– Wstawaj kochanie, idziemy na zachód słońca – usłyszałem pod koniec dnia; tego samego, w którym przebiegłem maraton na wyspie Rapa Nui.
– Nie chce mi się, kotku – odpowiedziałem.
– No chodź, rozprostujesz kolanka.
– Nie!
– Tak!
– Nie!
– Ale ja bardzo chcę. Wstawaj i nie marudź, już postanowione.
No i poszedłem; przecież nie miałem żadnego wyboru. Kiedy zabierasz żonę na koniec świata, to musisz robić rzeczy, na które ona ma ochotę. Pobyt na Wyspie Wielkanocnej jest zbyt kosztowny, by tracić czas na dąsy.
Całe szczęście nie mieliśmy daleko. Ahu Tahai leży kilkaset metrów na północ od jedynego miasteczka na wyspie, od Hanga Roa. Mieszka w nim większość populacji rodowitych rapanuiczyków oraz przybyszów z Chile, którzy osiedlili się tutaj w przeciągu ostatnich stu lat.
Posągi stojące na Ahu Tahai podobnie jak wszystkie inne na całej Rapa Nui zostały przewrócone podczas wojny domowej, która prawdopodobnie zawładnęła wyspą na przełomie XVII i XVIII wieku. Moaje zostały starannie odrestaurowane i postanowione ponownie na cokole w latach 1968-1974 przez amerykańskiego antropologa Williama Thomas Mulloy Juniora. Dziś ahu ze względu na swoją lokalizację nad samym brzegiem Pacyfiku jest obowiązkową i łatwo dostępną atrakcją turystyczną. Każdego dnia o zachodzie słońca przed posągami zbiera się liczny tłum fotografów zwabionych możliwością wykonania przepięknych ujęć.
– Usiądź sobie wygodnie na trawce, a ja porobię zdjęcia – zakomenderowała żona. Uczyniłem to z tym większą chęcią, że wciąż bolały mnie nogi po 42 kilometrowym biegu, a zakwasy powodowały, iż każdy krok (a nawet zwykłe stanie w miejscu!) powodował nieznośny ból.
Zachód słońca nie trwał zbyt długo, więc zgromadzeni pasjonaci zwijali się jak w ukropie by wykorzystać każdą chwilę na kolejne ujęcia. Nie obeszło się bez krzyków i stresów, bo jak zawsze znaleźli się i tacy turyści, którzy za wszelką cenę musieli akurat w tym momencie podchodzić do samych posągów by zrobić sobie zdjęcie na ich tle. Nie tylko ignorowali prośby innych, ale wręcz ostentacyjnie nie zwracali uwagi na protesty. W tym zamieszaniu tylko nieliczni skierowali swoje głowy w drugą stronę. A tam właśnie górował nad nami wspaniały Księżyc w kwadrze.
Zmrok zapadł szybko, jak to nad Pacyfikiem, i dopiero ciemności pogodziły zwaśnione strony. Zdjęcia mojej żony na osiem lat wylądowały na dysku komputera, i niemal o nich zapomniałem. Teraz dopiero zwabiony do katalogu jakimś sentymentem odkopałem je, i przyznać muszę, że jestem zdumiony. Po raz kolejny okazało się, że żona zawsze ma rację; gdybym wtedy zamarudził i zdecydował, że nigdzie nie idziemy, to ten zachód słońca nad Ahu Tahai przepadłby na wieki.
Rapa Nui, rdzenna nazwa Wyspy Wielkanocnej, jest świadkiem wyjątkowego zjawiska kulturowego. Społeczeństwo pochodzenia polinezyjskiego, które osiedliło się tam ok. AD 300 ustanowił potężną, pomysłową i oryginalną tradycję monumentalnej rzeźby i architektury, wolnej od jakichkolwiek wpływów zewnętrznych. Od X do XVI wieku społeczność ta budowała świątynie i wznosiła ogromne kamienne figury znane jako moai , co stworzyło niezrównany krajobraz kulturowy, który nadal fascynuje ludzi na całym świecie.