Już w najbliższy wtorek – 15 sierpnia – w Warszawie odbędzie się wielka defilada Wojska Polskiego. Zaprezentowane zostaną najnowsze rodzaje sprzętu bojowego wchodzącego właśnie na wyposażenie naszej armii: czołgi Abrams i Black Panther, wyrzutnie HIMARS, armatohaubice KRAB oraz systemy PATRIOT. Nie mogąc doczekać się tego wydarzenia postanowiłem odwiedzić odległy o 50 kilometrów od stolicy Skansen Militarny w Mniszewie.

Pełna nazwa muzeum brzmi: Skansen Militarny 1 Armii Wojska Polskiego w Mniszewie. Jest to zorganizowana „pod chmurką” ekspozycja upamiętniająca operację forsowania Wisły, która miała miejsce na przełomie lipca i sierpnia 1944 roku. Na zdobytym przyczółku walczyły wspólnie jednostki 1 Armii Wojska Polskiego (w tym Polska Brygada Pancerna wraz z 3 Dywizją Piechoty) oraz radzieckiego 29 Korpusu Piechoty Gwardii. 

Skansen został oddany do użytku w 1977 roku, a więc prawie pół wieku temu. W tamtych czasach tutejsze pola porastał – podobnie jak podczas wojny – niski i dość skąpy las sosnowy, w którym przez kilka gorących letnich tygodni roku 1944 roku toczyły się intensywne walki. Dziś ówczesne drzewa urosły już wysokie, więc okolica zmieniła się znacznie w stosunku do terenu w jakim przyszło walczyć ze sobą żołnierzom Wojska Polskiego, Armii Czerwonej i Wehrmachtu.

Skansen powstał wiele lat temu, i to niestety czuć na każdym kroku. Wprawdzie gości wita całkiem nowy budynek kasowy, w którym znajduje się także niewielka salka ekspozycyjna, ale to co najważniejsze w tego typu obiektach – eksponaty militarne – zatrzymało się w czasie i wygląda dokładnie tak, jak w latach 70-tych minionego wieku.

Pierwszym „zabytkiem” widocznym dla każdego kto jedzie szosą nr 79 z Góry Kalwarii w kierunku na Kozienice jest świetnie wyeksponowany na przydrożnym okolicznościowym skwerze czołg średni T-35/85. Kiedyś – w charakterze pomników – takie czołgi stały w wielu miastach Polski; dziś to już niemal unikat. Maszyna jest bardzo zadbana i pozbawiona szpecących graffiti, które nagminnie „upiększają” tego typu ekspozycje. Czołg jest zewnętrznie kompletny, choć niektóre z blach sprawiają wrażenie dorobionych. Ale co istotne dla wszystkich miłośników militarnej fotografii maszyna: jest świetnie wyeksponowana i pozwala zrobić „czyste zdjęcia”!

Niestety to praktycznie jedyny dobrze zachowany muzealny obiekt. Gdy po opłaceniu biletu (dorośli – 12 pln, dzieci 8 pln) wejdziemy do środka skansenu, czekają na nas militarne perły, które pokonała presja czasu. Wchodzących wita wysoka, metalowa wieża widokowa, która… hm… niezbyt wiem co tutaj robi. Pomysł był zapewne ciekawy – ale efekt dość kontrowersyjny. Wieża jest wysoka, niemniej niewiele widać z jej szczytu – linię lasów oraz dwa niewielkie fragmenty płynącej kilka kilometrów dalej Wisły. Widok nie robi wrażenia, a sama wspinaczka dla osób mających choćby lekki lęk przestrzeni jest niemożliwa; ze względu na ażurowe płyty, z których wieża została skonstruowana.

Pamiętam, że kilkadziesiąt lat temu skansen posiadał ciekawie wyznaczone i zadbane linie okopów oraz transzeje; niestety dziś są one zasypane i zniszczone. Także po bojowych „muzealnych” zasiekach i ziemnych umocnieniach pozostały zaledwie fragmentaryczne strzępy.

