Wracając z Bułgarii przez Serbię do Polski stwierdziliśmy, że fajnie byłoby wejść przy okazji na najwyższy szczyt Serbii – liczący sobie 2169 m n.p.m. Midżur. Szczyt leży na granicy Serbii i Bułgarii, i jest najwyższą częścią pasma tzw. Gór Bałkańskich.

Z tym najwyższym szczytem Serbii jest niejaki problem, bo sami Serbowie za takowy uważają leżącą w Kosowie Deravicę (2656 metrów n.p.m.) Nie wnikając głębiej w dość skomplikowane niuanse polityczne i geograficzne pozostawię tę kwestię poza treścią główną dzisiejszego artykułu. Tak czy inaczej będzie to krótka opowieść o naszym wejściu na Midžor, a gdybyście chcieli zobaczyć wejście na Deravcę, to zapraszam TUTAJ

Obecnie wejść na Midżur można zarówno od strony Bułgarii, jak i Serbii. Kiedyś nie było to możliwe, ale i dziś pamiętajcie, że wchodzicie na punkt graniczny nie tylko serbsko-bułgarski, ale także w granicę Unii Europejskiej. Dlatego choćby dla świętego spokoju lepiej mieć ze sobą paszport.

Midżur, najwyższy szczyt Serbii

Od strony serbskiej na szczyt należy wchodzić trasą od południowego – zachodu. Punkt startowy najwygodniej ustalić na schronisko górskie – Midžor Planinarski Dom – leżące pod dość malowniczymi strzelistymi skałami. Z tego miejsca na szczyt macie pieszo 8 kilometrów w jedną stronę, ale możecie także podjechać jeszcze drogą około półtora kilometra i jeżeli tylko znajdziecie miejsce nadające się do zaparkowania, to będzie trochę bliżej. Nie wiem jak serbscy pogranicznicy i leśnicy podchodzą do parkowania samochodów na poboczu drogi, nam nic się nie wydarzyło – ale może po prostu mieliśmy szczęście. Z drugiej strony pytanie czy warto ryzykować mandatem dla łącznie trzech kilometrów oszczędności?

Trasa jest bardzo łatwa i łagodna. Od zachodu, południa i wschodu Midžor jest stosunkowo płaski i całkowicie pozbawiony zarostu (czyli drzew, krzaków itd). Jeżeli więc wieje, to raczej mocno – my wchodziliśmy w październiku i wywiało nas dość konkretnie. Gruntowa droga jest prosta i widoczna z daleka, nie ma natomiast zbyt wielu drogowskazów czy znaków; dostrzegłem ich nie więcej niż pięć.

Trekking pokonuje się wygodnie (chyba, że pada deszcz – wtedy jest błoto), a szczyt widać z daleka. Problemem w ręcznej nawigacji mogą okazać się niskie chmury, które co chwilę przebijają się przez przełęcze na drugą stronę gór i zasłaniają szlak – dlatego też nie należy całkowicie rezygnować z nawigacji elektronicznej. Gdybyście zabłądzili to mam jedną radę: nie schodźcie w dół. Prawidłowo pokonywana trasa prowadzi niemal cały czas do góry z małymi może co najwyżej zaledwie kilkumetrowymi spadkami. Jeżeli natomiast zaczniecie schodzić to wejdziecie w doliny i nie wrócicie już do auta.

Szczyt jest szeroki, płaski i długi. Od strony bułgarskiej jest dość pokaźna przepaść, ale za to przestrzeń jest przepiękna – zwłaszcza jesienią. Musi też być oczywiście bezchmurnie, bo inaczej klapa i nic nie zobaczycie. Możecie wracać tą samą drogą albo odbić na samym szczycie nieco na zachód i pójść ścieżką wzdłuż grani. Bardzo mocno wieje (jeżeli wieje…) i krótkie powrotne zejście na szlak jest później nieco trudniejsze… ale widoki są tego warte.

Midżur, najwyższy szczyt Serbii

Z opisów innych podróżników – którzy wchodzili na szczyt latem – wynika, że może mocno prażyć słońce; więc weźcie to też pod uwagę. 18 kilometrowa trasa (lub w wersji skróconej 15 km) chwilę trwa, a po drodze nie ma żadnego miejsca w którym można uzupełnić płyny – tak więc wszystko trzeba wrzucić na plecy.

W górę jest do pokonania około 800 metrów, więc stosunkowo niewiele. Nie pamiętam jednak, ile zajęło nam to czasu. Szliśmy, doszliśmy, podelektowaliśmy się i wróciliśmy na dół. Po drodze nie spotkaliśmy ani jednej osoby, za to na szczycie były dwie. To z pewnością trochę wina późno-jesiennego terminu w którym odwiedziliśmy Serbię, bo stopień zużycia ścieżek wskazuje na to, że są one dość często używane.

I tyle.

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Kliknij znaczniki na poniższej mapie.

Serbia – więcej losowych materiałów z wypraw:

Góry – więcej materiałów z tej kategorii: