam dojazd do parku narodowego zabierze Wam połowę czasu. Uważam że tutaj oszczędzać jest sens tylko do pewnego poziomu – w myśl starej zasady: nigdy więcej tutaj nie będziecie. Co zobaczycie teraz, zostanie z Wami na całe życie, a czego „nie zobaczycie” tego możecie już więcej nie mieć okazji przeżyć.
 
Podczas chodzenia po górach potrzebować będziecie dodatkowego sprzętu: śpiworów, rękawic, ciepłych kurtek, kijków, bidonów, nawet raków itd. Zamiast wieźć to przez pół świata wszystkie te elementy możecie wypożyczyć na miejscu w obsługującej Was agencji – w rozsądnych cenach wynoszących od kilka do kilkunastu dolarów za sztukę.
 
Celowo nie opowiadałem wcześniej o wynagrodzeniu pracowników – czas więc zrobić to teraz. Otóż okazuje się, że na wyprawach praktycznie nie otrzymują oni od swoich pracodawców pensji. Tzn. otrzymują ale nieadekwatne do wkładu pracy. Ich głównym źródłem zarobku są tzw. tipy. To pewnego rodzaju napiwek wręczany przez klientów po zakończeniu usługi. Wysokość „tipa” określona jest na 10 do 15 procent całości wartości usługi i dzielona pomiędzy wszystkich pracowników. Ten koszt należy od razu zaplanować – nie jest to wydatek uznaniowy „bo szkoda nam pieniędzy”, „bo nie mamy”, „bo drogo”. Pracownicy będą próbowali uzyskać maksymalny tip za pomocą różnych, niekoniecznie prawdziwych argumentów – jednak trzeba stanowczo nie zgadzać się na więcej niż wspomniane 10-15 procent.
 
Płacimy dolarami i choćby dlatego warto mieć także drobniejsze banknoty (z uzyskaniem reszty będzie kłopot). Wręczając gotówkę należy bezwzględnie podkreślić że jest to napiwek dla całego zespołu – inaczej za pół godziny przyjdzie do Was kucharz a przy opuszczaniu parku narodowego – strażnik – też po tipa. Dobrze jest wręczać napiwek przy świadkach. Tipem pracownicy podzielą się między sobą i w sam proces podziału nie ingerujcie – jeżeli chcecie kogoś wyróżnić śmiało wręczcie mu dodatkowy „ekstra” tip np. 10 dolarów. W lokalnych warunkach jest to wartościowa premia.
 
Z tipami spotkać się możecie na każdym kroku: w hotelu, autobusie, u lekarza. Żeby nie generować problemów uznajcie po prostu 10% dodatek do cen jako obowiązkowy – chyba że jesteście naprawdę BARDZO niezadowoleni z wykonania usługi i macie siłę oraz czas na awanturę. Pamiętajcie, że tipy nie jest formą naciągania turystów – to część lokalnej kultury. Stosują je Tanzańczycy także pomiędzy sobą – owe 10 procent dostanie od właściciela autobusu także lokals którzy Was do niego przyprowadzi dzięki czemu ten sprzeda Wam bilet itd.
 
Podsumowując: Tanzania potrafi być jednocześnie krajem i tanim, i drogim. Zanzibar jest stosunkowo ekonomiczny jeżeli uda Wam się dolecieć na rajską wyspę w miarę „okazyjnie”. Jeszcze tańsza jest część kontynentalna kraju ale… ale jeżeli będziecie chcieli zwiedzić parki narodowe, to ceny stają się koszmarne.
Oto krótkie zestawienie cen dla 1 osoby:
 
– bilety lotnicze z Polski: 2500-3500 pln
– wiza: 50 dolarów
– przeloty lokalne: 200-400 złotych za lot
– dalekobieżne połączenia autobusowe: kilkadziesiąt złotych
– Internet z karty SIM: 20 pln / 10 GB
– dobre hotele na Zanzibarze: 200 pln / dobę / pokój 2-os.
– wynajem auta na Zanzibarze: 150-200 pln / dobę
– średniej klasy hotele na kontynencie: 100 pln /dobę
– trzy dniowa wyprawa na Mount Meru (10 szczyt Afryki): 2500-2800 pln
– trzy dniowe safari w Serengeti: 2800-3000 pln
– siedem dni wspinaczki na Kilimandżaro: 7-10 tysięcy pln
– taksówki: dla „białego człowieka” ceny jak w Polsce, nawet drożej
– taksówki motorem: 1 dolar za kilka kilometrów.
– kierowca z autem na cały dzień: ok 50 dolarów
– bilety do parków narodowych: od kilkudziesięciu do kilkuset dolarów / dobę.
– tabletki anty-malaryczne: np. „Malaron”, ok 180-200 pln w Polsce / paczkę.
 
Najtaniej wyjdzie sama podróż na Zanzibar i spędzenie tam 1-2 tygodni. Jeżeli jednak od podróży wymagacie więcej, to musicie przygotować się na wszystkie opisane wyżej wydatki. Są warte tej ceny ale… budżet takiej aktywnej wyprawy zamknie się kwotą na którą wielu z nas nie jest przygotowanych. W tej cenie możecie zwiedzić pół Ameryki Południowej lub spędzić kilka miesięcy w Indiach.
 
Nie jest lekko.

Więcej materiałów z wyprawy do Tanzanii?