Podczas tradycyjnych podróży możemy nocować w hotelach, hostelach lub w różnego rodzaju apartamentach, domkach gościnnych i schroniskach. Kiedy jednak nasza podróż przeradza się w prawdziwą wyprawę – w grę zaczynają wchodzić obozowiska rozbijane pośrodku dzikiej przyrody. W takim przypadku podróżnicy najczęściej sięgają po namioty; jednak nie są one jedynym dostępnym rozwiązaniem – alternatywą dla nich są hamaki. Tylko czy taki nocleg ma sens? Czy jest praktyczny? Oto moja przygoda opisująca blaski i cienie wyprawowych hamaków.

Dżungla na wyspie Reunion - nocleg w hamaku

Na karkołomny pomysł abyśmy podczas kilkudniowego trekkingu po wyspie Reunion użyli hamaków zamiast namiotów wpadł Szymon. Jeszcze w Polsce przejrzeliśmy oferty różnych marek i wybraliśmy hamaki wyprawowe, które wraz z dodatkowym osprzętem ważyły niecałe trzy kilogramy za sztukę. Zapytacie teraz: a to hamak może mieć jakieś dodatki? Oczywiście! Na cały hamakowy bałagan składają się tropik, śledzie (zwykle nie ma ich w komplecie – by zmniejszyć mającą marketingowe znaczenie wagę), dodatkowe linki, podwieszana specjalna torba na bagaże oraz składana lub dmuchana karimata. Jeżeli pragniecie użyć hamaka do czegokolwiek innego niż krótka poobiednia drzemka, to każdy z tych elementów okazuje się niezbędny – zwłaszcza w nocy.

Na pierwszy rzut oka hamaki wydają się fajne: można się w nich pobujać i poleżeć wygodnie pod ciepłym słoneczkiem. Te profesjonalne są kompaktowe, lekkie, i w teorii błyskawicznie się je rozstawia – a przynajmniej tak nam się zazwyczaj wydaje. Rzeczywistość jest niestety dość mocno inna.

Zacznijmy może od tego, że hamak wyprawowy to zupełnie inna para kaloszy niż hamak podwórkowy. Skoro ma być niesiony na plecach przez wiele kilometrów, to musi być lekki i musi zajmować mało miejsca w plecaku; jeżeli mamy w nim nocować, to bezwzględnie musi mieć także wspomniane dodatkowe wyposażenie. Najważniejszy jest tropik – bez niego nawet jeżeli nie pada deszcz, to osiadająca poranna rosa zmoczy nocującego wewnątrz człowieka. Standardowo hamak to tylko lekka i bardzo mocna siateczka, która utrzyma ciężar ciała – ale zupełnie nie uchroni przed wilgocią czy wiatrem. Dopiero rozwieszony nad hamakiem tropik daje namiastkę noclegu.

Uzupełnieniem hamaka musi być także mata – coś, na czym się położymy; mówiąc oględnie materac, który wciśniemy pod tyłek. Hamak nie ma żadnej podłogi i zasadniczo pod obciążeniem przybiera kształt kokonu – jest więc wskazane mieć coś co sprawi, iż wewnątrz będzie nam choć trochę „płasko”. Przy okazji taka mata odizoluje nas też od dołu przed przenikliwym chłodem. Podwieszana na dodatkowych linkach specjalna torba pozwoli zaś zabezpieczyć w nocy bagaż oraz buty – choćby przed pająkami i wilgocią. Pamiętać musicie, że w odróżnieniu od najmniejszego nawet namiotu – w hamaku nie ma miejsca na bagaże: nocując w nim wszystko musicie pozostawić na zewnątrz.

Dżungla na wyspie Reunion - nocleg w hamaku

Planując zakup hamaka wyprawowego musicie wziąć pod uwagę całe to dodatkowe wyposażenie. Niestety ale wydający się początkowo atrakcyjnym koszt zakupu hamaka szybko staje się więc iluzją; ostatecznie musicie przeznaczyć na ten cel 1000-1400 złotych; czyli więcej niż na namiot tej samej klasy.

Wbrew pozorom także rozkładanie hamaka nie jest ani łatwe, ani szybkie. Oczywiście można dojść do perfekcji – jednak ten argument przemawiający za hamakami jest dość złudny. Najtrudniejsze w przypadku hamaków jest znalezienie odpowiedniego miejsca na ich rozłożenie; o ile w przypadku namiotu wystarczy kawałek wolnej i z grubsza płaskiej przestrzeni, to hamak wymaga czynnika, o którym często zapominamy: dwóch drzew stojących w odpowiedniej od siebie odległości, o odpowiednim konarze (nie za grubym i nie za chudym) oraz o wysoko rozłożonych gałęziach – i z wolną przestrzenią pomiędzy nimi. W praktyce jest tak, że o ile namiot można rozbić niemal wszędzie – to hamak prawie nigdzie.

Przykład? Analizując już wstępnie nasze plany zauważyłem, że tylko część wyspy Reunion nadaje się do rozstawienia hamaków. Nie przewidywaliśmy problemów w dżungli… ale co z odcinkami biegnącymi przez skalne zbocza gór? Co z polami lawowymi i z bezdrzewną równiną? Mimo wątpliwości postanowiliśmy spróbować…

O tym, jak bardzo niewygodnym – a miejscami wręcz kuriozalnym – sposobem na nocleg jest hamak najlepiej opowiedzą Wam moje notatki sporządzone po wyjściu z dżungli:

Wyspa Reunion - nocleg w hamaku

Nie będę obwiniał bawełny: mam do sprzedania nowiutki hamak, prawie nieużywany. Taki profesjonalny – z pełnym osprzętem, linkami, tropikiem oraz lukiem bagażowym. Zamontować go można niemal wszędzie – na drzewie, na dwóch nieruchomo stojących krowach, na ścianie w stodole czy pomiędzy zepsutymi autami. Zaznaczę, że jako profesjonalista zawsze kupuję od razu to co najlepsze – więc gwarantuję wam, że mój hamak jest mega profesjonalny i należy do najlepszej hamakowej marki. Tylko raz użyty.

A teraz na poważnie: oświadczam, że hamaki zupełnie nie nadają się do nocowania w podróży. Może szybka poobiednia drzemka w ogrodzie, może prezent pod choinkę dla teściowej – być może. Ale w podróż NIGDY! W tym czymś nie da się po prostu spać. Po pierwsze: to jest sama siateczka bez zintegrowanego tropiku – wewnątrz jest więc masakrycznie zimno, gdyż wnętrza nie nagrzejecie ciałem – od razu cały cieplik ucieka w przestrzeń. By uniknąć deszczu i choć częściowo wiatru należy dokupić tropik, który rozbija się osobno nad hamakiem jako swobodnie wiszącą płachtę; w przypadku namiotu tropik trzyma także ciepło, ale w hamaku wcale. Powietrze ma dużą przewodność cieplną, więc leżąc w odsłoniętym hamaku marzniecie z każdej dosłownie strony – marznie każdy kawałek Waszego ciała.

Swoją drogą: po jaką cholerę komuś hamak, nad którym w nocy trzeba od razu rozstawiać tropik – czyli właściwie namiot nad namiotem – żeby nie zmoknąć ??? Zresztą żeby zmoknąć nie musi nawet padać, wystarczy poranna rosa lub las pełen naturalnej wilgoci.

Wyspa Reunion - nocleg w hamaku

W hamaku jest tak mało miejsca, że nawet zębów nie ma gdzie zagryźć. Wszystkie rzeczy – buty, plecak, komputer, aparat, termos – wszystko trzeba trzymać poza hamakiem, bo każdy przedmiot turla się jak szalony i po 10 minutach znajduje się bezpośrednio pod Waszą dupą. W przypadku namiotu uzyskujecie przestrzeń magazynową, w przypadku hamaku cały podróżniczy bagażowy bajzel trzeba trzymać na trawie lub w dodatkowej podwieszanej torbie.

Ale najgorsze z najgorszych jest to, że podczas spania w hamaku nie da się przekręcić czy zmienić pozycji. Ze względu na brak punktów podparcia nie da się nawet założyć skarpetki, a co dopiero obrócić się na drugi bok gdy ten pierwszy Wam się w środku nocy zmęczy. Teoretycznie w środku śpi się na karimacie, ale każda zmiana pozycji powoduje, że karimata leci w kosmos i to ona śpi na was, a nie wy na niej. I nie da się tego diabelstwa poprawić, bo jak to zrobić w stanie nieważkości ??? Kiedy karimata się przekręci, to jedynym sposobem żeby ją poprawić jest wyjście z hamaka.

Ze śpiworem jest identycznie: jeżeli nie zapniecie się w nim od razu, to już się nie zapniecie – bo wszystko natychmiast się przekrzywia. A jak się zakręcicie w śpiworze w hamaku, to już się nie odkręcicie – znowu trzeba wyjść na zewnątrz.

No i sprawy siku / kupy. Kiedy zachce się wam w nocy jedyneczki lub dwójeczki, to musicie wyleźć na bosaka w majtkach z tej durnej konstrukcji i ubierać się na zewnątrz – bo wewnątrz hamaka ubrać się przecież nie da rady. W środku dżungli nocą jest tylko wasz goły tyłek, pełzające robaki, bzyczące muchy i mokra trawa – oraz szukanie butów w ciemnościach, które mokną poza hamakiem – bo w środku przecież nie ma dla nich miejsca. To jakiś psychodeliczny koszmar.

Dżungla na wyspie Reunion - nocleg w hamaku

Czy więc zakup hamaka ma sens? Z pewnością jest grupa osób którym takie rozwiązanie pasuje – i będą bronić tego wynalazku niczym niepodległości. Są na świecie fakirzy, uzdrawiacze dotykiem, ludzie-koty oraz ludzie-węże. Ale ja nie jestem żadnym z nich.

Moim zdaniem spędzenie nocy w hamaku ma tyle sensu, co spanie w wielkim garnku służącym do gotowania zupy – można przykryć się pokrywką i też da się spać – i tyle. Komfort nocowania zarówno w garnku jak i w hamaku jest moim zdaniem ten sam.

Hamak wcale nie jest tańszy niż namiot, wcale nie jest lżejszy niż namiot, i wcale nie jest też łatwiej go rozłożyć. Używać hamaków można tylko w specyficznych miejscach – pamiętajcie, że nie należy uszkadzać przy okazji drzew. W hamaku jest bardzo zimno, praktycznie śpicie pod gołym niebem – co oczywiście może też być czasem plusem. W hamakach jest w końcu także bardzo niewygodnie; eksperci doradzają, iż należy spać w nich po przekątnej – i tak właśnie spałem, ale niewiele to pomogło. Co istotne namiot tworzy zamkniętą przestrzeń magazynową w której możecie położyć i bagaże, i buty – możecie także rozebrać się i ubrać wygodnie. W hamaku da się właściwie tylko leżeć w bezruchu.

Niemniej hamak ma dwie zalety: pewnego rodzaju romantyzm, oraz możliwość powieszenia go nad przepaścią albo bezpośrednio nad wodą lub nad bagnem. Jednak na litość boską… kiedy ostatnio byliście zmuszeni nocować na bagnie lub wisząc dwa metry nad wodą? Może i hamak fajnie sprawdza się na statku wielorybniczym – jeżeli jednak nie jesteście wielorybnikami, to takie rozwiązanie stanowczo odradzam.

Na zakończenie mała podpowiedź: na rynku wtórnym jest bardzo dużo ofert sprzedaży hamaków. Jeżeli chcecie przekonać się o zaletach takiego nocowania na własnych plecach – to namawiam do kupna używanego. Najwyraźniej nie tylko ja po pierwszym razie chciałem sprzedać owo cudo romantyzmu!

Dla czytelników: spodobała Ci się ta opowieść? Zrewanżuj się i postaw mi wirtualną kawę – ten sympatyczny gest zmotywuje mnie do pracy nad kolejnymi materiałami.

Reunion – więcej losowych materiałów z wyprawy:

Ocean Indyjski – więcej losowych materiałów z tej kategorii: