#Mauritius
Mój pierwszy pobyt na Mauritiusie miał miejsce na początku mojej przygody z podróżowaniem. Jeszcze byłem taki nieopierzony, choć już wystarczająco pewny siebie by zabrać całą rodzinę na dalekie wakacje bez pomocy jakiegoś biura podróży. Wraz z zaprzyjaźnioną rodziną uznaliśmy, że należą nam się wakacje – dalekie, egzotyczne, ciepłe i zorganizowane własnym wysiłkiem. Uznaliśmy, że biura podróży nie są nam już potrzebne.
Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy. Padło na Mauritius – wyspę na Oceanie Indyjskim. Znaleźliśmy tanie bilety z Niemiec (lotnisko w Bonn, bilety lotnicze kosztowały około 2.000 pln od osoby), wynajęliśmy przez Internet piękny dom nad oceanem (a nawet dwa domy, bo chcieliśmy pomieszkać kilka dni nad zachodnim wybrzeżem i kilka dni nad wschodnim). Do tego po przylocie, już na lotnisku, wynajęliśmy dwa samochody i… oddaliśmy się błogostanowi wakacji.
W dzisiejszych czasach – uwierzcie mi – biura podróży nikomu z Was do niczego nie są potrzebne. Wszystko możecie załatwić na najwyższym poziomie sami, czego dowodem są te właśnie nasze wakacje. Było nas siedem osób, w tym trójka dzieci (w tym dwójka kilkulatków). Domy / aparthotele które wynajęliśmy za rozsądne pieniądze były wyśmienite. Kraby, palmy, muszle i ocean – takie jak można sobie tylko wymarzyć. Zabrakło tylko dzikości na którą liczyłem, ale w pewnym sensie była to konsekwencja wyjazdu rodzinnego zamiast męskiego wypadu na wódkę pod lasem. „Jedziesz z rodziną – zachowuj się jakbyś jechał z rodziną” mówi stare chińskie przysłowie.
Własna organizacja wyjazdu sprawiła, że koszt wyprawy na wyspę nazywaną „Gwiazdą Oceanu” był 3-krotnie niższy niż z biurem podróży. Spotkaliśmy turystów z Polski, którzy za to samo co mieliśmy my zapłacili DUŻO więcej, a do tego nie mieli aut – musieli czekać każdego dnia aż ich ktoś z „ośrodka” zawiezie do najbliższego miasta albo wykupić wycieczki. My byliśmy w 100 procentach niezależni dzięki wynajęciu aut. Co byście powiedzieli na 16-dni na Mauritiusie za 4000 złotych od osoby? Prawda, że byłaby to oszałamiająca cena w każdej z agencji turystycznych?
Co najbardziej zapamiętam z pobytu na Maurtiusie? Muszlę, którą chciałem wziąć na pamiątkę, a z której po jakimś czasie wylazł wielki pająk. Psa, który z bliższej odległości okazał się małpą. Pyszne kokosy po złotówce. Zapamiętam też jak zgubiłem paszport, ale się szybko znalazł. I to, że pierwszy raz jeździłem samochodem z kierownicą zamontowaną po angielskiej stronie świata.
Mauritius nie jest jednak wyspą z obrazka. Nasze wyobrażenia budowane są przez kolorowe zdjęcia i foldery, natomiast gdy opuścimy luksusowe tereny zamkniętych kurortów, te kolory zaczynają blaknąć. Jest bieda, jest przestępczość, są miejsca których lepiej unikać. Trzeba pamiętać, że to wciąż Afryka – choć taka dość mocno ucywilizowana. Jest to miejsce piękne, ale – o dziwo – nie z tych do których chce się wielokrotnie wracać.
Więcej materiałów o wyspie wkrótce, bo się zaraz przeterminują.
#Mauritius