Kiedyś – tysiące lat temu – ta megalityczna budowla konkurowała jak równy z równymi z takimi monumentami jak Ġgantija, Tarxien czy Ħaġar Qim. W pewnym momencie historii jej losy jednak musiały podążyć innymi ścieżkami, i zamiast spokojnie doczekać lepszych czasów zakopana głęboko pod ziemią – najprawdopodobniej uległa rozbiórce.
Jak podaje Wikipedia:
Santa Verna była pierwotnie prehistoryczną wioską, najstarsze znaleziska ceramiki datowane są na około 5000 lat p.n.e., podczas okresu Għar Dalam. Sama świątynia zbudowana została w późniejszych wiekach i miała typowy dla tamtych czasów kształt koniczyny. W czasach swojej świetności Santa Verna była prawdopodobnie ważną świątynią, rywalizującą z innymi. Jedynymi pozostałościami świątyni, które przetrwały do dzisiaj, są trzy stojące megality, inne trzy poziome bloki leżące od ich wschodniej strony, oraz ziemna podłoga, która pozwala zobaczyć oryginalny zarys świątyni.
Tutaj znajdziecie więcej informacji – pl.wikipedia.org/wiki/Santa_Verna
Dziś w miejscu świątyni znajduje się pełne krzaków pole, i rzeczywiście – zaledwie kupka kamieni. Gdybym nie wiedział na co patrzę, to zapewne nawet nie zwróciłbym uwagi na ten niepozorny kopiec. Oczywiście dla rasowych archeologów tak czy inaczej miejsce to stanowi prawdziwą perełkę, ale jeżeli nie jesteście zawodowcami… to nic ciekawego tutaj na Was nie czeka. Owszem, jeżeli zwiedzacie słynną Ġgantiję, to możecie zajrzeć do Santa Verna – oba zabytki oddziela zaledwie kilometr. Tylko nie wiem po co…
Przy szczątkach megalitu spędzicie góra pięć minut. Oblezą was irytujące czepialskie trawy – więc kolejne pół godziny zajmie Wam doprowadzenie do porządku spodni; mi tyle właśnie czasu zajęło pozbycie się setek strasznie drapiących malutkich rzepów, które przyczepiły się do mojego ubrania jakby też chciały stąd uciec.
I tyle.