Według zapewnień organizatorów maraton rozgrywany na jordańskiej pustyni w Dolinie Wadi Rum jest jednym z dziesięciu najbardziej widowiskowych biegów na świecie. I w teorii tak właśnie powinno być – każdy, kto choć raz widział to miejsce zapamiętał je na całe życie: majestatyczne góry skąpane w miękkim piasku, mityczna sceneria oraz marsjańskie wręcz krajobrazy. Jednak to tylko teoria… Jak w rzeczywistości wygląda ten ekstremalny biegowy smakołyk? Zapraszam na opowieść.

Wadi Rum to spektakularna dolina położona na południu Jordanii, w pobliżu granicy z Arabią Saudyjską. To rzeczywiście miejsce spektakularne i nieprzypadkowo znajdujące się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Kilkusetmetrowej wysokości skalne ostańce wystrzeliwujące niemal pionowo ku niebu wprost z magicznej pustyni uwiodły już setki tysięcy turystów. I choć mam w swojej podróżniczej biografii dziesiątki niezwykłych miejsc, to Wadi Rum na zawsze zajmować będzie w tym zestawieniu topowe miejsce. W dzień jest tutaj nieopisywalnie wręcz nieziemsko… lecz problem polega na tym, że maraton rozgrywano nocą.

W ramach wydarzenia biegowego o nazwie Wadi Rum Full Moon Desert Marathon organizowane są cztery dystanse: klasyczny maraton, półmaraton, bieg na 10 kilometrów oraz marszobieg na dystansie 5 kilometrów. Główna pętla wiodąca przez dolinę Wadi Rum ma 21 kilometrów długości – tak więc maratończycy mają do pokonania dwa spektakularne (w teorii…) okrążenia, półmaratończycy zaś jedno. Uczestnicy biegu na 10 kilometrów „ścinają” pętlę mniej więcej w połowie jej wysokości, a amatorzy najkrótszego z dystansów praktycznie nie docierają do pustyni, tylko po dwóch kilometrach zawracają i kierują się z powrotem na metę.

Jordania, Wadi Rum Full Moon Desert Marathon

Wspólny start do wszystkich dystansów wyznaczono na godzinę 19:30 – tak, by pierwsze kilometry biegu uczestnicy pokonywali w scenerii zachodzącego słońca. Ten start okazuje się zabiegiem marketingowym: tworzy wrażenie, że uczestników maratonu jest wielu (o czym napiszę na końcu artykułu). Już chwilę po wystrzale startera formuje się długi wąż biegaczy, który lawirując pomiędzy niskimi wydmami niknie w piaskach pustyni. Zachodzące wśród piętrzących się na horyzoncie skał słońce sprawia zaś, że widok na biegowy peleton jest rzeczywiście spektakularny (o czym możecie przekonać się oglądając film)

Już na wstępie przyznam się do swojej słabości: do startu na dystansie pełnego maratonu nie byłem przygotowany fizycznie. Ponieważ jednak wyznaczony przez organizatorów limit czasu na pierwszy rzut oka wyglądał rozsądnie – sześć i pół godziny – to uznałem, że dam radę: w myśl zasady, że wystarczy przebiec połowę dystansu, a resztę można spokojnie przejść.

Jordania, Wadi Rum Full Moon Desert Marathon

Bardzo szybko moja niefrasobliwość oraz nieuzasadniony optymizm odbiły się czkawką. Zakładałem, że zgodnie z prawidłami matematyki wystarczy pokonywać każdy pustynny kilometr w osiem i pół minuty, by dotrzeć na metę z minimalnym zapasem czasu; i byłoby to zupełnie łatwe – przy takim planowaniu można przebiec pierwsze kilkanaście kilometrów i wyrobić sobie spory zapas czasu, albo też trzymać się sztywno planu i na każdym kilometrze biec po 400-500 metrów, a resztę pokonywać intensywnym marszem. Mój plan nie przewidział tylko jednego: podłoża, którym poprowadzono trasę.

Założyłem, że na maratonie będą wprawdzie odcinki prowadzące po piasku, nawet po wydmach, ale ich długość szacowałem na dwadzieścia, maksymalnie trzydzieści procent dystansu. Byłem już kiedyś na Wadi Rum i wiedziałem, że jest tam wiele w miarę utwardzonych terenowych dróg, którymi poruszają się samochody terenowe wożące turystów – założyłem (błędnie!), że właśnie nimi zostanie poprowadzona trasa biegu. Tymczasem było zupełnie na odwrót.

Jordania, Wadi Rum Full Moon Desert Marathon

Organizatorzy Wadi Rum Full Moon Desert Marathon poprowadzili trasę biegu przez największe okoliczne wydmy i łachy. Konsystencja piachu okazała się istnym koszmarem sennym wędrowców: to był kopny, sypki i zdradziecki skurczybyk. Nogi rozjeżdżały się na boki, a terenowe buty z każdym krokiem tonęły aż po zapiętki. Zdarzających się od czasu do czasu odcinków nawierzchni „w miarę twardych” było łącznie może dziesięć procent. W dodatku szybko zapadły ciemności, i choć wszyscy uczestnicy mieli na głowach obowiązkowe czołówki oświetlające drogę, to trudno było w takich warunkach zorientować się czy aby przypadkiem zaledwie kilka metrów obok nie ma lepszej nawierzchni. Efekt był taki, że biegacze brodzili po kostki w piasku o konsystencji podobnej do piasku znanego nam z bałtyckich plaż. Dodatkiem były podbiegi i wzniesienia; może nie imponujące, ale wysysające ostatnie zapasy sił.

