Ta wyimaginowana podróż trwa 14-godzin – niby sporo, ale czas mija szybko. Na stoliku rozkładacie komputer i korzystając z zasobów intranetu (w który wyposażony jest pociąg) wybieracie sobie filmy do oglądania. Żeby rozprostować kości możecie pójść także do jednego z dwóch wagonów restauracyjnych; zjeść coś konkretnego lub po prostu napić się drinka. W myślach śmiejecie się z tych wszystkich, którzy w podróż do Chorwacji wyruszyli samolotem – tłoczą się najpierw na lotnisku, a potem niczym sardynki upchnięte w puszce – w samolocie: w mikroskopijnych fotelach, bez bagaży i ze stertą stresujących dokumentów w kieszeni.
Do celu podróży dojeżdżacie rankiem następnego dnia: wyspani, wypoczęci… oraz umyci, gdyż wasz 2-osobowy przedział wyposażony jest nie tylko prywatną toaletę, ale także w prysznic z ciepłą wodą. Myślicie, że taka podróż to fantazja? Pieśń przyszłości? Podróżnicza wizja, która być może kiedyś się spełni? Otóż, nie! Półtora roku temu miałem przyjemność pokonać liczącą 1350 kilometrów długości trasę takim właśnie pociągiem. Gdzie? W Kazachstanie.
Sieć połączeń kolejowych w tym leżącym w samym sercu Azji Środkowej kraju jest dobrze rozbudowana – głównie na najważniejszych odcinkach łączących stolicę kraju Astanę (do niedawna Nur-Sułtan) ze starą stolicą Ałmatami oraz leżącymi bardziej na zachodzie Turkiestanem, Aralskiem i Aktobe. Gorzej sprawa wygląda z dojazdami do mniejszych miejscowości – no ale nie można mieć wszystkiego.
Na pierwszy rzut oka koleje w Kazachstanie są spadkobiercami czasów istnienia ZSRR. Ale to tylko pierwsze wrażenie; kraj zainwestował w nowoczesne składy i zmodernizował część linii kolejowych. Co oznacza nowoczesne składy? Kiedy my w Polsce powoli odzwyczajamy się od ciasnych, 8-osobowych przedziałów na rzecz 6-osobowych, kiedy fascynujemy się półeczkami pod komputer w nowoczesnych, kosztujących dziesiątki milionów euro Pendolino – w Kazachstanie większość wagonów na dłuższych trasach posiada 4-osobowe przedziały z wygodnymi łóżkami. Na podróżnych z większymi wymaganiami czekają zaś przedziały 2-osobowe; każdy z własną łazienką i prysznicem!
Na dodatek tutejsze koleje są tanie. Licząca 1350 kilometrów podróż z Ałmat do Astany kosztuje 90 złotych w przedziale sypialnym 4-osobowym. W przedziałach 2-osobowych nie jest wcale dużo drożej – to koszt jedynie 125 złotych od osoby. Musicie przyznać, że jest to cena robiąca wrażenie: wyobraźcie sobie, że wieczorem wsiadacie w Warszawie do pociągu, i rano wysiadacie w chorwackim Splicie – taka trasa liczyłaby 1420 kilometrów. Jesteście wyspani, wypoczęci, i macie ze sobą (już w cenie!) duże bagaże. Pełni sił od razu maszerujecie prosto na słoneczną plażę – a przejazd kosztuje Was jedyne 125 złotych.
Pociągi dalekobieżne w Kazachstanie zdają się spełniać warunki tzw. nocnych pociągów, które wg planów Unii Europejskiej mają połączyć w przyszłości wielkie europejskie stolice. Pociągi te miałyby wyeliminować konieczność podróżowania samolotami na średnie odległości – pozwalając pokonać duże dystanse w ciągu jednej nocy; w wygodnych wagonach sypialnych. W Europie jednak to wciąż tylko teoria, o której rozmawia się na sympozjach i konferencjach… tymczasem w Kazachstanie to już codzienność.
Rezerwacji biletów dokonujecie na stronie tickets.kz
Oczywiście musicie pamiętać, że każda podróż wymaga rozsądku. Na peronach w Kazachstanie – jak zresztą na całym świecie – trzeba mieć włączone myślenie. Jedna z handlarek chciała np. od Pawła (mojego towarzysza podróży) za cztery jabłka… równowartość 1/5 ceny biletu kolejowego, czyli około 20 złotych. Także wiecie… na każdym kroku trzeba trenować szybkie przeliczanie w myślach walut!
Podróż w przedziale 2-osobowym to jednak nie tylko plusy. Wybranie takiego środka komunikacji ogranicza niestety możliwość konwersacji z innymi podróżnymi zamkniętymi w swoich przedziałach. Dziesięć dni wcześniej jechaliśmy mniej „ekstrawaganckim” pociągiem z Nur-Sułtan do Almat; takim zwykłym sypialnym przedziałem 4-osobowym. Razem z nami jechała starsza kobieta, z wyglądu rodowita Kazaszka, oraz posługujący się językiem rosyjskim około 35-40 letni mężczyzna.
Gdy wszyscy zajęliśmy już swoje miejsca rozpoczęły się rozmowy. Szybko dowiedzieliśmy się, że kobieta jest emerytowaną nauczycielką i wraca do siebie na wieś z odwiedzin w stolicy u swoich dzieci. Pokazywała nam zdjęcia ogródka pośrodku stepu, fotografie dorosłych już córek itd. Ponieważ dobrze nam się rozmawiało poczęstowała nas wiezionym przez siebie… mięsem.
Mięso miało formę okrągłych, smażonych kulek wielkości dużego kciuka. Te kulki pani wiozła w reklamowej torebce; i co chwilę podjadała. Niezbyt wyglądało to apetycznie, ale nie wypadało odmówić poczęstunku. Paweł jako zaprzysięgły roślinożerca jeszcze jakoś się wykręcił, ale ja musiałem skosztować w imię przyjaźni. Przyznam, że mięso było dla mnie trudne do pogryzienia – łykowate, twarde i dość żylaste. Robiłem jednak dobrą minę do złej gry, i jakoś zjadłem. Mięsne kulki były własnej produkcji: kilka z mięsa owiec, kilka z wielbłąda. Te z wielbłąda zdecydowanie lepsze.
Moja współpasażerka podróży nie mogła się nadziwić; jak to Paweł nie może jeść mięsa? To co on w takim razie zjada na obiad? Paweł pokazał kupione na peronie jabłka, co jednak nie zamknęło tematu. Kazachska kuchnia musicie wiedzieć oparta jest w 98 procentach na mięsie. Podczas naszej podróży Paweł głównie więc żywił się… arbuzami.
W pewnym momencie, gdy Paweł wyszedł do łazienki, Pani nachyliła się nade mną i konspiracyjnym niemal szeptem spytała:
– On naprawdę nie może jeść mięsa?
– Tak, nie chce go jeść.
– Przecież on umrze…
Kiedy Paweł wrócił za sprawą jego naturalnej ciekawości świata rozmowa zeszła na jeszcze trudniejsze tematy: zaczęliśmy rozmawiać o historii Kazachstanu, o tym jak w latach 30-tych minionego wieku tereny kraju zajęli bolszewicy. O historii powstań narodowych i walk, o tym jak się wtedy żyło. W pewnym momencie Paweł – który często szybciej mówi, niż myśli – spytał, czy jej rodzinie też było w tamtych czasach trudno. Czy pamięta kolektywizację? Czerwonych bolszewików? Skoro mieszka na wsi, to może coś wie o wydarzeniach, których pewnie świadkami byli jej rodzice i dziadkowie?
Finał był łatwy do przewidzenia. Starsza pani przez chwilę próbowała coś opowiadać, ale po chwili zalała się łzami. Zrozumieliśmy tylko, że niemal cała jej rodzina zginęła w obozach w latach 30-tych i 40-tych. Paweł jak to Paweł próbował ratować sytuację:
– Polaków też dużo w Kazachstanie zginęło. Ruscy naszych rodaków tutaj przywozili i wyrzucali z bydlęcych wagonów wprost na step. Setki tysięcy zginęło. Tacy już są, Ci Rosjanie.
W tym momencie przypomniał o swoim istnieniu ostatni z pasażerów naszego przedziału. Do tej pory Rosjanin siedział cicho; wpatrywał się w okno i nie uczestniczył w rozmowach – jedynie zdawkowo odpowiadał na grzecznościowe zwroty. Ignorował nas, a może po prostu nie chciał uczestniczyć w dyskusji. Na słowa Pawła o tysiącach zabitych przez Rosjan ludzi ostentacyjnie wstał, zabrał swoją walizkę i wyszedł nie mówiąc ani słowa. Więcej go nie widzieliśmy – choć do najbliższej stacji było jeszcze wiele godzin jazdy.
Po tym jak zrozumiałem jak może wyglądać wygodna i ekonomiczna podróż pociągiem – nie pozostaje mi nic innego jak czekać, by Europa w końcu dogoniła Kazachstan. Ale by podróże pociągami po całym kontynencie miały sens, to siatka połączeń musi być gęsta, pociągi punktualne i wygodne, a do tego czyste i pro-rodzinne. Oraz w całości sypialne. Czy tego doczekamy?
Obawiam się, że jeszcze dużo wody musi upłynąć… w Brukseli. Póki co w większość podróży pakujemy się w mikroskopijne torebki o wymiarach 50 x 30 x 20 centymetrów i czekamy na 24-godzinne okienko do „elektronicznej odprawy”. Jedziemy na lotnisko trzy godziny przed czasem – by zdążyć przejść przez bramki – a potem siadamy z podkurczonymi nogami na kilka kolejnych godzin w ciasnych fotelach, z głową opartą w fotel przed nami. Razem z dwustoma innymi pasażerami lecimy ściśnięci w wąskiej rurze kadłuba samolotu – słuchając pokrzykiwań sprzedających karty-zdrapki stewardes. I nie możemy wnieść na pokład choćby ołówka, bo jest ostry i może zostać uznany za broń sieczną.
Latamy samolotami, bo wygodnie pociągiem przecież się nie da.
Jak wygląda podróż takim 2-osobowym przedziałem z prywatną łazienką? Zapraszam Was na film – niech kamera zastąpi tysiąc słów.