Zacznijmy od geografii: wyspa Jersey leży na Kanale La Manche, na zachód od półwyspu Cotentin, bardzo blisko wybrzeża Francji – w linii prostej na kontynent jest zaledwie 30 kilometrów. Jest to największa z Wysp Normandzkich, i jednocześnie najgęściej zaludniona – na powierzchni 119 kilometrów kwadratowych mieszka nieco ponad sto tysięcy osób. Co ciekawe, choć nazwa Jersey brzmi dość egzotycznie, to zamieszkuje ją bardzo liczna grupa Polaków – jest ich tam około trzech tysięcy.
Status polityczny wyspy jest dość skomplikowany – to tak zwany baliwat i dependencja Korony Brytyjskiej. Pozwólcie, że zostawię Was samych w próbach zrozumienia czym są te określenia – niech to będzie Wasza praca domowa. Powiem tylko tyle, że Jersey zaliczana jest – podobnie jak Wyspa Man, czy pobliska Guernsey – do samodzielnych jednostek narodowych, czyli niezależnych Państw. Aczkolwiek owa niezależność jest dość dyskusyjna.
Jersey jest wyspą bardzo mocno zurbanizowaną; nie znajdziecie tutaj łańcuchów górskich, wulkanów czy dzikich, pierwotnych lasów. Gęsta sieć dróg przecina całą wyspę we wszystkich kierunkach, a malutkie miasteczka i wioski płynnie przechodzą z jednego terenu zabudowanego w drugi. Nie jest to jednak wyspa przemysłowa – najbardziej pasuje do niej określenie „rozległy obszar wiejski z przedmieściami”.
Stolicą jest liczące sobie 33 tysiące mieszkańców Saint Helier. Mieszkańcy wyspy – poza stolicą – żyją wśród wiejskich, wiecznie zielonych terenów – typowych dla normandzkich łąk, pól i parków. Ten sielankowy obraz wyspiarskiego życia wytrzymuje krytykę także przy bliższym spojrzeniu; nawet wspomniana gęsta sieć dróg w rzeczywistości okazuje się labiryntem wąskich wiejskich uliczek o prowincjonalnie angielskiej urodzie. Także regionalne domy oraz liczne rancza przypominają klimatem Wielką Brytanię.
Największą atrakcją wyspy Jersey jest to, że… jest ona wyspą. Wyspą, która ze względu na swoje położenie geograficzne może pochwalić się bardzo ciekawą historii i tradycją. W tym miejscu mieszają się historyczne wątki nie tylko napoleońskie czy brytyjskie, ale także niemieckie. Podczas II wojny światowej Jersey zostało zajęte przez wojska hitlerowskie, i zamienione w niezdobytą twierdzę. Wszystkie plaże i brzegi ufortyfikowano dziesiątkami bunkrów i imponujących wież obserwacyjnych. Ich groźne kształty stoją do dziś będąc największą atrakcją turystyczną wyspy – to jeden z najbardziej ufortyfikowanych regionów na świecie. Co ciekawe ten ogromny system umocnień nigdy nie został wykorzystany: alianci uznali, że zdobywanie tak silnej morskiej twierdzy nie ma militarnego sensu.
Niemieccy okupanci nie byli jednak pierwszymi, którym przyszło do głowy przekształcić wyspę w twierdzę. Wcześniej wieże obronne wzdłuż brzegów stawiali Francuzi, a jeszcze wcześniej potężne zamki na licznych skałach wznosili Normanowie. Skutkiem tych wszystkich faz militarnego budownictwa powstała wyspa, która stała się perłą każdego miłośnika fortyfikacji – jej obronne zabytki można zwiedzać całymi tygodniami.
Malownicze kompozycje kilku wybranych obiektów możecie podziwiać na zdjęciach. Ale to nie koniec; wspomnieć także wypada o kilkunastu stanowiskach archeologicznych pochodzących z czasów prehistorycznych! Znajdziemy tutaj także menhiry, dolmeny, kamienne kręgi…
Ten krótki artykuł miał być jednak o kosztach wycieczki na Jersey. O zamkach, bunkrach i podziemnych tunelach – o tym wszystkim przeczytacie wkrótce w osobnych materiałach. W tym miejscu chciałem jedynie zasygnalizować, z czym podczas zwiedzania Jersey będziecie mieli do czynienia. A teraz czas odpowiedzieć na tytułowe pytanie, czyli ile kosztuje podróż na Jersey?
Dojazd – bilety lotnicze 483 pln / 1 osobę
Na wyspę Jersey najłatwiej oczywiście dolecieć samolotem. Znajduje się tutaj duże międzynarodowe lotnisko obsługujące loty głównie z Wysp Brytyjskich i z Francji. Można także dopłynąć promem, co jednak ma sens tylko dla osób podróżujących własnym autem. Z Polski do Jersey nie ma bezpośrednich połączeń lotniczych, ale nie stanowi to problemu: wystarczy dolecieć do Londynu, i tam przesiąść się w jeden z wielu ekonomicznych lotów już bezpośrednio na wyspę.
Ja do Jersey przyleciałem lotem z Gdańska przez Londyn Luton liniami WizzAir (cena bez bagażu: 291 złotych w obie strony), a następnie po kilku godzinach oczekiwania na przesiadkę skorzystałem z linii EasyJet (cena biletu w obie strony to 192 złote). Jak widać wciąż w ciekawe miejsca Europy można dolecieć całkiem tanio. Bilety kupowałem na dwa tygodnie przed wylotem, więc na pewno można to było zrobić jeszcze taniej.
Hotele – 690 pln / 2 osoby / 4 noce
Noclegi na wyspie niestety nie należą do najtańszych. Nasza grupa do wyjazdu przygotowywała się z dużym wyprzedzeniem, dzięki czemu udało nam się znaleźć coś także na naszą kieszeń. Wynajęliśmy pokoje w prywatnym hoteliku urządzonym w stylu wiktoriańskim, położonym około dwa kilometry od centrum stolicy – Saint Helier. Za cztery 2-osobowe pokoje na cztery noce (wraz z angielskim śniadaniem – boczek, kawa, tosty) zapłaciliśmy 500 funtów, czyli wyszło po około 345 pln od osoby. Uważam, że cena 86 złotych za noc za osobę jest całkiem rozsądna!
Wynajem auta – 2460 pln / 8 osób
Wynajęcie samochodu stanowiło najbardziej znaczący wydatek. Auto wynajmowaliśmy już na miejscu, bezpośrednio na lotnisku. Ponieważ było nas łącznie aż osiem osób, to postanowiliśmy wypożyczyć busa – i choć był spory problem z dostępnością, to ostatecznie się to udało. Cena 440 funtów może i robi wrażenie ale… po pierwsze dostaliśmy pełne ubezpieczenie „od wszystkiego”, a po drugie mieliśmy w cenie pół baku paliwa. Bezpłatne ubezpieczenie było bardzo miłą niespodzianką; liczyliśmy się z koniecznością jego dokupienia – nie dość, że na Jersey jeździ się „po angielsku” (czyli lewą stroną), to na dodatek tutejsze uliczki są koszmarnie wąskie (z kamiennymi murkami w skrajni drogi). Biorąc pod uwagę fakt, że bus był bardzo szeroki – ciągle ledwo mieściliśmy się podczas mijanek z innymi pojazdami. Codziennością jest tu jazda „na otarcie lusterek”.
Lotnisko ze stolicą i kilkoma miasteczkami jest bardzo dobrze skomunikowane. Gdybyście uznali, że nie będziecie wynajmować auta, to bilet za przejazd autokarem do stolicy kosztuje 2.1 funta. Wyspa jest niewielka, ma wymiary około 15 x 10 kilometrów – więc teoretycznie wszędzie można dojechać rowerem (a nawet dojść pieszo gdyby ktoś z Was preferował tego typu wędrówki). Alternatywnie można także wynająć elektryczne hulajnogi oraz rowery – niestety ich ceny wydają się mocno odrealnione: za wynajęcie elektrycznej hulajnogi trzeba było zapłacić… 40 funtów za dobę (od osoby), a zwykły rower kosztował 18 funtów. Jak więc widać auto wychodzi taniej…
Po podzieleniu 440 funtów na osiem osób otrzymaliśmy całkiem rozsądną kwota: 302 pln na osobę – za cztery doby wygodnego pojazdu, którym wszędzie mogliśmy szybko – i bez względu na pogodę – dojechać.
Parkingi
Minusem wynajęcia auta jest konieczność jego parkowania – zarówno w nocy, jak i podczas dnia. O ile poza stolicą nie ma z tym większego problemu, to w mieście panuje istna masakra. Miejsc parkingowych jest bardzo mało, wszystkie są bardzo drogie, niedostępne, zarezerwowane oraz „alertowane”. Co znaczy alertowane? Nie można np. zostawić samochodu pod marketem czy na stacji benzynowej, bo miejsca te są monitorowane przychodzi pracownik i wzywa policję. Także w nocy, o czym ostrzegają specjalne tablice! Wzdłuż ulic – nawet kilka kilometrów od centrum – parkować można wyłącznie w wyznaczonych boksach, a tych jest niewiele; pierwszeństwo mają właściciele posesji.
Gdzie i za ile parkowaliśmy? Tego Wam nie powiem. Nie wszystkie tajemnice mogą ujrzeć światło dnia.
Restauracje – 350 pln
To wyjątkowo szokujący wydatek. Już pierwszego dnia zrozumieliśmy, że z lokalnej gastronomii nie będziemy raczej korzystać. By uczcić przyjazd skorzystaliśmy z niepozornej, odległej od rynku, rodzinnej, ulokowanej w bocznej uliczce, niewielkiej restauracyjki. Absolutnie zupełnie nic szczególnego. Za jedno piwo oraz spaghetti carbonara zapłaciłem – w przeliczeniu – 170 złotych. Nasz stolik zapłacił łączny rachunek w wysokości 400 funtów za proste, podstawowe dania uzupełnione o piwo i herbatę.
Ta cenowa masakra skutecznie zniechęciła nas do korzystania tutejszych z restauracji – wszędzie indziej było tak samo drogo, ze wskazaniem na „jeszcze drożej”. Ostatniego dnia – na pożegnanie – także skorzystaliśmy z restauracji; innej – ale z tym samym skutkiem. Nie narzekamy; nie było tutaj żadnych ukrytych cen jak np. we Włoszech. Jest po prostu zabójczo drogo – i tyle.
Wyżywienie – 300 pln
W związku z powyższym żywiliśmy się w przeważającej części jedzeniem kupowanym w sklepach spożywczych oraz wspomagaliśmy się skromnymi śniadaniami serwowanymi w hotelu. W sklepach wcale nie było dużo taniej – ceny z Polski musicie pomnożyć tak mniej więcej razy trzy.
Udział w maratonie – 350 pln
Jak zawsze jechaliśmy ze sportowym celem: przebiec tutejszy maraton. Opłata startowa także i w tym przypadku była „sroga” – za pakiet startowy trzeba było zapłacić 63 funty. Maraton był przeciętny, raczej kameralny; w Polsce za udział w tego typu biegu płacimy około 100-120 złotych. Tutaj było trzy razy drożej.
Bilety wstępu – 200 pln
Jak już pisałem wyspa obfituje w zamki, bunkry, muzea. Bilety wstępu na takie obiekty oscylują w okolicach kilkunastu funtów od osoby / obiekt. Czyli jest tradycyjnie… drogo. Za wejście do małego muzeum II wojny światowej mieszczącego się w bunkrze o powierzchni ok 80 m.kw. zapłaciłem 8 funtów. Zwiedzania było na 10 minut. Za wstęp do największej historycznej atrakcji wyspy – niemieckich tuneli – zapłacić trzeba 16 funtów (90 złotych). Z płatnych wejść na tutejsze zamki niestety rezygnowaliśmy: bilety po 12-15 funtów (czyli ok 70-80 złotych) to zbyt dużo jak na 30 minutowe spacery po kamiennych murach.
Raz jednak udało mi się załapać na bezpłatne zwiedzanie! Wstęp na teren jednego z prehistorycznych megalitów kosztował 10 funtów – ale gdy pojawiłem się przed wejściem, była dopiero godzina 9:20 – a obiekt czynny był od 10:00. Sympatyczny właściciel nie mógł wbić na kasę biletu więc wpuścił mnie za darmo – „proszę sobie obejrzeć, tylko niech Pan koniecznie wróci przed dziesiątą zanim otworzymy!„
Alkohol – 160 pln
Tak się zdarzyło, że podczas naszej podróży wydarzyły mi się imieniny; wypadało je jakoś uczcić. Najtańszym alkoholem w okolicy była litrowa butelka… „Wyborowej” w cenie 160 złotych. W porównaniu z innymi trunkami kupowanymi na butelki – cenowo była bezkonkurencyjna. Takie realia.
Pamiątki – 30 pln
Jak zawsze kupiłem magnes na lodówkę. Jedną sztukę bo drogo.
Lody jako dobra luksusowe – 35 pln
Raz pozwoliłem sobie zaszaleć, i kupiłem loda – kręconego. Jak na cztery dni pobytu, to moim zdaniem zupełnie rozsądny luksus.
Paliwo do auta
Tak jak wspominałem, dostaliśmy wraz z samochodem pół baku do „wyjeżdżenia”. Ta wielkość absolutnie wystarczyła, bo wyspa jest malutka – nie da się wyjeździć połowy baku. Ceny paliwa na stacjach: kilkanaście złotych za litr.
Podsumowanie kosztów
Łącznie jak łatwo podliczyć za krótką wyprawę na wyspę Jersey (czwartek – poniedziałek) wydałem 2565 złotych, czyli po 513 złotych za dobę. Drogo. Jakbym nie sumował, to koszty wyszły nadspodziewanie wysokie. A byłyby jeszcze wyższe, gdyby nie liczebność naszej grupy – część kosztów podzieliła się przecież na wiele osób.
Najdroższy wbrew tradycji nie był dojazd do celu, ale codzienne koszty samego życia. Jedzenie było morderczo drogie, a gdyby trzeba było wyżywić całą rodzinę? Strach pomyśleć o takim wakacyjnym, rodzinnym wyjeździe 2+2. Przypominam także, że mieszkaliśmy w najtańszym możliwym hoteliku (choć jakościowo bardzo go polecam – jedyny zarzut jaki mam to fatalny Internet)
Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu w takiej cenie można było polecieć do Gambii, spędzić tam słoneczny, egzotyczny tydzień, i wrócić do Polski. Niemniej wyjazdu nie żałuję, bo Jersey ma dużo do zaoferowania – zwłaszcza osobom interesującym się historią, militariami i zamkami. Te atrakcje opiszę jednak szczegółowo dopiero w kolejnych materiałach.
Egzotyka – 2/5
Cóż. Jersey to wciąż Europa, i to zachodnia. Nie ma tu zbyt wielu rzeczy, których nie spotkamy także w Polsce. Zresztą moja ocena i tak chyba jest nieco naciągana – gdyby nie to, że uwielbiam wyspy, to ten angielski przyczółek u wybrzeży Francji oceniłbym – pod względem egzotyki – chyba nawet jeszcze niżej.
Bezpieczeństwo – 5/5
Nie mam pomysłu, do czego mógłbym się tutaj przyczepić. Jak podają media, wyspa jest absurdalnie wręcz bezpieczna. Ostatnie morderstwo miało miejsce kilka lak temu, a bójki, zaczepki czy jakieś inne formy bycia niemiłym są tutaj zupełnie niespotykane.
Przyroda – 2/5
Wyspa traci nieco ze względu na poziom zurbanizowania; nie ma tutaj zasadniczo żadnych dzikich miejsc. Na plus są za to ogromne, niezwykłe odpływy morza podczas których cofa się ono o kilka kilometrów. Ale o tym także napiszę w osobnym materiale. Warto przyjechać choćby po to, by je zobaczyć na własne oczy.
Łatwość wyprawy – 4/5
Jedyną trudność w dotarciu na wyspę stanowi potrzeba skorzystania z samolotu. Pod tym względem łatwiej jest pojechać na weekend do Czech albo Niemiec. Ale dla osób, które regularnie latają – poziom trudności w zorganizowaniu wyjazdu na Jersey wynosi zero. Dla tych zaś z Was, którzy regularnie bywają na Wyspach Brytyjskich – to nawet chyba minus jeden.
Ekonomia wyprawy – 2/5
Dotrzeć na Jersey to jedno, a przeżyć na Jersey… to drugie. Pierwsze jest mile tanie, drugie potrafi znokautować. Oczywiście można ciąć koszty i chodzić pieszo. Można jeść sklepowy makaron. Żeby jednak zwiedzić wyspę pieszo… trzeba tam zostać na dłużej. A dłużej oznacza… drożej. I tak kółko się zamyka.
Bonus – 2/5
Moja ostateczna nota podróży: 62 procent
Czy żałuję? Oczywiście, że nie. Tego, co się zobaczy – nigdy już się nie „odzobaczy”. A pieniądze tak czy inaczej zawsze gdzieś przepadną!