Już po dwunastu kilometrach wiedziałem, że nic z tego dobrego nie wyniknie. Nawet kiedy biegłem, to na pokonanie kilometra potrzebowałem 7-8 minut. Gdy zaś szedłem, to nawet przy mocnym tempie każdy kilometr zajmował mi aż 12 minut. Choć punkty odżywcze były rozstawione stosunkowo gęsto – co około trzy kilometry – to uzupełniając na nich płyny traciło się kolejną minutę. Efekt był taki, że już na piętnastym kilometrze byłem na skraju limitu czasu. O ile dla uczestników rywalizujących w półmaratonie (jedna pętla) nie było limitu czasu, to organizatorzy dla maratończyków przewidzieli limit na półmetku wynoszący trzy godziny i 15 minut.

Jordania, Wadi Rum Full Moon Desert Marathon

I to właśnie ten limit czasu na półmetku stał się gwoździem do trumny mojej psychiki. Na osiemnastym kilometrze oszacowałem, że o ile pierwsze okrążenie zdążę jeszcze idealnie pokonać w limicie, to na drugim okrążeniu zabraknie mi już sił. Oczywiste było, że z każdym kolejnym kilometrem będę coraz słabszy i nie zdołam pokonywać dystansu w tym samym tempie co na początku – a organizatorzy zastrzegali na podprawie technicznej, że na punktach drugiego okrążenia będą zdejmować „spóźnialskich” z trasy biegu. Mógłbym walczyć, lecz pokonała mnie wizja dyskwalifikacji na 30 lub 35 kilometrze. Moja psychika przegrała z matematyką.

Ostatecznie zszedłem z trasy na zlokalizowanym w miejscu startu półmetku. Dziś, już po powrocie do Polski wiem, że dodatkowym demotywatorem był dla mnie fakt, iż Jordanię miałem już „zaliczoną” – kilka lat wcześniej ukończyłem ultramaraton nad Morzem Martwym – więc tym trudniej było mi wykrzesać z siebie wolę walki za wszelką cenę – ZOBACZ RELACJĘ

To oczywiście pewnego rodzaju samousprawiedliwienie; rzeczywistość jest taka, że ze względu na słabe przygotowanie fizyczne biegu na pustyni Wadi Rum nie ukończyłem. I tyle.

Jordania, Wadi Rum Full Moon Desert Marathon

Zakończmy jednak już moją wędrówkę w głąb siebie, i zajmijmy się samym maratonem. Jaki był? Z całą pewnością był pełen niespodzianek. Pierwszym co mnie zaskoczyło, to owa zapowiadana przez organizatorów widowiskowość biegu. Powtórzę jeszcze raz: kto był na Wadi Rum ten wie, jak tu jest – to absolutnie nieziemski krajobraz. Problem w tym, że po 30 minutach biegu słońce skryło się pod horyzontem, i jak to na pustyniach bywa niemal momentalnie zrobiło się ciemno. Przy czym ciemno należy rozumieć jako CZARNO, gdyż ze względu na oddalenie od cywilizacji zanieczyszczającej niebo sztucznym światłem na pustyniach zwykle noc oznacza zupełnie coś innego, niż np. w Europie. Tutaj niebo ma kolor asfaltu; a jeżeli nie świeci akurat księżyc, to nie widać nawet konturów okolicznych gór.

Po godzinie biegu otoczyły nas nieprzeniknione ciemności. Oczywiście wiele osób powie, że było to magiczne doznanie: tylko ja i skąpana w czerni pustynia. „Wszechświat otaczał nas ze wszystkich stron”, „Pustka, samotność i wrażenie doskonałego odosobnienia”. Problem w tym, że takie poezje snują głównie osoby, które prawdziwej nocy nigdy wcześniej nie widziały – zaskoczone niczym mieszkaniec blokowiska rzucony w środek dżungli. Taka noc robi wrażenie na osobach, które całe swoje życie spędziły w miastach, ale prawda w moim odczuciu jest nieco mniej romantyczna: ciemności, które otoczyły biegaczy po zachodzie słońca przypominają raczej głęboką piwnicę, w której nagle zgaszono światło.

Przez kolejne trzy godziny dręczyła mnie myśl, że oto biegnę (maszeruję) przez jedno z najbardziej niezwykłych miejsc naszej planety – przez kaniony wypełnione piaskiem, przez majestatyczne doliny, wzdłuż mierzących setki metrów wysokości skalnych ostańców – i nic z tych cudów świata nie widzę. Przestrzenie Wadi Rum są tak ogromne, że żadna latarka – żadne sztuczne źródło światła – nie jest w stanie ich oświetlić. Cała magia miejsca utonęła w czerni otoczenia zredukowana do kręgu o średnicy 4×4 metry będącego wyrywkiem pustyni oświetlanym przez moją czołówkę. I tak kilometr za kilometrem – godzina za godziną…

Być może owa uporczywa myśl byłaby mniej bolesna, gdybym nie miał świadomości miejsc, które mijam. Niestety znam już Wadi Rum na tyle dobrze, że wiem co traciliśmy podczas tych nocnych godzin biegu. Wyobraźcie sobie najpiękniejsze muzea świata zwiedzane w absolutnych ciemnościach – bez możliwości zobaczenia zgromadzonych eksponatów. Wyobraźcie sobie piękne kwiaty, do których jesteście odwróceni tyłem bez możliwości ich dostrzeżenia. Wyobraźcie sobie muzykę tak cichą, że nie możecie jej usłyszeć – wiecie, że jest tuż obok, ale nic więcej. Nocny bieg przez Wadi Rum jest właśnie takim zupełnie bez sensu doznaniem – sprowadza się do uporczywego patrzenia w niewielki oświetlony piaszczysty krąg poruszający się u waszych stóp.

Jordania, Wadi Rum Full Moon Desert Marathon

Czy jestem zawiedziony? Sam nie wiem. Jestem przekonany, że dla 95 procent biegaczy start w tym miejscu był, jest – i zawsze będzie wielkim przeżyciem. Jako organizator zmieniłbym jednak kilka rzeczy. Po pierwsze limit czasu: sześć i pół godziny to zbyt mało – dla większości amatorów jest to granica fizycznie nieosiągalna. Aby zmieścić się w tym limicie należy regularnie biegać maraton poniżej czterech godzin. Jak bardzo piaszczyste warunki spowalniają uczestników? Wystarczy powiedzieć, że zwycięzca – zawodowy biegacz osiągający na normalnych trasach czasy w okolicach dwóch i pół godziny – na Wadi Rum dobiegł do mety w trzy godziny i 57 minut. Drugi zawodnik na mecie miał czas cztery godziny i 49 minut. Metę w limicie czasu osiągnęło 28 osób, a kolejnym piętnastu nie udała się ta sztuka.

Drugim elementem, który bym zmienił, to godzina startu. Wydaje się, że lepszym pomysłem byłby start o północy i meta o wschodzie słońca. Przy wydłużonym limicie czasu oznaczałoby to także, że wolniejsi zawodnicy dostaliby kilka godzin jasności na drugiej pętli, i mogliby jednak podziwiać piękno doliny, którą mijają. Oczywiście nie liczę na to, że organizatorzy wprowadzą takie zmiany – myślę, że są przyzwyczajeni do obecnej formuły. Efekt jest jednak taki, że jeden z dziesięciu najbardziej widowiskowych maratonów na świecie zgromadził na starcie zaledwie… 43 osoby. To tyle co nic – więcej jest wody na pustyni, niż biegaczy na tej spektakularnej imprezie.

Jordania, Wadi Rum Full Moon Desert Marathon

Nieco lepiej sytuacja wygląda na dystansie półmaratonu: tutaj nie ma już limitu czasu, więc nie musicie się śpieszyć i być jakoś nadzwyczajnie przygotowani fizycznie do pokonania trasy. Meta jest czynna do godziny 2:00 w nocy, więc wystarczy iść wolnym tempem by do niej dotrzeć. Widać to także w samych statystykach: półmaraton ukończyło 141 osób (8 nieukończonych) a bieg na dystansie 10 kilometrów 187 osób (6 nieukończonych). Niemniej nawet te liczby wskazują, jak niewiarygodnie wręcz małą frekwencją cieszy się ta impreza. I nic się raczej nie zmieni, jeżeli organizatorzy nie podejmą zmian.

Wyniki maratonu – mężczyźni:

  1. Salameh alaqra – 03:56:55
  2. Mohammad Al sewiti – 04:49:34
  3. Nathanael Pelz – 04:51:25
  4. Ahmad khamash – 05:04:06
  5. Rainers Meiers – 05:04:24

Wyniki maratonu – kobiety:

  1. Ilhem Fadhli – 05:53:51
  2. Sattler Tanja Sattler – 06:03:49
  3. Katarzyna Fojcik – 06:20:57

Pełne wyniki znajdziecie TUTAJ

Uwaga

Odwiedzając mój blog wspierasz istotę białkową. Moje opowieści powstają bez pomocy bzdur generowanych przez AI. Opowiadam wyłącznie o miejscach do których dotarłem samodzielnie – nie są to więc automatyczne, wyimaginowane, generatywne treści o smaku informacyjnej papki zalewające dzisiejsze media. Zastosowanie AI w dziennikarstwie to koniec sensu istnienia tego zawodu.

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Kliknij znaczniki na poniższej mapie.

Maratony Świata – więcej losowych materiałów z tej kategorii:

Jordania – więcej losowych materiałów z wypraw: