Przez wiele lat czasy „przedmieszkowskie” traktowane były wręcz jako nieistniejące. Nawet lekcje historii w szkole podstawowej zaczynają się od Mieszka i chrztu Polski z 966 roku. O wcześniejszych dziejach naucza się niewiele bądź wcale. Ten fakt wynika z wielu przyczyn – zarówno z braku odpowiednich twardych dowodów jak i z procesu chrystianizacji naszego kraju który starał się od zawsze lekceważyć to, co było przed chrztem. Można czasem wręcz odnieść wrażenie, że „przed Mieszkiem był tylko las”.
Na tak podatnym gruncie wielką popularność zdobyły w ostatnich latach wszelkiego rodzaju fantastyczne teorie pseudo-historyków i zwykłych fantastów opowiadające o tym, jakoby na terenach naszego kraju przed Mieszkiem istniało wielkie Imperium Lechitów. Imperium Słowian ciągnące się hen daleko na wschód, po mongolskie stepy. Imperium zamieszkałe przez dzielnych sarmatów, który toczyli bitwy z Cesarstwem Rzymskim, z Persją, z Chinami. Autorzy tych fantazji – bo nie mogę ich nawet nazwać legendami – rozrysowują dynastie królów Polski sięgające czasów Faraonów, wymyślają mityczne postacie królów Lechii żyjących setki lat, składają drzewa genealogiczne sięgające czasów tonącego kontynentu Mu i Atlantydy. Budują tzw. „ukrytą historię” która czasem pada na podatny grunt… niewiedzy.
Tymczasem choć w historii początków państwowości Polskiej jest wiele tajemnic, to w znanej nam chronologii i archeologii nie ma miejsca na tak duże „czarne dziury” wiedzy. Nie ma przeoczonych imperiów. Możemy dyskutować o tym jakie siły brały udział w bitwie pod Legnicą i kto w niej uczestniczył, możemy zastanawiać się ilu synów miał Chrobry albo skąd wzięła się drużyna Mieszka I – być może z Danii. Jednak umieszczanie w przeszłość 100-tysięcznej armii prowadzonej do bojów przez Króla Lechii i walczącej z legionami rzymskimi nie jest już ani mitem, ani legendą, ani nawet fantazją. Jest zwykłą głupotą.
Co więc było przed Mieszkiem?
Mieszko I urodził się pomiędzy 922 a 945 rokiem. Niepewność datowań już sama w sobie wskazuje na brak jednoznacznych źródeł historycznych i wynikającego z tego dystansu historyków. Dystansu wynikającego nie z niewiedzy ale z ostrożności w stawianiu tez. Mieszko sprawował władzę od około 960 roku a zmarł 25 maja 992 roku – i to jest jedyna pewna, konkretna data dotycząca jego osoby. O samym jego panowaniu wiemy bardzo dużo dzięki częstym interakcjom militarnym, dyplomatycznym i dynastycznym z sąsiadami – gdyż właśnie za czasów Mieszka I państwo Polan rozrosło się na tyle, by dotrzeć swymi granicami do innych bytów państwowych.
Jak podaje Gall Anonim w swoich kronikach ojcem Mieszka I był Siemomysł, który urodził się na przełomie IX i X wieku a zmarł pomiędzy 950 a 960 rokiem. Kontynuował on trwający już od jakiegoś czasu proces zjednoczenia ziem zasiedlonych przez plemiona Polan, Goplan i być może – Mazowszan. A jak wyglądało geograficzne sąsiedztwo naszej wczesnej pra-Polski? Na północy dostęp do Bałtyku blokowali dzicy Pomorzanie, nieco dalej na wschód krainę mazurskich jezior zasiedlały liczne plemiona niemniej dzikich Prusów. Daleko na wschodzie – zdecydowanie dalej niż sięgały możliwości Siemomysła – pochodzący ze Skandynawii Waregowie zakładali właśnie Ruś Kijowską, która kilkaset lat później przekształci się w Rosję. Od południa ziemie Siemomysła sąsiadowały zaś z wciąż pogańskimi Morawami, do których lada chwila wprost z Cesarstwa Bizantyjskiego przybędą z misją chrystianizacyjną Cyryl i Metody.
Najtrudniejsza z dzisiejszego punktu widzenia była już za czasów pra-piastów granica zachodnia. Na pierwszy rzut oka formujące się Państwo Polskie graniczy tam z królestwem / cesarstwem Niemiec którym rządzi najpierw dynastia Karolingów a potem Ludolfingów. To jednak zupełnie błędne stwierdzenie wynikające z dzisiejszego punktu widzenia i ciężaru historycznych faktów wiążących Polskę i Niemcy. Na przełomie IX i X wieku przestrzeń pomiędzy przyszłymi wiecznymi wrogami – Polską a Niemcami – wypełniają dziesiątki plemion Słowian Połabskich, których rozległe terytoria leżą za zachód od Odry.
I to one właśnie przez najbliższe dwieście lat będą ofiarami ekspansji zarówno Cesarstwa Niemieckiego jak i Piastów: tych pierwszych na wschód, tych drugich – na zachód. Plemiona Połabskie, jak pokaże ich tragiczna historia, zapewnią bufor bezpieczeństwa dzięki któremu dynastia Piastów zyska czas niezbędny na stworzenie silnego i samowystarczalnego organizmu państwowego. Zauważcie: to właśnie czasu zabrakło plemionom połabskim jak i później – Prusom – by przetrwać. Ani jedni ani drudzy nie zdążyli stworzyć ponadplemiennych jednostek organizacyjnych i stracili niezależności. Podjęli takie próby, ale było już zbyt późno. W efekcie dziś po Połabianach ani Prusach nie ma już żadnego śladu.
Wróćmy jednak do Siemomysła. On dobrze wykorzystał dany mu czas i utrwalił struktury stworzone przez swojego ojca. A był nim niejaki Lestek, jeszcze wcześniejszy książę Polan. Przyjmuje się, że urodził się on pomiędzy 870 a 880 rokiem, a rządził związkiem plemion od 900, być może od 910 roku aż do swojej śmierci pomiędzy 930 a 940 rokiem. I pomimo że jest to postać niemal mityczna, to jemu właśnie przypisuje się większość decyzji i sił sprawczych, które losy wielkopolskich plemion skierowały na proces państwowotwórczy.
Książę Polan Lestek zapoczątkował tzw. rewolucję piastowską. Do tej pory na terenach przyszłej Polski przenikało się wiele plemion, wiele związków rodowych i samodzielnych grodów. Lestek za pomocą wszystkich dostępnych mu środków – a więc zarówno dyplomatycznych jak i militarnych – rozpoczął proces ich łączenia w jeden wspólny, większy organizm. Osiągnąć ten cel mógł między innymi dzięki stworzeniu profesjonalnej drużyny wojów która podlegała bezpośrednio władcy i była, jak dziś byśmy to nazwali, stałym i profesjonalnym wojskiem. Wcześniej „armia” była „sezonowa”,” lokalna” i „ludowa”, wystawiano ją ad hoc w razie potrzeby. Dużo tutaj cudzysłowów gdyż znaczenia tych zwrotów były wtedy nieco inne niż teraz. Do dziś trwa natomiast spór o to, czy ów proces „piastowskiego zjednoczenia” odbył się krwawo czy pokojowo. Wykopaliska wykonywane w ziemnych grodziskach pochodzących z tamtych czasów wskazują, że różnie bywało…
Lestkowi zawdzięczamy także pierwsze grody wzniesione przez władcę i stworzenie sprawnej machiny administracyjnej. Na czele nowo budowanych lub podbijanych grodów zasiadali członkowie rodziny władcy oraz jego najbardziej doświadczeni i zaufani drużynnicy. Ta niewielka zmiana miała ogromne znaczenie – pojawiły się nici zależności ponadplemiennych. Relacje łączące władcę z jego drużyną nie były oparte już tylko na wierności wojowników ale także na ich oraz księcia wspólnym bogactwie i zależnościach. Do tej pory powierzchnia jaką mógł zarządzać władca była bardzo ograniczona – teraz dzięki zmianom rozrastała się, gdyż za pomocą oddanych sobie ludzi nadzorować mógł on rozleglejsze dziedziny. Oni zaś w zamian za wierność otrzymywali lokalne nadania oraz pomoc militarną księcia gdyby jej potrzebowali. Taka struktura władzy znana była już od wieków na świecie, ale do nadodrzańskich i nadwarciańskich lasów i łąk trafiła po raz pierwszy.
