Z maratonu na Tajwanie niewiele pamiętam. Start był w nocy, więc organizatorzy – a raczej władze miasta – specjalnie otworzyli WCZEŚNIEJ metro, by wielotysięczna fala uczestników miała jak dotrzeć na linię startu. Ta znajdowała się obok słynnego wieżowca Taipei 101 – i był to najbardziej ikoniczny element całego maratonu.

Trasę rozegranego w grudniu 2024 roku maratonu poprowadzono centralnymi ulicami Tajpej – stolicy wyspy; ukończyło go aż osiem tysięcy biegaczy. To jednak nie koniec: na dystansie towarzyszącym – w półmaratonie – pobiegło ponad 17 tysięcy kolejnych osób. Wypada więc zadać pytanie czy półmaraton był biegiem towarzyszącym maratonu, czy też zgoła na odwrót? Start oraz meta obu dystansów były wspólne, więc możecie domyślić się jaki panował wszędzie ścisk, i to nie tylko na starcie – ale aż do samego końca biegu! Trasa półmaratonu wprawdzie po kilku kilometrach odbijała w bok, ale… potem ponownie łączyła się z maratonem, by następnie jeszcze raz rozdzielić się po kolejnych kilku kilometrach.

Wydawać by się mogło, że w takim tłumie nie da się zrobić rozgrzewki. A jednak mieszkańcy Tajwanu mnie zaskoczyli: na starcie utworzyli wielki krąg biegaczy, który niczym indiański atak krążył dookoła rozłożonych w środku taborów. Trudno mi to opisać, więc najlepiej jak po prostu obejrzycie film. Nigdy czegoś takiego nie widziałem – i wielki szacunek za ten pomysł (oraz za jego wykonanie wymagające przecież żelaznej dyscypliny od wszystkich uczestników!)

Tajwan, Tajpej Maraton

Sunący po starcie do przodu szeroką ławą tłum biegaczy spowodował, że gdzieś pomiędzy trzecim a czwartym kilometrem zaliczyłem widowiskową wywrotkę. Pośrodku pasów jezdni na Tajwanie drogowcy często umieszczają takie małe światełka rozgraniczające pasy – wypukłe na około 2 centymetry. I o jedno z takich właśnie światełek potknąłem się, po czym zaliczyłem przysłowiową glebę zakończoną krwawym zbiciem obu kolan. Na jednym z punktów nawet medycy chcieli mnie zatrzymać i opatrzyć, ale… im uciekłem.

Duże wrażenie zrobili na mnie kibice zgromadzeni na trasie – a zwłaszcza Tajwańskie Koła Gospodyń Wiejskich. Tę nazwę oczywiście wymyśliłem, ale były to świetnie zorganizowane liczne grupy starszych kobiet, które bębniły i muzykowały w kilkudziesięciu miejscach trasy. Choć efekt pod względem muzyki był często taki sobie, to nie mogę im odmówić jednego: dawały z siebie wszystko!

Tajwan, Tajpej Maraton

Meta maratonu umieszczona była na stadionie miejskim, i nawet tutaj nie można było liczyć na choć odrobinę wolnego miejsca. Idąc do wyjścia musiałem lawirować pomiędzy dosłownie setkami leżących zawodników. I nadal uciekałem przed pomocą medyczną, która za punkt honoru postawiła sobie złapanie mnie, zerwanie strupów oraz naklejenie plastrów. Doceniam ich wysiłki, ale sami wiecie, że taki 4-godzinny strup podczas zrywania to ból porównywalny z porodem – lub nawet większy. Nie ze mną te numery.

Pamiętam jeszcze, że idąc mozolnie do wyjścia ze stadionu zostałem obdarowany taką ilością giftów, ręczników, napojów, upominków i owoców, że z pamiątkowego ręcznika musiałem zrobić sobie tobołek, z którym poszedłem do metra. Tam wsiadłem w wagon numer pięć, i pojechałem na nasz nocleg.

Było fajnie, ale czy wystarczająco fajnie? To dokładnie taka impreza, jakich staram się od kilku lat unikać – dobrze zorganizowany moloch, który pomimo starań jest tym czym jest – organizacyjnym Lewiatanem. Ludzi jak mrówek, że ledwo wystarcza dla każdego miejsca do oddychania. W ostatecznym rozrachunku najważniejsze jest jednak to, że Tajwan zdobyłem jako kolejny mój kraj.

I tyle!

Tajwan – więcej losowych materiałów z wypraw:

Maratony Świata – więcej losowych materiałów z tej kategorii: