Na początku XIX wieku całe Wyspy Alandzkie znajdowały się pod panowaniem Szwecji; zajmowały miejsce cichej i wiejskiej prowincji zagubionej nieco wśród fal Bałtyku. Jednak w 1809 roku w efekcie przegranej przez Szwecję wojny z Rosją Alandy wraz z Finlandią stały się własnością Imperium Rosyjskiego – zostając równocześnie najdalej na zachód wysuniętym regionem tego kraju. Szybko okazało się, że położony w centralnej części Bałtyku archipelag jest idealnym miejscem na wybudowanie bazy wojskowej, która nie dość, że blokowałaby dostęp wrogich flot do wschodniej części Bałtyku (w tym do Sankt Petersburga – północnego serca cesarstwa), to jeszcze dawałby carskiej flocie możliwość dalszej ekspansji na zachód.
Dostrzegając ten geopolityczny potencjał rosyjscy planiści zdecydowali w latach 1815-1820 o wybudowaniu potężnej bazy lądowo-morskiej położonej na Alandach. Już wtedy, w pierwszej połowie XIX wieku, czuć było unoszący się w powietrzu zapach kolejnego nadchodzącego konfliktu pomiędzy światowymi mocarstwami. Imperium Carów postanowiło przygotować się do niego tak, by rozstrzygnąć działania wojenne możliwie daleko od swoich wewnętrznych granic.
Lokalizację twierdzy wybrano bardzo starannie, we wschodniej części Fasta Aland – największej wyspy archipelagu. Zaplanowany na pięć tysięcy obrońców kompleks miał składać się z centralnych koszar o obronnym charakterze – z portem wojennym u stóp – oraz z wieńca wież i fortów rozmieszczonych na okolicznych półwyspach. Całość miała być broniona przez pięćset skierowanych w morze armat, co wg planów powinno zniechęcić do ataku każdą nieprzyjacielską armadę.
Założenie fortyfikacyjne było ogromne, a przez swoją skalę także niezwykle drogie i skomplikowane. Budowę rozpoczęto w 1830 roku, i trwała ona z przerwami aż do 1854 – kiedy to dalsze prace przerwał wybuch przewidywanej wcześniej wojny. Pamiętać należy, że w tym czasie Rosja Carska wznosiła podobne twierdze wzdłuż całej swojej zachodniej granicy – w tym np. w Modlinie, w miejscu zbiegu Wisły i Narwi. Nie powinny więc nikogo dziwić częściowe podobieństwa obu fortyfikacji odległych od siebie przecież o setki kilometrów; o czym można się przekonać oglądając stare zdjęcia i obrazy…
Wojna, w której miała wziąć udział bałtycka Twierdza Bomarsund wybuchła daleko; ponad dwa tysiące kilometrów na południe od niej. Z początkiem 1853 rok car Mikołaj I wystąpił z ultimatum skierowanym do władców sąsiedniego Imperium Osmańskiego: żądał przekazania mu pod opiekę wszystkich prawosławnych obywateli Turcji, oraz wyłącznego prawa do opieki nad miejscami świętymi w… Palestynie (zdumiewająca swoją drogą zbieżność dawnej polityki z roszczeniami dzisiejszej Rosji). Oczywiście argumenty były absurdalnie iluzoryczne, całkowicie wyssane z palca i nierealne do osiągnięcia; w rzeczywistości chodziło wyłącznie o stworzenie powodu do wypowiedzenia wojny, która miała na celu rozbicie ówczesnej Turcji i przejęcie jej północnych terytoriów. Był to plan niezwykle kuszący, bo jego sukces oznaczałby stworzenie z Morza Czarnego wewnętrznego akwenu Rosji – i uzyskania kontroli nad cieśninami prowadzącymi nad Morze Śródziemne.
Plan jednak okazał się całkowitą katastrofą. Imperium Osmańskie – choć osłabione i pogrążone w wewnętrznych kryzysach – odrzuciło ultimatum, a na dodatek carskim dyplomatom nie udało się skusić do współudziału w rozbiorze Turcji… Wielkiej Brytanii. Błędne okazały się także kalkulacje liczące na to, że w przypadku wybuchu wojny z Turcją Wielka Brytania będzie szachowana przez jej wiecznego wroga – Francję. Kiedy turecki Sułtan odrzucił ultimatum, armia carska wkroczyła na Wołoszczyznę i do Mołdawii – a w odwecie wojska osmańskie zaatakowały miękkie podbrzusze Rosji – południowy Kaukaz. Wkrótce do wojny przystąpiła także Wielka Brytania, która niespodziewanie zawiązała koalicję z Francją. Tak rozpoczęła się Wojna Krymska.
W tym czasie forteca Bomarsund była już prawie gotowa. Ukończono ogromne 3-piętrowe koszary, wybudowano trzy z pięciu planowanych potężnych wież mieszczących baterie artyleryjskie, trwało wznoszenie magazynów i arsenałów. Jednak odległość wyspy od Sankt Petersburga spowodowała, że prace postępowały wolniej niż zakładano. Zabrakło dwóch – może trzech – lat do zakończenia wszystkich planów.
Wojna Krymska okazała się inna niż dotychczasowe działania wojenne prowadzone na kontynencie europejskim. Tak zwany „wiek pary” – w który wkroczyły marynarki wojenne największych imperiów – spowodował, że działania wojenne można było w końcu prowadzić na niespotykaną dotychczas skalę – nie tylko na bezpośredniej linii styczności wojsk, ale dosłownie wszędzie; wzdłuż wrogiego wybrzeża. I dlatego też zaskakując planistów i teoretyków wojna rozlała się w sposób niemal niekontrolowany: floty aliantów atakowały carskie bazy nie tylko na Morzu Czarnym, ale także na Kamczatce oraz na Bałtyku. Na początku sierpnia 1854 roku – na miesiąc przed słynnym desantem na Półwyspie Krymskim – złożona z 25 okrętów brytyjska flota wojenna otoczyła Bomarsund.
Ufni w siłę fortyfikacji – oraz w liczbę posiadanych dział – Rosjanie zamknęli się za murami twierdzy. Wkrótce rozpoczął się wyczerpujący, wielodniowy pojedynek artyleryjski pomiędzy flotą brytyjską a obrońcami. Dotychczas takie oblężenie mogło trwać całymi miesiącami – aż do nadejścia srogiej bałtyckiej zimy, która zmusiłaby oblegających do wycofania statków. Jedak tym razem stało się inaczej: 8 sierpnia niespodziewanie docierają posiłki z Francji, i na południe od twierdzy desantuje się na ląd siedem tysięcy francuskich żołnierzy. Druga grupa – tym razem brytyjskich piechociarzy – ląduje na północ od fortyfikacji; obie grupy podejmują marsz na Bomarsund drogą lądową.
Alianci zajmują okoliczne wzgórza i wciągają tam swoje armaty; nagle potężna twierdza znajduje się w kleszczach – jest ostrzeliwana nie tylko od strony morza, ale także od lądu. 13 sierpnia Francuzi zdobywają pierwszą z wież artyleryjskich, a drugą wkrótce potem niszczą Brytyjczycy. 15 sierpnia ma miejsce jedyny sukces Rosjan – trafiają w magazyn prochu mieszczący się w wieży zdobytej przez Francuzów; eksplozja zabija dziesiątki napastników. Jest to jednak ostatni powiew nadziei; pozbawiona osłony wież artyleryjskich Twierdza Bomarsund jest ostrzeliwana ze wszystkich stron.
Przez następną dobę rosyjski dowódca wyczekuje na szturm, by móc zabić jak największą liczbę atakujących; ale ani Francuzi ani Brytyjczycy nie widzą powodu, by poświęcać życie swoich żołnierzy. 16 sierpnia bombardowanie nasila się, i po ośmiu godzinach mury twierdzy walą się z łoskotem. Rosjanie kapitulują bez próby odparcia głównego szturmu; do niewoli dostaje się dwa tysiące obrońców.
Cała Bitwa o Bomarsund – jak zostanie później nazwana ta militarna operacja przez historyków – trwa zalewie kilka dni. Budowana przez ponad dwadzieścia lat twierdza nie była w stanie opierać się skutecznie skoordynowanej akcji wyposażonych w nowoczesne okręty aliantów. Co ciekawe podczas walk zginęło zaledwie 54 obrońców; to też doskonale pokazuje jak bardzo źle wykorzystano zgromadzone zasoby. Wynik bitwy potwierdza zmierzch budowy wielkich murowanych fortyfikacji; w nowej epoce wojen – w wojnie mobilnej – twierdze są skazane na zagładę. W warunkach morskiej blokady obrońcy Bomarsund nie byli w stanie przeciwdziałać desantowi blisko dziesięciu tysięcy atakujących, ani odblokować oblężenia kryjąc się za wzniesionymi tak dużym kosztem fortyfikacjami.
Prawdą jest, że kiedy projektowano Twierdzę Bomarsund, tak dobrano jej lokalizację, by ewentualne blokujące ją statki miały niesprzyjający wiatr; ale trzydzieści lat później – w połowie XIX wieku – Brytyjczycy dysponowali już statkami parowymi, dla których wiatr nie stanowi żadnej przeszkody. Przewaga na morzu spowodowała, iż obrońcy nie mogli także liczyć na żadną odsiecz – i to właśnie najprawdopodobniej stanęło u źródła decyzji o szybkiej kapitulacji.
Alianci po wkroczeniu do twierdzy natychmiast zdecydowali o jej całkowitym zniszczeniu; być może ta decyzja wynikała z niepewność co do dalszych losów wojny. Fortyfikacje zostają krok po kroku wysadzane w powietrze, a Francuscy inżynierowie robią to tak dokładnie, że zwiedzając dziś teren na którym stała forteca znajdziecie jedynie krótkie fragmenty murów oraz porośnięty trawą nasyp (zresztą w większości nawet to, co można zobaczyć i tak jest tylko współczesną rekonstrukcją okolicy). Jak podają źródła z ruin wydobyto 700 tysięcy cegieł, które wysłano do pobliskich Helsinek; także wiele z współczesnych domów na Alandach jest postawionych na kamiennych fundamentach pochodzących właśnie z twierdzy. Podobny los spotkał dumne wieże artyleryjskie, choć obecne władze starają się częściowo zrekonstruować jedną z nich. Natomiast atrakcją godną uwagi są z pewnością XIX-wieczne rosyjskie armaty, których kilka odrestaurowanych sztuk postawiono na betonowych cokołach.
Po zakończeniu Wojny Krymskiej triumfujący alianci dokonali demilitaryzacji całego archipelagu Wysp Alandzkich – i status ten utrzymuje się do dziś. Po przystąpieniu Finlandii do NATO w 2023 roku (na skutek napaści Rosji na Ukrainę) rząd tego kraju zastanawia się nad anulowaniem tego statusu i wprowadzeniem swoich wojsk na wyspy – by zagwarantować ich bezpieczeństwo. Rosja protestuje, twierdząc, że będzie to złamanie traktatów międzynarodowych zawartych półtora wieku temu.
Dziś teren zajmowany przez Twierdzę Bomarsund jest otwarty, można go zwiedzać bezpłatnie. Wytyczono dwie ścieżki turystyczne o długości odpowiednio 4.2 oraz 5.5 kilometra. Na ich pokonanie musicie przeznaczyć 2-3 godziny; ale czy warto? Warto, choć głownie z powodu braku konkurencji – Wyspy Alandzkie raczej nie słyną z licznych atrakcji… Natomiast trzeba pamiętać o dobrych ubraniach, bo tutejszy klimat jest zmienny, a okoliczne wzgórza narażone na bardzo silne podmuchy bałtyckiego szkwału.