Zasługi Lestka wciąż są niedocenione – to on stworzył fundament na którym później mogli dalej budować Mieszko i Chrobry. Jednak także Lestek nie był pierwszym Piastem. Palmę pierwszeństwa w dynastii musi ustąpić swojemu ojcu, Siemowitowi…
To właśnie Siemowit, jak głoszą legendy – bo tutaj docieramy już do mroków dziejów w których legendy łączą się z przekazami historycznymi – był pierwszym władcą rodzącej się Dynastii Piastowskiej. Urodzony w okolicach 840 roku otrzymać miał on władzę z rąk ludu podczas wiecu, w trakcie zgromadzenia członków jakiejś bliżej niesprecyzowanej grupy mieszkańców któregoś z prasłowiańskich grodów. I to praktycznie wszystko co wiemy o Siemowicie – pierwszym władcy z Dynastii Piastów…
Czy jednak rzeczywiście jest to już koniec tej historii? Otóż nie. Cofając się jeszcze głębiej podczas naszej wędrówki w czasie docieramy to dwóch osób, o których wiemy – w przeciwieństwie do Siemowita – zadziwiająco wiele. Chodzi oczywiście o legendę o Popielu którego myszy zjadły.
Popiel był władcą / księciem jednego z grodów Goplan. W zależności od wersji mitu jako lokalizację jego siedziby wskazuje się na Gniezno, Kruszwicę, Giełcz, jezioro Lednickie czy brzegi Gopła. Jak podaje tradycja Popiel miał być władcą okrutnym, złym, niesprawiedliwym. Przypisywanemu są mu wszelkie typowe w średniowieczu popularne zbrodnie i występki – rozpusta, morderstwa, kazirodztwo, obżarstwo czy eliminowanie członków rodu – konkurentów do władzy. Szczerze mówiąc nic nadzwyczajnego – pełen wachlarz cech przypisywanych wtedy niejako z automatu nielubianym władcom.
W konflikt z Popielem popadł z nieznanych nam przyczyn niejaki Piast Kołodziej. Oracz, człowiek z gminu. Jak dziś byśmy powiedzieli – prosty wieśniak. Tym prostszy i tym bardziej z plebsu, że jego żona miała na imię Rzepicha. Bardziej prosto się już chyba nie da. Oczywiście legendy opowiadają różne, czasem bardzo rozbudowane wersje konfliktu, ale postarajmy się wznieść poza wymysły i upięknienia. Najważniejszy w legendzie jest fakt, że ów Piast Kołodziej konflikt wygrał. A Popiel przegrał i wylądował w swojej wieży, gdzie dokonał żywota zjedzony za swe grzech przez myszy.
I nie ma tu dla nas teraz znaczenia czy przez myszy, czy przez szczury. Nie ma znaczenia czy został zjedzony przez gryzonie czy też zabity przez rodzinę Myszów, która podobno miała swój gród dość niedaleko. By uprościć legendę i spróbować wysupłać z niej ziarenko prawdy musimy zapomnieć o wszystkich cudownych znakach przyrody które towarzyszyły wydarzeniom, o wędrowcach ze wschodu którzy przybyli do Kołodzieja, o aniołach, o postrzyżynach i o myszach. Musimy zapomnieć o tym kto był w legendzie zły, a kto dobry.
Co nam zostaje gdy wyeliminujemy warstwę fabularną mitu? Zostanie nam obraz krwawej zmiany władzy dokonanej na najwyższym szczeblu. Dotychczasowy władca i jego dynastia (dynastia tzw. Popielidów, bo Popiel też ma w legendzie swoją genealogię – co mocno wskazuje na zahaczenie jej na mocnych fundamentach) zostaje pokonany i zastąpiony przez nowego władcę. Wszystkie inne informacje to już tylko baśń.
W VIII-IX wieku słowiańskie, przedpiastowskie tereny przyszłej polski zamieszkiwały liczne plemiona, które długo zachowywały swoją autonomię, swoje zwyczaje, swoją odrębność. Polanie, Goplanie, Mazowszanie, Pomorzanie, Bobrzanie, Dziadoszanie, Wiślanie, Trzeboszanie – a to tylko największe grupy które wewnątrz dzieliły się na liczne, jeszcze mniejsze części. Wchodziły one ze sobą w liczne interakcje i związki, nawet ich terytoria nie były zwykle ściśle wyodrębnione i się przenikały. Czasem jedne grupy narzucały sąsiadom swoją władzę w efekcie czego wcześniej lub później wybuchały bunty i konflikty. Jak to między sąsiadami bywa.
Legenda o Popielu jest najprawdopodobniej wspomnieniem jednego z takich przewrotów, wspomnieniem nagłej zmiany władzy. Popiel przegrał i za swą porażkę zapłacił głową – jak wielu przed nim i wielu po nim. Gdyby wygrał to nie stałby się złym Popielem – wtedy to Piast Kołodziej zapamiętany zostałby jako buntownik którego wrzucono do dołu i zakopano żywcem – tak jak wielu buntowników przed nim, i wielu po nim. Historię piszą jednak zwycięzcy, więc Popiela myszy zjadły, a Piast Kołodziej stał się dobrym człowiekiem z gminu, który obalił złego tyrana.
Tym razem jednak nasza opisana w legendzie o Popielu zmiana władzy miała o wiele większe konsekwencje. Prosty chłop – Piast Kołodziej – miał syna, Siemowita. Tego syna, w ramach podziwu dla triumfu ojca, podczas plemiennego wiecu obwołano kolejnym władcą. Można zgadywać, że w wiecu uczestniczyli tylko członkowie zwycięskiej frakcji buntowników na których czele stał Kołodziej. Więc sprawa była prosta. Siemowit i jego syn Lestek okazali się zaś w przyszłości na tyle bystrymi władcami i wojownikami, że w ciągu 3-4 kolejnych pokoleń Piastowie stworzyli wielką dynastię i zbudowali podwaliny pod Państwo Polskie.
Nie wypada krytykować Piastów za stosowane przez nich formy konsolidacji władzy. Tak to się wtedy robiło. Miecz nie rdzewiał, a lojalność wypalało się ogniem. Gdyby nie oni… prawdopodobnie Polski dziś by nie było. Chyba że niemniej błyskotliwi okazaliby się potomkowie Popiela. Historycy są raczej zgodni – gdyby proces państwowotwórczy nie uruchomił się w latach 840-890, Polska nie zdążyłaby zaistnieć później na mapie europy jako samodzielne państwo. Zamieszkujące te tereny związki plemienne, stojąc niżej organizacyjnie w strukturze otaczających nas sąsiadów padłyby pod ciosami lepiej rozwiniętych krajów: Czech, Moraw, Węgier, Rusi Kijowskiej – a możne nawet ówczesnej Danii i Szwecji. I nie są to pseudohistoryczne dywagacje o Atlantydzie, lecz fakty oparte na historii plemion połabskich i pruskich, które rozpoczęły drogę ku państwowości zbyt późno. I nie zdążyły.
Czym w rzeczywistości jest legenda o złym Popielu i dobrym Piaście Kołodzieju? To tzw. mit założycielski – legenda mająca za zadanie uprawomocnić władzę nowej dynastii w oczach poddanych. Mity takie były niezwykle popularne zarówno w średniowieczu, jak i w Bizancjum, w starożytnym Egipcie czy w Persji. Miały – i wciąż mają – przekonać poddanych, że władzę dzierżą wyjątkowe osoby, które na nią zasłużyły lub im się ona po prostu należy. Napisałem, że mity takie wciąż istnieją, bo wciąż są stosowane – nawet w dzisiejszych czasach. „Przed nami kraj był w ruinie, a za naszej władzy miodem i mlekiem płynie.”
Piast Kołodziej jest archetypem buntownika, rewolucjonisty, obrońcy ludu i niszczyciela złej władzy. Jak wielu dzisiejszych władców, naczelników i prezydentów, którzy w ten czy inny sposób doszli do władzy. Nie będę wymieniał ich z imienia i nazwiska, bo dostanę bana. Takich Piastów Kołodziejów i ich żony Rzepichy znajdziecie w swoim otoczeniu – ich, oraz ich licznych popleczników i współpracowników. Ministrów drużyny wojów, członków rodzin i wiernych przyjaciół obsadzanych w grodach. Mit założycielski bezcześci to co było przed, a wynosi na piedestał to co jest teraz. I potrzebuje swoich bohaterów wyklętych, swoich zwycięskich bitw i swoich męczenników. Nawet gdy nigdy nie istnieli.
Każda władza lubi podkreślać fakt, że wywodzi się z gminu, że rządy otrzymała od suwerena, że służy. I choć to tylko mit, to fajnie się w niego wierzy. Fajnie, bo mit ten przyprasowany jest zawsze do poziomu prasowanych – do poziomu poddanych, którzy w niego mają uwierzyć. A jak ktoś nie zechce wierzyć, to go Popielowe myszy zjedzą.
Przy okazji warto zwrócić uwagę na inną ciekawą interpretacji tego mitu. Wg. niej legenda o Popielu – który stracił władzę – jest wspomnieniem zbrojnej inwazji jaką na tereny wielkopolski przeprowadzili na przełomie VIII i IX wieku duńscy wikingowie. Materiałem dowodowym tej teorii jest spora liczba militariów epoki wikingów znajdowanych w wykopaliskach z tamtych czasów. Wtedy to miała nastąpić brutalna zmiana władzy zdobytej przez zewnętrznych najeźdźców. Mieli oni przepłynąć na łodziach Bałtyk, a następnie kierując się w górę Odry i Nysy, w głąb wielkopolski, przejąć krwawo władzę w tutejszych grodach. W ciągu następnych kilkudziesięciu lat zdobywcy zasymilowali się z naszymi przodkami jako założyciele dynastii piastów. Teoria jest o tyle uprawdopodobniona, że według takiego właśnie schematu wyglądał w 986 roku podbój Rosji przeprowadzony przez przywódcę wikingów, Ruryka.
Najnowsze badania DNA przeprowadzone wśród zachowanych ciał królów i książąt z rodu Piastów zdają się wykluczać tę wersję zdarzeń. Wiele wskazuje na to, że Dynastia Piastów ma jednak lokalne korzenie, a powstanie drużyny wojów oraz administracji na wzór duński można wytłumaczyć podróżami młodych piastowskich synów na dwór duńskich królów i pobieraniem tam nauk. Choć oczywiście kto chce ten może wierzyć że Piast Kołodziej był powracającym z Atlantydy sarmackim Odyseuszem, który przyjechał odebrać swoją opuszczoną tysiąc lat wcześniej ojcowiznę.
Na zdjęciach towarzyszących temu artykułowi widzicie Mysią Wieżę w Kruszwicy. Nie jest to prawdziwa wieża Popiela gdyż wzniesiona została w 1350 roku przez ostatniego z piastowskich królów – Kazimierza Wielkiego. Warto ją zwiedzić i obejrzeć gdy będziecie w okolicy: została niedawno odrestaurowana po tym, jak spalili ją w XVII wieku Szwedzi. Kiedyś był tu wielki zamek, ale ostała się tylko wieża – więc zaadaptowano ją na potrzeby legendy.