Niewiele lepiej – a nawet zaryzykuję stwierdzenie, że dużo gorzej – prezentują się zgromadzone w skansenie eksponaty. Składa się na nie drugi czołg T-34 schowany w położonym na uboczu dole z piachem (mającym  zapewne kiedyś symulować okop), dwie wyrzutnie rakiet typu „Katiusza”, jeden transporter pływający oraz kilkanaście armat. Wszystkie te stojące od kilkudziesięciu lat pod goły niebem zabytki są przeraźliwie zardzewiałe, armaty zaś porasta miejscami zielona warstwa mchu i porostów. Czołg T-34 oznaczony dumną nazwą własną „Rudy” i numerem taktycznym 102 – niestety jest on zdekompletowany, a jego wnętrze pełne złomu; atrakcją jest natomiast otwarty właz kierowcy przez który można dostać się do środka.

Stojące w pobliżu dwie samochodowe wyrzutnie rakiet są w stanie agonalnym; pierwsza z nich praktycznie rozpada się w dłoniach (podwozie jest w opłakanym stanie, a kabina kierowcy świeci dziurami wielkości dużego psa). Wnętrze drugiej „pancerki” zasłaniają przyczepione pancerne płyty. Wrakiem jest także samochód pływający ZiŁ-485 BAW, który choć jest bardzo rzadko spotykanym eksponatem, to w skansenie dogorywa swoich dni. Co ciekawe pojazd ten niezbyt pasuje do tematycznej kolekcji, gdyż pochodzi z lat 50-tych (a więc produkowany był dopiero po zakończeniu II wojny światowej)

Najliczniejszą grupą eksponatów są armaty – przeciwpancerne, przeciwlotnicze, a także zwykłe „piechociarskie”. Są w stanie… cóż… gdyby ktoś z Was zastanawiał się jak będą wyglądały armaty porzucone 50-60 lat temu w gęstym lesie, to właśnie tak wyglądają te znajdujące się w skansenie w Mniszewie.

Kończąc zwiedzanie miałem bardzo mieszane uczucia. Zgromadzony tutaj sprzęt – a trzeba podkreślić, że ekspozycja jest bardzo skromna – sprawia wrażenie porzuconego. Być może to efekt dzisiejszych czasów, w których walki i losy jednostek Ludowego Wojska Polskiego zdają się być celowo zapominane i lekceważone. Zwiedzanie ratuje nieco kilkanaście w miarę nowych tablic informacyjnych znajdujących się na terenie obiektu, ale ich przekaz także nieco mnie dziwi: wbrew zgromadzonym eksponatom tablice te opisują głównie… sprzęt Wojska Polskiego z „kampanii wrześniowej” 1939 roku. Pomiędzy drzewami spotkamy także inscenizację barykady z Powstania Warszawskiego, oraz… tablice opisujące pobliskie wykopaliska archeologiczne prowadzone na cmentarzysku z początków naszej ery.

Informacyjnie wszystkie te elementy nieco dziwnie komponują się z nazwą skansenu. Na obronę obiektu muszę dodać, że trwają tu prace ziemne: wyznaczane są chyba nowe ścieżki spacerowe, a część ukrytych w lesie armat doczekała się obudowy z betonowych bloczków elewacyjnych. Wyglądają one dość nietypowo, ale po zakończeniu prac mam nadzieję, że będzie to wyglądało lepiej i sensowniej. Pozwolę sobie też na małą sugestię – chyba warto byłoby odkopać stojącego na uboczu T-34, i przenieść go do centrum skansenu. Wskazana byłaby także choćby lekka renowacja jego wnętrza – skoro jest dostępne dla turystów, to niech wygląda to fajnie.

Zazwyczaj staram się oceniać obiekty, które miałem przyjemność zwiedzić. W tym przypadku wstrzymam się jednak od głosu, gdyż boje się być niesprawiedliwym – nie znam realiów, w których poruszają się właściciele skansenu. Za to mogę pochwalić obsługę: pani w okienku z biletami była bardzo sympatyczna. Pamiętajcie jednak, by mieć ze sobą gotówkę – niestety nie ma możliwości płacenia kartą, a najbliższy bankomat jest w odległym o osiem kilometrów Magnuszewie. Z drugiej strony… jeżeli będziecie musieli pojechać do tego miasteczka tak jak ja, to raczej nie pożałujecie – na tamtejszym skwerze znajduje się piękna haubica 152 mm! Ale to już zupełnie inna historia.

Strona internetowa skansenu – www.skansen-mniszew.pl

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Kliknij znaczniki na poniższej mapie.

Więcej materiałów z kategorii Militaria?

Więcej materiałów z kategorii The Polska?