The Polska

The Polska #040: Cmentarz w Santocku

Na stary i opuszczony cmentarz – prawdopodobnie ewangelicki – trafiłem podczas jazdy z Dębna do Gorzowa Wlkp.  Na razie nie udało mi się znaleźć żadnych informacji o tym obiekcie, więc zamieszczam tylko krótką notkę z Wikipedii. Jeżeli uda się zdobyć więcej informacji, będzie update.
Read More

The Polska #039: Baszta Czarownic w Strzelcach Krajeńskich

Nikt z nas nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji. Uważamy, że historie o wiedźmach – uczestniczkach tajnych nocnych biesiad z diabłem – są od naszego kraju odległe nie tylko w czasie, ale i w przestrzeni. Tymczasem stosy czarownic płonęły także na terenach dzisiejszej Polski. Nie wierzycie?
Read More

The Polska #038: Lokomotywownia Kutno

e „Najlepszy jest ten, kto dba o dobro Ojczyzny”. „Dobra robota – to robota bezpieczna”. „Pamiętaj! Utracona część ciała nigdy już nie wróci do Ciebie!” To tylko kilka przykładów haseł, dla których warto czasem powłóczyć się po zrujnowanych halach fabrycznych.
Read More

The Polska #037: Polskie Highland Cattle

W Szkocji liczyłem na to, że uda mi się sfotografować jeden z najciekawszych gatunków krów - Highland Cattle. Nie udało się, ale spotkałem je w naszej Polsce…
Read More

The Polska #036: Zamek w Bobrownikach

Pośrodku wzniesienia ocierającego się swym dłuższym bokiem o brzeg płynącej dołem Wisły wznosi się zamek. A raczej zamkowa ruina, gdyż już od kilku stuleci poszczerbione mury oraz kikut samotnie stojącej wieży leżą porzucone i na wpół zapomniane.
Read More

The Polska #035: Wleń, najstarszy zamek w Polsce

Według danych Narodowego Instytutu Dziedzictwa na terenie Polski znajduje się nieco ponad czterysta zamków. Zastanawialiście się może kiedyś nad tym, który z tych zamków jest najstarszy?
Read More

The Polska #034: Przydrożne krzyże (PUB)

Patrzę na te krzyże jeszcze przez chwilę i wiem już, że nie chcę poznać żadnych szczegółów. Żadnej historii. Żadnej opowieści. Robię zdjęcia i uciekam. Obok mijają mnie bezustannie pędzące auta. Przed chwilą sam tak pędziłem, a moje imię także zaczyna się na M.
Read More

The Polska #033: St. John the Baptist Church Orawka, UNESCO #17

Będąc kilkanaście kilometrów przed granicą przypomniało mi się, że na słowackich drogach obowiązują elektronicznie kupowane winiety. Zjechałem więc na pierwszy lepszy parking, który nawinął się po mojej prawej stronie. Nie miałem pojęcia gdzie jestem…
Read More

The Polska #032: Leśne dostrzegalnie

Jeżeli często podróżujecie po Polsce, zwłaszcza drogami przylegającymi bądź przebiegającymi przez większe kompleksy leśne, to zauważyliście na pewno przyciągające wzrok, charakterystyczne swoim kształtem, betonowe, górujące nad okolicą wysokie wieże.
Read More

The Polska #031: Kamienne Kręgi w Odrach

Myśląc o kamiennych kręgach zwykle mamy przed oczami starożytne Stonehenge czy francuski kompleks w Carnac. Tymczasem na takie obiekty, choć w nieco mniejszej skali, natrafić możemy także w Polsce. Gdzie? W Borach Tucholskich, 45 kilometrów na zachód od Starogardu Gdańskiego.
Read More
1 3 4 5 6 7 8

Opowiem Wam dzisiaj o pewnym hasztagu. Trochę pokręconym (jak to w świecie hasztagów bywa…), trochę nieprawidłowo zbudowanym (bo nie powinien być zlepkiem różnych wyrazów) i trochę samotnym – bo nigdzie więcej takiego nie znajdziecie. Bohaterem tej opowieści będzie #mózguniejedzpaszy

Każdy kolejny miesiąc śledzenia w mediach społecznościowych licznych grup podróżniczych uświadamia mi jedno: coraz trudniej jest mi zaakceptować spadek poziomu publikowanych materiałów podróżniczych. To oznaka starości, czy może jednak rzeczywiście relacje które czytam stają się coraz nudniejsze?

Zamieszczane przez podróżników opisy miejsc coraz bardziej przypominają mi encyklopedyczną papkę: nazwa miejsca, data, jakaś oficjalna ciekawostka historyczna – a wszystko to posypane garściami „achów” i „ochów” mających odzwierciedlić zachwyt autora nad miejscem, do którego dotarł. Żadnych własnych spostrzeżeń wychodzących poza to, co bezpośrednio widać na obrazku. Relacje płytkie i zabójcze dla sensu tego, czym powinna być podróż. Dominuje schemat: „przybyłem, zobaczyłem, zrobiłem zdjęcie i pojechałem” – a na deser „ach jak tu pięknie”.

Zamiast odkrywania uprawiamy dziś oglądanie. Zamiast dostrzegania – fotografowanie. Zamiast zaś tworzenia – wtórne kopiowanie. Czytając opisy dzisiejszych podróżników mam wrażenie jakbym czytał Wikipedię – internetową bazę wiedzy, która jest wprawdzie świetną kopalnią informacji ale… ale wypadałoby te informacje uzupełniać, a nie tylko żreć.

Podróżnikiem może dziś być każdy. I doskonale rozumiem, że nie każdy musi od razu zostać pisarzem, filmowcem czy fotografem. Wiele osób na socjal media wrzuca wszystko to, co akurat wpadnie im pod rękę: kamień z ulicy, falę z jeziora – lub kolorowy zachód słońca. Jednak od osób aspirujących do miana kogoś więcej niż tylko turysty oczekuję czegoś więcej. Wymagam pochylenia się nad miejscem, do którego przybyli – a nie tylko zrobienia zdjęcia i skomentowania płytkim zachwytem.

Przeglądam setki materiałów z opisami miejsc. Materiałów miernych, biernych, po prostu nudnych. Skopiowanymi z Internetu, surowych, bez odcisku palca autora. Mam wrażenie jakby świat podróżników uwierzył w slogan producentów telefonów komórkowych: „Aparat w telefonie wystarczy Ci, by uwiecznić  każdą chwilę – nic więcej nie potrzebujesz”.

Ale mogę to wszystko jeszcze jakoś znieść. Sam robię słabe zdjęcia. Mistrzem kamery też nie jestem. Nie umiem jednak pogodzić się z tym, że dzisiejsi podróżnicy coraz rzadziej mają czytelnikom coś do opowiedzenia: zamieszczą podbite filtrami zdjęcia, skopiują beznamiętny opis znaleziony w internecie, okraszą to swoimi achami i ochami – i tyle. A gdzie prawdziwe relacje z podróży, które czytało się kiedyś z wypiekami na twarzy? Gdzie przygody, które zapadały w pamięć i oszałamiały czytelnika?

Zdaję sobie sprawę z tego, że poprawność polityczna zakazuje dziś wielu rzeczy. Nie przeczytamy więc już o ludach dzikich, czarnych i pierwotnych. I nie – wcale nie dlatego, że wyginęły. Po prostu nie wypada. Gdy w jednym z artykułów użyłem geograficznego zwrotu „Czarna Afryka” – dowiedziałem się, że jestem rasistą. Gdy opisywałem historię kobiety, która samotnie (i dość nieszczęśliwie) podróżowała po Tanzanii – przypisano mi łatkę seksisty. Poprawność polityczna wypacza sens wielu opowieści i – po części – odpowiada za poziom publikowanych materiałów: wiejących nudą i tanim zachwytem nad obrazkami. Palma, pałac, piaszczysta wydma. Och, jak tu pięknie…

Tylko od czasu do czasy natrafiam na opowieści przyprawione czymś bardziej pikantnym. Mało kto pochyla się nad historią, nad ludźmi, nad losami opisywanego miejsca. Po dotarciu do celu podróży brakuje nam czasu na coś więcej – mamy go jedynie tyle, by odhaczyć kolejne miejsce z naszej listy. Problem presji czasu dotyka zresztą niestety także mnie.

Amatorów podróży mogę jednak jeszcze zrozumieć – nie każdy czuje potrzebę zrobienia czegoś więcej niż tylko zdjęcia. Natomiast nie umiem przejść obojętnie nad dziennikarzami, którzy opisują miejsca, w których nigdy nie byli. „Dziesięć najpiękniejszych jezior Polski”, „Pięć największych statków pasażerskich świata” czy „Największe zabytki UNESCO”. To wyliczanki – zaklęcia, którymi podstępnie karmione są nasze mózgi. Mózgi, które pomimo milionów lat ewolucji wciąż działają dość prosto. Mało kto potrafi oprzeć się pokusie zobaczenia „Największych dziesięciu kominów” – i żeby nie było: ja też tego nie umiem. A gdy artykuł zostanie ułożony od najmniejszego komina do największego… wraz z odliczaniem… to żaden mózg nie oprze się pokusie konsumpcji takiej papki. W takiej sytuacji nasze mózgi są bezbronne – i żrą to, co widzą. Tik, tak. Tik, tok.

Dziś każdy może być dziennikarzem, i każdy może pisać podróżnicze artykuły. Wystarczy dostęp do wspomnianej Wikipedii oraz do tzw. photo stock-ów, czyli do baz udostępniających zdjęcia z całego świata – i już mamy autora „potrafiącego” napisać artykuł podróżniczy na dowolny temat. Artykuł z nagłówkiem, środkiem i zakończeniem – a także ze zdjęciami, wprawdzie nie własnymi, ale pięknie kolorowymi. Otrzymujemy podróżnika, który nigdzie nie był, ale wszystko widział: dziki wschód, czarny zachód, a nawet Arktykę – która od Antarktydy różni się tylko tym, że leży na północy.

Dzięki globalizacji wiedza nabyta samodzielnie jest dziś niepotrzebna, wręcz przeszkadza. Dziś zamiast podróżować by doświadczyć, by wyrobić sobie własne zdanie – pokazujemy ściągnięty z sieci obrazek i go tagujemy. O naszej popularności w mediach społecznościowych świadczy nie to, co mamy do opowiedzenia, ale ile hasztagów umiemy osadzić pod kolejnym obrazkiem.

Staram się byście w moich materiałach znaleźli coś więcej, niż tylko tanią paszę dla Waszych mózgów. Nie zawsze mi się to udaje – ale przynajmniej staram się być w miejscach, które opisuję. I nie wzdycham romantycznie nad każdym kwiatkiem tylko dlatego, że rośnie na pięknej łące. Patrzę, czy pod kwiatkiem nie leży trup – może właśnie dlatego tak ładnie kwitnie?

Wiem, że podczas podróży warto zaglądać także pod kwiatek. Mam nadzieję, że czytając moje artykuły Wasze mózgi nabiorą apetytu na coś więcej, niż tylko tanią paszę. To będzie mój mały triumf. Moja satysfakcja.

#mózguniejedzpaszy