O ciemnych stronach początków kapitalizmu uczymy się w szkołach. Były to czasy, kiedy warstwy nieposiadające – uwolnione już spod poddaństwa – aby utrzymać się przy życiu poszukiwały jakiejkolwiek pracy pozwalającej im na przeżycie. Zdając sobie sprawę z sytuacji robotników przedsiębiorcy oferowali minimalne wynagrodzenie – często sprowadzające się zaledwie do przekazywania robotnikom części wytworzonych przez nich produktów. I wydawać by się mogło, że te czasy dawno już minęły…

Fabryka rękodzieła Akamba znajduje się w jednej z zachodnich dzielnic Mombasy; w położonym nad Oceanem Indyjskim drugim co do wielkości mieście Kenii. Mombasa liczy sobie blisko milion mieszkańców, a ze względu na swoje nadmorskie położenie jest równocześnie oknem Kenii na świat, jak i dużym centrum turystycznym. W samym tylko 2024 roku kraj ten odwiedziło 2.4 miliona zagranicznych turystów – większość z nich lądowała właśnie w Mombasie spędzając tu minimum pierwszy dzień wakacji.

Czego szukają turyści poza noclegami i atrakcjami takimi jak kąpiele w oceanie, jedzenie oraz zwiedzanie zabytków? Oczywiście szukają pamiątek. Słynne hebanowe rzeźby przedstawiające afrykańskie zwierzęta, wojowniczych Masajów, ich twarze czy włócznie – a czasem także wszystko to jednocześnie – hurtowo podróżują powrotnymi samolotami do Europy. Wraz z turystami z Kenii wyjeżdżają także różnorodne magnesy, zawieszki, koraliki, breloczki; wszystko to, co statystyczny turysta pragnie potem postawić na półce i w dumie pokazywać swoim gościom przez kolejne lata…

Kenia, Akamba Handicraft Industry,

Turyści często boją się jednak kupować wytwory rękodzieła bezpośrednio na ulicy. Wielu z nich przyzwyczajonych do marketów i sklepowych półek czuje niepokój na myśl o tym, że mieliby negocjować w Afryce ceny z ulicznymi sprzedawcami. Mombasa nie jest ani ładnym, ani bogatym, ani tym bardziej sympatycznym miejscem – dominują tu brudne ulice, zniszczone środowisko oraz snujący się często w poszukiwaniu jedzenia biedacy. Kupowanie w takim miejscu pamiątek dla wielu osób to stres, z którym nie chcą się mierzyć.

Kilka lat przed pandemią ktoś w Kenii wpadł więc na genialny gospodarczo pomysł: ogrodził kawał leżącego na peryferiach miasta buszu, postawił ceglany budynek magazynowy i wstawił półki. Nie wstawił jednak do środka produktów kupionych u dostawców, tylko zaproponował współpracę „wytwórcom” afrykańskich rzeźb: możecie produkować na placu drewniane pamiątki, a następnie wstawiać je do mojego sklepu – kiedy produkt kupią turyści, podzielimy się zyskiem.

Kenia, Akamba Handicraft Industry,

Na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku: rzemieślnik produkuje pamiątki, a sprzedawca – sprzedaje. Wystarczy jednak pogrzebać trochę palcem w tej umowie, a wyłania się jej prawdziwy obraz: kilkuset bardzo biednych rzeźbiarzy przebywa na terenie „fabryki” pracując od rana do nocy, często po czternaście i więcej godzin na dobę. Mają wyznaczone niewielkie kwatery, w których nie tylko pracują, ale też mieszkają: jedzą, śpią i żyją. Swoje produkty zobowiązani są oddawać do oficjalnego sklepu: każda rzeźba – lew, słoń czy żółw – oznaczona jest numerem rzemieślnika. Jeżeli turysta kupi produkt, pracownik otrzyma część jego ceny jako wynagrodzenie. Jeżeli nikt nie kupi rzeźby – pracownik będzie głodował.

W pewnym sensie miejsce w którym pracują rzemieślnicy przekształciło się w osadę. Szałasy, blaszane szopy oraz miejsca składowania drewna rozrzucone są na powierzchni ponad hektara. Właściciel sklepu zadbał o to, by jego „fabryka” stała się popularną atrakcją turystyczną: jest niemal obowiązkowy miejscem wycieczek zagranicznych turystów zwożonych tutaj przez biura podróży autokarami w ramach wycieczek fakultatywnych. Największy sklep z pamiątkami w Mombasie – ten zwrot świetnie pasuje do tego miejsca.

Kenia, Akamba Handicraft Industry,

Rzemieślnicy mają zakaz samodzielnego sprzedawania swoich produktów. Jego złamanie grozi wyrzuceniem z „fabryki”. Muszą także zgodzić się na fotografowanie oraz na nagrywanie, na ciągłe podglądanie ich pracy przez turystów którzy – tak jak ja – spacerują pomiędzy warsztatami i zwiedzają ich pracę.

Rzeźby powstają z kilku rodzajów drewna. Najcenniejszy jest oczywiście heban, który jest bardzo twardym i drogim gatunkiem: trudnym w obróbce, ale jednocześnie charakteryzującym się pięknym ciemnym kolorem podatnym na dalsze polerowanie i lakierowanie.

Proces produkcji każdej pamiątki dzieli się na kilka etapów: pierwszy to ociosanie surowej bryły drewna, drugi nadanie jej kształtu zbliżonego do zamierzonego efektu końcowego. Następnie rzeźba jest mozolnie modelowana i szlifowana – wszystko to za pomocą najprostszych narzędzi: dłuta, młotka, sznurka. Ostatni etap to kilkukrotne polerowanie i lakierowanie; to jedyny proces twórczy, w którym mogą uczestniczyć kobiety – wszystkie inne etapy muszą wykonać mężczyźni. Poza tym kobiety gotują, sprzątają oraz zajmują się praniem. Dzieci w osadzie robotniczej nie ma.

Kenia, Akamba Handicraft Industry,

Produkcja rzeźby w zależności od jej wielkości trwa od kilku godzin do kilku tygodni. Gotowy produkt trafia na sklepową półkę, gdzie konkuruje z tysiącami innych o uwagę turystów. Rzemieślnik nigdy nie wie, kiedy otrzyma zapłatę za swoją pracę: dzięki temu sprzedawca nie ponosi żadnego ryzyka biznesowego. Nie opłaca pracowników oraz nie ponosi kosztów związanych z ich pracą i utrzymaniem warsztatów. W realiach kenijskich nie ma oczywiście także mowy o żadnych ubezpieczeniach, składkach czy jakichkolwiek warunkach pracy BHP. To nie jest układ typu win-win.

Ceny w sklepie – z punktu widzenia cen lokalnych spotykanych na ulicy – są dramatycznie wysokie; 5-8 krotnie wyższe niż gdzie indziej. Przykładowo popularne magnesy na lodówkę kosztują tutaj 800 szylingów kenijskich (czyli ok. 23 złote) a takie same na ulicy… 150-200 szylingów (4-6 złotych); i podobnie jest ze wszystkimi rzeźbami. Nie oznacza to jednak, że rzemieślnicy otrzymują wyższe wynagrodzenie: przy 14 godzinnym dniu pracy ich miesięczny zarobek to najczęściej zaledwie kilkanaście dolarów – a i to zależy od tego, czy ich rzeźby znajdą uznanie w oczach turystów.

Kenia, Akamba Handicraft Industry,

Jedynym prawdziwym beneficjentem tego biznesu jest właściciel „faktorii”, który przy niemal zerowych kosztach produkcji – bo te przerzucone są na pracowników – zgarnia ponad 90 procent zysku. Turyści jednak kupują i są zadowoleni: ceny dla mieszkańców Europy, Azji czy obu Ameryk nie są szokujące – są akceptowalne. I co najważniejsze: cenią oni sobie wygodę, komfort psychiczny oraz poczucie bezpieczeństwa transakcji podczas zakupów. Spacerują spokojnie wzdłuż półek niczym w markecie, oglądają towary i nie są narażeni na nagabywanie ze strony sprzedawców. Nie muszą więc wychodzić poza swoją strefę komfortu – co  w moim przekonaniu jest głupie i irracjonalne; w ten sposób zupełnie separują się od kraju, do którego przyjechali – nawet przy okazji tak prostej czynności jak zakup pamiątek nie dotykają serca i duszy Afryki.

Agencje turystyczne zwożą zresztą turystów w to miejsce także dlatego, że wypromowano markę zakładu produkcyjnego jako wielką atrakcję turystyczną. I rzeczywiście chodząc pomiędzy rzemieślnikami miałem wrażenie, że spaceruję po specyficznym ludzkim ZOO. Pracownikom nie wolno wchodzić w interakcję z turystami wykraczającą poza tradycyjne pozdrowienia i pokazywanie jak pracują. Jak już wspomniałem – nie wolno im także sugerować zakupu ich produktów. Za złamanie tej zasady grozi natychmiastowe zwolnienie z pracy. Za prezentowanie swojej pracy nie otrzymują także żadnego dodatkowego wynagrodzenia poza iluzoryczną obietnicą, że turysta kupi potem oznaczony ich numerem produkt w sklepie…

I na koniec ciekawostka. Rzemieślnicy są absolutnie wyspecjalizowani. Jeżeli któryś z nich zacznie tworzyć żółwie, to zawsze będzie już rzeźbił żółwie. Ten, który rzeźbi jaguary – będzie się tym zajmował dzień po dniu. W dłoniach specjalisty od słoni każdy kolejny kawałek drewnianego kloca będzie przemieniał się w następnego słonia; w dziesiątki, a potem w setki mniejszych i większych słoni.

Obecnie w Akamba Handicraft Industry pracuje około 800 osób. Przed pandemią było to momentami nawet 2000 pracowników, którzy jednak ze względu na lockout musieli wrócić do swoich wiosek. Oczywiście pracodawca w żaden sposób nie był zobowiązany do ich wsparcia – wielu więc wracało do domów pieszo po kilkadziesiąt lub kilkaset kilometrów.

Dla czytelników: spodobała Ci się ta opowieść? Zrewanżuj się i postaw mi wirtualną kawę – ten sympatyczny gest zmotywuje mnie do pracy nad kolejnymi materiałami.

Uwaga

Odwiedzając mój blog wspierasz istotę białkową. Moje opowieści powstają bez pomocy bzdur generowanych przez AI. Opowiadam wyłącznie o miejscach do których dotarłem samodzielnie – nie są to więc automatyczne, wyimaginowane, generatywne treści o smaku informacyjnej papki zalewające dzisiejsze media. Zastosowanie AI w dziennikarstwie to koniec sensu istnienia tego zawodu.

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Kliknij znaczniki na poniższej mapie.

Kenia – więcej losowych materiałów z wyprawy:

Afryka – więcej losowych materiałów z tej kategorii: