Problem polegał także na tym, że samolot do Polski mieliśmy już bladym świtem następnego dnia, więc nie mogliśmy w Walencji przenocować i przełożyć zwiedzania na później. Trzeba było zrobić to „tu i teraz„. Tymczasem podczas sprzedawania biletów wstępu już sama obsługa muzeum robiła uwagi, że musimy się pośpieszyć, bo zaraz zamykają – rzuciliśmy się więc w rajd po salach ekspozycyjnych niczym głodne wilki, niczym Tom Cruise – na wyścigi. Przed nami do obspacerowania było przecież także jeszcze całe miasto!
Muzeum mieści się w dość niepozornym, mocno kolonialnym kompleksie budynków. Wciśnięte w wąską uliczkę jest tak niedostrzegalne, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można przejść obok niego i nie zauważyć, co się mieści po drugiej stronie drogi. Jedynym widocznym elementem z zewnątrz jest szyld oraz pocisk artyleryjski kalibru gdzieś na oko 250 mm. A może to bomba lotnicza, już nie pamiętam…
Także strona internetowa muzeum jest skromna – ZOBACZ
Muzeum mieści się w koszarach „San Juan Rivera” położonych przy Alameda, w samym sercu Walencji. Budynek zbudowano w 1898 roku i stanowił on kolejno siedzibę jednostek piechoty, kwatermistrzostwa i logistyki. Najbardziej rzucającą się w oczy cechą budowli, typowej dla tamtego okresu, służącej jako miejsce zakwaterowania jednostek wojskowych, jest wspaniały wewnętrzny dziedziniec wyłożony kafelkami z muralem poświęconym Hiszpanii, przedstawiającym gigantyczne drzewo, którego korzenie sięgają wszystkich regionów kraju […] – opis ze strony internetowej muzeum.
Pierwsze pomieszczenia zajęte są przez post-radziecki lekki czołg T-26B walczący w hiszpańskiej wojnie domowej oraz gęsty szereg przedstawicieli XVIII-XIX wiecznej artylerii (jak na ten typ broni zbiór jest całkiem ciekawych). Później docieramy do sali wypełnionej sprzętem strzeleckim – z imponującą liczbą różnorodnych ciężkich karabinów maszynowych; ogólnie w muzeum znajduje się bardzo duża liczba tego typu eksponatów. Ponieważ ekspozycje znajdują się w typowo miejskich zabudowaniach (w Polsce powiedzielibyśmy: w kamienicy) to jest dość ciasno, a kolejne salki wystawowe mają ograniczoną powierzchnię. I chyba właśnie dlatego muzeum posiada głównie eksponaty małogabarytowe, a wspomniany czołg T-26 jest jednym z zaledwie kilku dużych pojazdów.
W zbiorach znajduje się sporo ciekawostek oraz prawdziwych perełek, wynikających ze specyfiki historii Półwyspu Iberyjskiego – wielu prezentowanych tu modeli broni nie znajdziecie nigdzie indziej na świecie; no może w Meksyku.
Muzeum o powierzchni wystawienniczej 3500 m2 prezentuje historię wojskową armii hiszpańskiej, ze szczególnym uwzględnieniem byłego regionu Levante i Centro Military. Zbiory muzeum eksponowane są w 22 salach, 10 na parterze i 12 na piętrze. Wystawiany jest ciężki sprzęt z Armii i Korpusu, a najcenniejszymi eksponatami są wózek do dezynfekcji zdrowia z 1923 r. i rosyjski czołg bojowy T-26-B […] – opis ze strony internetowej muzeum.
Po wyjściu z pomieszczeń zawierających sprzęt strzelecki trafiamy na obszerny dziedziniec, aż proszący się o postawienie pośrodku jakiegoś imponującego V2. Niestety przynajmniej podczas naszej wizyty cały dziedziniec był pusty; jak pokazują zdjęcia satelitarne może to być stan naturalny tego miejsca (choć czasem na stronie internetowej muzeum na dziedzińcu prezentowane są jakieś pojazdy – pewnie okolicznościowo)
Parter i piętro na które wchodzi się schodami z placu zajmują ekspozycje związane zarówno z historią morską Hiszpanii, jak i z lokalnymi konfliktami regionu półwyspu. Jest dużo rekonstrukcji modelarskich: armad, fregat, galer itd., czy licznych fortów i oblężeń. Jako że tego typu elementy interesują mnie dużo mniej, to nie znajdziecie ich na dołączonych do artykułu fotografiach – ale mogą być niewątpliwie interesujące, zwłaszcza dla dzieci. Kolejne sale zwiedzaliśmy niestety biegiem, popędzani przez obsługę; chyba mieli tego dnia jakieś święto i chcieli już zamykać; tak to przynajmniej zrozumiałem.
Najnowsze sale poświęcone są misjom pokojowym, flagom i mundurom, militariom, modelom i dioramom przedstawiającym historię wojskową Walencji. Na uwagę zasługują również te poświęcone wojnie secesyjnej, logistyce, zdrowiu i wybitnym postaciom. W galerii sztuki można podziwiać m.in. fresk „Molí dels frares” autorstwa Campanara, przedstawiający wydarzenia, które miały miejsce w Salses (Roussillon) w 1639 r., a także obraz olejny malarza José Cusachsa „Zdobycie fortu Collado de Alpuente” z 1900 r. […] – opis ze strony internetowej muzeum.
Czy warto? Każdy miłośnik militariów będzie zadowolony, choć pamiętać trzeba o tym, że nie jest do obiekt zaplanowany na ekspozycję ciężkiego sprzętu – eksponatów lotniczych nie ma tu na przykład wcale. W zrozumieniu sal po których spacerujemy pomoże choć pobieżna znajomość historii Hiszpanii i całego Imperium Hiszpańskiego, ale jeżeli jesteście lajkonikami w tym temacie, to wystarczyć Wam będą musiały ciekawostki – trudno mi jednak wyobrazić sobie fascynację widokiem stu modeli rewolwerów poukładanych w równe rządki… Niemniej muzeum ma u mnie mocną czwórkę.
Nadzwyczaj skromna jest strona internetowa muzeum – śmiało mogę napisać, że nic się z niej praktycznie nie dowiedziałem. Jest to zaledwie podstrona hiszpańskiego Ministerstwa Obrony, w dodatku chyba traktowana jako zaledwie pewnego rodzaju wizytówka. Dość powiedzieć, że są na niej tylko cztery zdjęcia: elewacja muzeum od ulicy, wspomniany czołg T-26, gablota z amunicją artyleryjską oraz wóz/ciągnik parowy służący do transportu dział. W efekcie nawet nie wiem, czy coś interesującego mnie nie ominęło podczas naszego sprinterskiego zwiedzania zbiorów.
I tyle.