Postanowiłem nie czekać i wyprawę do Arabii Saudyjskiej odbyć bez chwili zwłoki. Cena wizy była sroga, bo za jednorazowy wjazd zapłacić musiałem 500 złotych. Dodatkowym impulsem do wyjazdu był jednak bieg ultra-dystansowy organizowany po raz pierwszy w tym kraju – w okolicach starożytnej Al-Uli. Przyszłość pokazała, że dobrze zrobiłem nie zwlekając z podróżą: tydzień po moim powrocie do Polski wybuchła globalna pandemia i Arabia Saudyjska zamknęła się znowu w sobie, likwidując przy okazji wizy turystyczne.
Saudowie od pewnego już czasu szukają pomysłu na swój kraj. Pomysłu biznesowego, bo religijny mają już od dawna. Potęga rodu Saudów – a wraz z nim całego kraju – opiera się na ropie. A ta jak każde źródło surowców kiedyś przecież musi się wyczerpać. Dlatego też kilka lat temu postanowiono: Arabia Saudyjska zostanie turystyczną potęgą!
Na ten cel Saudowie przeznaczyć mieli 100 miliardów dolarów. Jak to się mówi: kto bogatemu zabroni? Dla nas podróżników nie jest to jednak szczególnie dobra wiadomość: te pieniądze mają trafić do segmentu Premium, czyli przeznaczone będą nie na ogólny rozwój turystyki w tym kraju, tylko na budowę ogromnych, ociekających luksusami kompleksów turystycznych podobnych do tych znanych z Emiratów Arabskich, Kataru czy Kuwejtu. Kompleksów przeznaczonych raczej dla ekskluzywnych wczasowiczów z całego świata. Taka koncepcja dla miłośników luksusów, nam zostanie Tajlandia…
O rozmachu Dynastii Saudów dużo można byłoby opowiadać. Przykładem może być choćby trwająca budowa w Mekce – świętym celu pielgrzymek Islamu – największego hotelu świata. Hotelu liczącego sobie… 10 tysięcy apartamentów i pokojów. Czy ktoś z Was ma jeszcze jakieś wątpliwości czy chce tam być? Jak ostatecznie skończy się ta przygoda z turystyką dla Saudów trudno powiedzieć. Obecnie w czasach pandemii wszystko stoi zamrożone, a kraj być może zacznie szukać pomysłów na dalsze istnienie od nowa.
Co najbardziej zapamiętałem z wyjazdu do Arabii Saudyjskiej? Chyba kontrole policyjne, które zatrzymywały nas czasem na drogach – policjanci sami się dziwili, że ktoś „obcy” jedzie autem. Pamiętam jak za każdym razem skrupulatnie fotografowali nasze paszporty i wizy. Szczególnie ich zainteresowanie wzbudzała moja wiza z Rosji – czemu? Nie mam pojęcia. Mimo to muszę przyznać, że policjanci byli bardzo sympatyczni i przyjacielscy.
Pamiętać też będę jak pewnego ranka nasz samochód chciały zjeść dromadery. Nie bardzo wiedziałem o co w tym wszystkim chodzi, ale prawdopodobnie płyn do mycia którego użyto do czyszczenia karoserii miał dużo związków soli. A sól na pustyni jest cenna niczym złoto. Więc te biedne wielbłądy zlizywały zawzięcie po prostu resztki soli. Samochód przeżył, choć wyglądał taki wylizany dość komicznie.
Mój pobyt w Arabii Saudyjskiej był krótki. Zbyt krótki. Jeżeli miałbym tutaj wrócić, to chciałbym wyruszyć w porządną długą wyprawę po pustyni Ar-Rab, największej piaszczystej pustyni świata. Tego nie da się jednak zrobić samodzielnie: na przeszkodzie stoją odległości, zastrzeżone regiony pełne instalacji roponośnych oraz wojna na pograniczu z Jemenem. Trzeba byłoby wybrać się na jakąś wyprawę organizowaną przez samych Saudów – niestety jak na razie żadnego z nich nie znam!
#arabiasaudyjska