Wyspa Gozo jest idealna: nie za duża i nie za mała, nie za ciepła i nie za chłodna. Nawet odległość od Polski jest w sam raz na ciekawą podróż – nie jest za blisko, ale i nie za daleko.

Ze względu na majestatyczne widoki na Gozo pojechać powinien każdy biegacz marzący o starcie w wyjątkowym, pełnym przyrody i krajobrazów biegu. Niestety tradycyjnego maratonu na Gozo nie ma, ale jest coś o wiele lepszego – rozgrywany na dystansie 50-52 kilometrów GOZO XTERRA Trail Run. I o tej właśnie fantastycznej imprezie będzie dzisiejszy artykuł.

Kilka lat temu miałem przyjemność pokonać maraton na Malcie – na głównej wyspie tego kraju. Biegłem wtedy z położonej w centrum wyspy miejscowości Rabat aż do stolicy Malty – Valletty. Było tak sobie, czyli chyba nijak – inaczej bym zapamiętał z tego biegu coś fajnego. Gozo jest siostrzaną wyspą Malty, położoną zaledwie sześć kilometrów od jej zachodnich brzegów – ale dużo mniejszą; jest wyraźnie widoczna z każdego wyższego miejsca Malty. Podczas Vodafone Malta Marathon zapałałem ochotą do przebiegnięcie jakiegoś biegu także na Gozo – nie podejrzewałem wtedy, że ten plan będzie musiał czekać na realizację aż przez siedem długich lat.

Organizatorzy GOZO XTERRA Trail Run poprowadzili trasę biegu dookoła wyspy, niemal samymi jej brzegami. W teorii z tak zaplanowanej trasy powinien wyjść maraton, gdyż sumując długość brzegów Gozo otrzymujemy dokładnie 42 kilometry. Jednak ze względu na liczne zatoki i wciskających się głęboko w ląd skaliste cieśniny rzeczywista długość trasy wynosi aż 50 kilometrów (w zależności od pomiaru może to być nawet 52 km). Zamiast maratonu wyszedł więc organizatorom krótki bieg ultra – i tak już pozostało.

Widoki podczas biegu są wspaniałe. Odcinki wiodące plażami mieszają się ze skalistymi cyplami, wysokimi klifami i pełnymi roślinności łąkami. Kontakt z dziką przyrodą opłacić niestety trzeba znacznymi różnicami wysokości – uczestnicy mają do pokonania nie tylko 50-52 kilometry w poziomie, ale także prawie półtora kilometra w górę (a dokładnie: 1440 metrów w górę, i tyle samo w dół). Mimo to opłaca się, choć trzeba przyznać że nogi potrafią zaboleć.

Jadąc na Gozo chciałem sprawdzić pewną miejską legendę twierdzącą, że ukończenie krótkiego ultra – takiego właśnie 50-kilometrowego – jest łatwiejsze niż pokonanie tradycyjnego wielkomiejskiego maratonu. Limit czasu wynosi tutaj aż 10 godzin, a po drodze można sobie pospacerować, podjeść – podpić, zatrzymać się i spokojnie podziwiać widoki. Teoretycznie tempo biegu nie musi być duże – wystarczy pokonywać pięć kilometrów na godzinę by zmieścić się w limicie czasu (w praktyce trzeba biec trochę szybciej, by zachować bezpieczny zapas)

Plan na pokonanie czekających mnie 50 kilometrów był prosty: od samego początku będę biegł powoli i w strefie komfortu. Nigdzie się przecież nie śpieszy – mam tylko ukończyć. Co miłe – szybko okazało się, że wielu uczestników także miało taki plan; więc specjalnie na trasie na samotność nie musiałem narzekać.

Kilka razy udało mi się zgubić trasę, ale ogólnie była ona w miarę dobrze oznakowana; nadłożyłem maksymalnie nie więcej niż kilometr dystansu (chociaż w jednym miejscu musiałem niebezpiecznie wspinać się na klif, inaczej czekałoby mnie kilkaset metrów zawracania). Na trasie znajdowały się także cztery punkty z wodą i izotonikiem; były one rozmieszczone co mniej więcej 12 kilometrów – pomiędzy nimi nie było żadnych organizatorów, tylko od czasu do czasu tasiemka lub czerwona kropka narysowana na skale – oznaczenia trasy biegu.

Problemy pojawiły się po 34 kilometrze. Okazało się, że miejscami trasa przebiega dość „pionowo” – tempo zaczęło spadać na drabinach oraz licznych głazach. Zdarzały się kilometry, których pokonanie zajmowało mi nawet 20 minut – w efekcie błyskawicznie cały mój bezpieczny zapas czasu… znikł.

Zmęczenie także dodawało swoje trzy grosze: moje morale – ten najważniejszy w zawodach ultra element – zaczęło spadać na łeb, na szyję. Ostatecznie udało mi się jednak zebrać w sobie na ostatnich trzech kilometrach i podkręcić tempo: kiedy wbiegałem na metę zegar na kościelnej wieży właśnie wybijał godzinę 18:00 – zdążyłem w ostatniej chwili. Chwilę później organizatorzy zamknęli metę i zakończyli zawody.

Czy polecam ultra na Gozo? Tak! Czy pojadę tam jeszcze raz? Nie. Raz w zupełności wystarczy; niektóre atrakcje – nawet te największe – smakują tylko za pierwszym razem.

Jeżeli lubicie biegać krótkie ultra, a jednocześnie macie smykałkę do podróży i biegania na łonie natury – Gozo będzie dla Was idealne. Nie musicie od razu startować na 50 km; można pokonać także półmaraton lub dystans 10 km. Tylko czy warto jechać za granicę na krótki bieg? Moim zdaniem nie. Celujcie od razu w główny dystans.

ULTRA TRAIL RUN (52K)

1. RYAN FARRUGIA – 04:37:22
2. SAMUEL WILKINSON – 05:13:43
3. ZIGOR ITURRIETA – 05:15:51

14. NATALIA BALAK – 08:19:23 (women)

73. MICHAL ZDUNEK – 07:47:51
95. TOMEK ŚLUSARCZYK – 09:44:48
96. MICHAL WALCZEWSKI – 09:58:46

Więcej materiałów z kategorii Maratony Świata?

Więcej materiałów z wyprawy na Gozo i Maltę?