Jak podaje Polska Agencja Prasowa w miniony poniedziałek Hiszpania została sparaliżowana przez strajki rolników, którzy blokowali autostrady oraz węzły komunikacyjne na terenie całego kraju. Tak się składa, że – jak zawsze zupełnie przypadkiem – znaleźliśmy się w centrum wydarzeń. A pisząc dokładniej – na siedem godzin staliśmy się zakładnikami hiszpańskich rolników.

W poniedziałek wczesnym rankiem wyruszyliśmy z miasteczka Cuenca do Walencji. Do pokonania mieliśmy równe dwieście kilometrów – taka odległość świetnymi hiszpańskimi autostradami to zaledwie dwie godziny jazdy samochodem. Był to ostatni dzień naszej podróży po półwyspie, a jego celem było zwiedzenie architektonicznej perły: znajdującej się na liście dziedzictwa UNESCO centrum Walencji. Zakładaliśmy, że wyruszając w drogę o 8:00 rano o godzinie dziesiątej będziemy już na miejscu, co pozwoli nam spokojnie zobaczyć wszystkie zabytki z przygotowanej listy. Później w planie był przejazd na lotnisko w Alicante i powrót nocnym samolotem do Polski. Co mogło pójść nie tak przy tak ogromnym zapasie czasu?

Zaledwie kilkanaście kilometrów za Cuencą – jeszcze przed wjazdem na autostrady prowadzące nad Morze Śródziemne – zaczęły mijać nas jadące z naprzeciwka konwoje rolniczych traktorów. Dziesiątki, setki imponujących wielkością traktorów. Jak na rasowych turystów przystało przyglądaliśmy im się z zaciekawieniem: pewnie jadą siać mandarynki! Nasze doświadczenie podpowiadało, że coś się dzieje, ale nie chcieliśmy się w to angażować. Wypoczynek to wypoczynek!

Hiszpania - rolnicze blokady autostrad

Sielanka skończyła się jakieś sto kilometrów dalej, już na autostradzie. Najpierw zrobił się korek, później duży korek, a następnie korek rozmiarów monstrualnych. Początkowo poruszaliśmy się jeszcze krótkimi skokami do przodu, lecz w końcu utknęliśmy zupełnie zablokowani niczym mucha, która wpadła w świeżo wylany betonowy fundament. Sami doskonale wiecie jak to jest z autostradami: zjechać się z nich w żaden sposób nie da; a gdy utkniecie to nie ma także możliwości by zawrócić i szukać szczęścia bocznymi drogami.

Pierwsza godzina minęła nam wesoło: wylegiwaliśmy się, słuchaliśmy odległego trąbienia oraz podjadaliśmy zapasy z bagażnika. W drugiej godzinie skończyły nam się pomarańcze, więc zjedliśmy suchą bułkę maczaną w sosie z puszki po małżach. Humory nas nie opuszczały – mieliśmy ogromny zapas czasu do odlotu naszego samolotu: komfortowe kilkanaście godzin. Po trzech godzinach stania zacząłem się jednak na tyle nudzić, że wpadł mi do głowy pomysł – polecę dronem nad autostradą aby zobaczyć co się tam dzieje.

Hiszpania - rolnicze blokady autostrad

Pomysł całe szczęście upadł chwilę po tym jak się tylko pojawił… a to za sprawą helikopterów obrony cywilnej, które zaczęły krążyć nad naszą autostradową martwą gąsienicą. Dopiero ten fakt dało nam do myślenia, że dzieje się coś więcej niż tylko zwykły – aczkolwiek duży – korek.

Jak się okazało na naszą autostradę – i na dziesiątki innych w całej Hiszpanii – wtargnęli ciężkim sprzętem tutejsi rolnicy protestujący przeciwko temu, że jest im źle – i chcieliby, by było im lepiej. Pełnię postulatów poznaliśmy dopiero po powrocie do Polski: dopłaty, zniżki, finansowania i wsparcie – słowem wszystko to, co się należy. My zauważyliśmy jeszcze jeden element: transparenty przeciwko tzw. unijnej agendzie 2030.

Hiszpańscy rolnicy zablokowali nas na autostradzie na bite siedem godzin. Przejeżdżając obok nich z zaciekawieniem przyglądaliśmy się ich organizacji: było widać, że ze strajkami są za pan brat. Mieli ze sobą flagi, grille, pieczoną kiełbaskę. Mieli także obowiązkowe kamizelki odblaskowe oraz demonstrantów funkcyjnych kierujących na zmianę ruchem. Traktory blokowały skrajne pasy autostrady pozostawiając wolny tylko wąski pas środkowy którym co kilka minut przepuszczano kilka aut. Przy tak perfekcyjnej organizacji korek szybko urósł do kilkudziesięciu kilometrów długości.

Hiszpania - helikopter obrony cywilnej

Dla nas bardzo zauważalny był brak policji i innych służb mundurowych. Odnieśliśmy wrażenie, że było to zrobione specjalnie – by zapobiec eskalacji napięcia wśród protestujących: jedynie krążące nad nami helikoptery wskazywały, że ktoś to wszystko obserwuje. Myślę jednak, że gdyby rolnicy przeszkolili do zadań zwiadowczych stada hodowlanych gęsi, to helikoptery także dałyby sobie spokój z patrolowaniem przestrzeni powietrznej.

Tkwiliśmy w tym korku cierpliwie, nie mogąc nic na to poradzić. I wtedy właśnie pomyślałem sobie, że zasadniczo to jesteśmy zakładnikami tych protestujących rolników: uwięzili nas odcinając drogi wyjazdu i w zaplanowany wcześniej sposób unieruchomili tysiące podobnych nam pasażerów. Nie byliśmy związani z celem ich protestu i postulatami, ale zostaliśmy zaaresztowani niczym na łapance – tylko dlatego, że znaleźliśmy się przypadkowo w nieodpowiednim miejscu i czasie. Całą tę sytuację przyjęliśmy spokojnie, ale wyłącznie dlatego, że nasz samolot wylatywał dopiero w nocy. A gdyby wylatywał wieczorem? A gdyby mój kolega rodził? A gdybym właśnie jechał na egzamin maturalny lub na pierwszą randkę w życiu?

Hiszpania - rolnicze blokady autostrad

W tłum protestujących rolników postanowiliśmy nie wchodzić. Nie wsadza się ręki w wygłodniałe mrowisko. Nie jestem ani dziennikarzem śledczym, ani korespondentem wojennych – a najbardziej to nie jestem człowiekiem, który uważa, że ma prawo pouczać innych co i jak mają robić. Niemniej branie na zakładników tysięcy przypadkowych osób po to tylko, by wzbudzić zainteresowanie mediów kojarzy mi się z wyrazem zaczynającym się na literę T, a potem error.

Gdy minęliśmy blokadę wpadłem na pewien pomysł. A gdyby tak wszyscy frankowicze, którzy czekają na pomoc państwa i rozwiązanie swoich problemów, w sierpniu – podczas żniw – zablokowali swoimi samochodami na tydzień wyjazdy z farm uniemożliwiając rolnikom zbiory? To miałoby uzasadniony sens, prawda? Przecież walczyliby o prawa i sprawiedliwość; a że zablokowali rolników? Przecież to przypadkowi rolnicy, postaliby dzień na podwórkach i tyle. Każdy powinien ze zrozumieniem podchodzić do problemów innych, nawet gdy ten inny w celu zaradzenia problemu zamknie Cię na kilka godzin w lochu.

Zaledwie piętnaście kilometrów za blokadą wpadliśmy na kolejną, niemal identyczną. Z pod rynny pod prysznic czy jakoś tak. W efekcie do Walencji przyjechaliśmy już po zachodzie słońca i nie zdążyliśmy jej zwiedzić. Pokonanie trasy długości 200 kilometrów zajęło nam 11 godzin.

Jaki z tej przygody wynika morał? Żaden. Zatankowaliśmy w Walencji i pojechaliśmy dalej. W Polsce dawno nie było porządnych blokad dróg: i powiem Wam w tajemnicy, że głowa do góry! Oglądaliśmy przez kilka wieczorów hiszpańskie kanały informacyjne – tam to są dopiero awantury; aż się nie chce w to wierzyć. Myślę, że my jako kraj z naszą obecną podmianą opozycji na rządzących i vice versa jesteśmy wciąż ostoją zaskakującej normalności. 

PS. Protesty rolników mają odbyć się w Polsce w najbliższy piątek. W ramach akcji także mają być blokowane drogi wjazdowe do miast.

Dla czytelników: spodobała Ci się ta opowieść? Zrewanżuj się i postaw mi wirtualną kawę – ten sympatyczny gest zmotywuje mnie do pracy nad kolejnymi materiałami.

Publicystyka – więcej losowych materiałów z tej kategorii:

Hiszpania – więcej losowych materiałów z wypraw: