W teorii jestem już odporny na piękno natury. Widziałem rzeczy, o których nie śniło się cyborgom – oraz byłem w miejscach, które nie marzyły się nawet najstarszym starowinkom. Ale to tylko teoria. Wyspa Reunion przytłacza, nokautuje, rzuca podróżnikiem o ziemię a następnie przejeżdża po nim buldożerem. Absolutna wyjątkowość tego miejsca wynika z tylu czynników, że nie wiem czy mam siłę je wymieniać…

Góry, ocean, rzeki i dzika dżungla. Pająki, ptaki, jaszczurki i rekiny – wszystkiego tam jest po sam sufit. Widokami i doznaniami szturmującymi na każdym kroku oczy wędrowca nie da się wypchać kieszeni ani nawet największej walizki – ale można je zachować w kamerze i aparacie. Przepaście, kaniony, urwiska, żleby… brakuje tylko pustyni. To wszystko soczyście przyprawione zielenią oraz pokropione ulewnymi deszczami, które regularnie atakują niczym wygłodniałe krokodyle – o każdej porze dnia.

Mógłbym tak strzępić język w nieskończoność przytaczając przychodzącą mi do głowy listę przymiotników, ale może lepiej będzie jak po prostu obejrzycie film. Napracowałem się nad nim, nawędrowałem po wyspie w poszukiwaniu ujęć – ale chyba było warto. Co ciekawe ujęcia do filmu powstały z uszkodzonego drona, który odmówił mi bezawaryjnej do tej pory pracy… już pierwszego dnia pobytu na wyspie. Strasznie się wkurzyłem.

Więcej materiałów z wyprawy na Reunion?

Więcej materiałów z wypraw na Archipelag Maskarenów?