W większości przypadków – nawet przy najbardziej nadwyrężonych harmonogramach i surrealistycznie optymistycznych założeniach – udaje mi się zwykle osiągać założone podczas planowania podróżnicze cele. Czasem jednak bywa i tak, że pomimo starań wszystko kończy się wtopą; z powodów zupełnie nieprzewidywalnych. Tak było na przykład podczas naszego wyjazdu na odległy południowy – wschód Armenii.

Armenia, Klasztor Tatev

Będący armeńskim kandydatem do UNESCO klasztor Tatev – Tatev Monastery – leży daleko od głównych szlaków turystycznych tego kraju. To ponad 250 kilometrów na wschód do stolicy Armenii – Erywania – i choć odległość ta w skali np. Polski nie robi może dużego wrażenia, to w skali tego kraju jest to prawie jego drugi koniec; coś jak nasze Bieszczady z punktu widzenia mieszkańców Trójmiasta.

Na udostępnianych w Internecie materiałach reklamowych Klasztor Tatev robi wspaniałe wrażenie; możecie to sprawdzić wbijając jego nazwę w dowolnej wyszukiwarce i oglądając zdjęcia. Otoczona kamiennym murem ponad tysiącletnia budowla wisząca ponad skałami na tle gór sprawia wrażenie, że jest jedną z obowiązkowych pereł Armenii. Skuszeni tym widokiem postanowiliśmy, że monastyr będzie pierwszym celem naszej podróży.

Armenia, Klasztor Tatev

Na międzynarodowym lotnisku w Erywaniu wylądowaliśmy wczesnym rankiem, a raczej jeszcze w nocy – była godzina 3:15. Sprawnie udało nam się zorganizować karty SIM z internetem oraz odebrać czekający na nas w wypożyczalni samochód. Jeszcze w ciemnościach wyjechaliśmy poza stolicę Armenii i po dwóch godzinach jazdy zatrzymaliśmy się na pierwszy postój: szybkie śniadanie z kawą. Wyliczyliśmy, że do Tatew dojedziemy zaraz po otwarciu klasztoru, w okolicach godziny 10:00. Plan był taki, że ogarniemy się na miejscu i przy okazji zwiedzimy jeszcze kilka interesujących punktów w okolicy – w tym skorzystamy z możliwości przejażdżki najdłuższą na świecie 1-sekcyjną koleją linową o długości 5752 metrów (!), którą w 2010 roku przerzucono nad wąwozem nad którym wznosi się klasztor.

Niestety czym bardziej zbliżaliśmy się do gór, tym szybciej psuła się pogoda. Na kilkanaście kilometrów przed celem otoczyła nas nieprzebrana mgła – tak gęsta, że widoczność spadła zaledwie do kilkudziesięciu metrów. Kiedy zaparkowaliśmy pod monastyrem… nie było widać żadnych jego zabudowań.

Armenia, Klasztor Tatev

Widzialność spadła poniżej jakiegokolwiek akceptowalnego dla podróżników poziomu; stojąc na dwadzieścia metrów przed klasztorem ledwo widzieliśmy jego zarys. To co oglądacie na fotografiach to materiał bardzo silnie wyciągnięty przez różne sztuczki w programach graficznych, w rzeczywistości nie było widać prawie nic. Jednym słowem nasze podróżnicze uderzenie trafiło w pustkę – jakby powiedzieli miłośnicy wojska.

Spacerując po klasztornym dziedzińcu nie widzieliśmy gór, nie widzieliśmy przepaści, nie widzieliśmy kolejki górskiej której wagoniki dosłownie przepływać musiały nad nami (jedna ze stacji kolejki znajduje się tuż przy klasztorze). Nawet groby, fontanna czy mury budowli fotografowane z dziesięciu metrów były zamazane. Jedynym miejscem w którym można było swobodnie złapać ostrość w aparatach były kościelne wnętrza.

Armenia, Klasztor Tatev

Otoczony murem klasztor jest niewielki – jak większość tego typu kameralnych miejsc. Obejść go można w dosłownie kilka minut, choć jeżeli skupicie się na szczegółach wtedy zajmie Wam to pół godziny. Jest ładny, ale pod warunkiem, że tak jak w naszym przypadku… będzie to Wasz pierwszy armeński klasztor jaki odwiedzicie – inaczej nie wzbudzi Waszego zainteresowania, gdyż wszystkie one są do siebie bardzo podobne. Dlatego też jeżeli chcecie go odwiedzić, to zróbcie to na początku podróży do Armenii – inaczej te kilka godzin jazdy to Tatew wyda się Wam czasem zmarnowanym.

Ogólnie problem z licznymi klasztorami w Armenii polega na tym, że jeżeli widzieliście dowolne dwa z nich – to widzieliście już wszystkie. Do tego dochodzi aspekt niezwykle podrasowanych zdjęć używanych do celów promocyjnych; to zupełnie nowa granica pomiędzy rzeczywistością, a tym co zobaczycie na miejscu; to jednak temat na odrębny artykuł. Nie mówię, że nie warto tutaj przyjechać – warto, jeżeli macie po drodze. Problem w tym, że to miejsce znajduje się końcu tutejszego świata; jak wspomniane Bieszczady.

Zdjęcie Aleksandra Roinashviliego ok.  1880 r.

Czas na ciekawostkę

Wg legendy nazwa klasztoru Tatev pochodzi z czasów, gdy jego budowa dobiegała właśnie końca. Uczeń głównego konstruktora w tajemnicy chciał zwieńczyć kopułę budowli wykonanym przez siebie krzyżem – kiedy wdrapał się już na wierzchołek sklepienia potknął się i spadł w przepaść. W tym momencie krzyczał Ta Tev co w języku ormiańskim oznacza… Boże daj mi skrzydła. Wygląda na to, że Bóg nie wysłuchał jego próśb i zginął roztrzaskując się na dnie przepaści.

Historia klasztoru oraz powstania chłopskie

Klasztor wzniesiono w 848 roku na gruzach wcześniejszej, pogańskiej świątyni. Pod koniec IX wieku mieszkało w nim aż tysiąc mnichów oraz liczna rzesza rzemieślników wykonujących prace na ich potrzeby. Przez kolejne stulecia klasztorne obiekty padały ofiarami trzęsień ziemi oraz ognia – głównie ze strony wrogich Ormianom sąsiadów. W 1170 roku Turcy splądrowali monastyr i spalili około 10.000 znajdujących się w nim rękopisów co stało się ogromną stratą dla całego wschodniego chrześcijaństwa. Ostatnie trzęsienie ziemi w którym ucierpiał klasztor nawiedziło region w 1931 roku.

Wszyscy, którzy myślą że mnisi to synonim nieco rubasznych i nieporadnych starszych panów oddających się modlitwie oraz uprawie ziół, musza poznać historię powstań chłopskich, które wybuchły tutaj w IX wieku. Klasztor w Tatev prowadził twardą ręką rządy feudalne i wykorzystywał 47 oddanych mu na własność wsi, oraz zbierał dziesięcinę z kolejnych 677 wiosek (!) Obciążenia związane z utrzymaniem mnichów były tak duże, że wybuchły dwa powstania chłopskie skierowane przeciwko władzom klasztoru. Łączy się je z tzw. herezją tondrakijską, czyli z ruchem chrześcijańskim żądającym (między innymi) zaprzestania działalności kościoła polegającej na wyzysku chłopów. I to wszystko w IX wieku naszej ery! Oba powstania zostały krwawo stłumione.

Armenia, Klasztor Tatev

Ze względu na tę pechową mgłę – która nie zaczęła się rozwiewać nawet gdy przez pół godziny piliśmy gorącą herbatę kupioną na pobliskich straganach – gdzieś w okolicy południa poddaliśmy się. Nie było sensu nie tylko jechać na punkt widokowy z którego robiono reklamowe fotografie monastyru, ale zrezygnowaliśmy także z przejażdżki kolejką górską. Jaki byłby sens nią jechać, gdy całe góry spowijało nieprzenikalne dla naszych oczu mleko?

Z ponurymi minami odwróciliśmy się na pięcie i ruszyliśmy w drogę powrotną. Do następnego celu naszej podróży – położonych na granicy z Azerbejdżanem petroglifów – czekało nas kilka godzin jazdy. W sumie jednak klasztor zaliczyliśmy jako kolejny obiekt UNESCO na świecie (tym razem kandydat…), a to co zapamiętałem najlepiej to… koń, który zgubił się w tej przeklętej mgle i wszedł na dach jednego z zabytków. Zaskoczony utknął tam na dobre, i chyba tak jak my czekał na poprawę pogody.

I tyle.

Gavazan - wisząca kolumna

Ciekawostka nr 2

Na południowym placu klasztornym wznosi się specyficzna kamienna kolumna – Gavazan – zakończona okazałym chaczkarem, czyli ormiańskim krzyżem. Jej budowę rozpoczęto w 904 roku a zakończono dwa lata później. Dzięki specyficznej konstrukcji fundamentu jest ona odporna na trzęsienia ziemi, dzięki czemu jako jedyna oryginalna budowla przetrwała w nienaruszonym stanie aż do XXI wieku.

Legendy głoszą, że wzniesiono ją jako swoisty wskaźnik ostrzegający przed trzęsieniami ziemi – kolumna „wyczuwa” małe wibracje i przechyla się w różne strony informując w ten sposób mnichów, że zbliża się silne trzęsienie ziemi. Inny opis mówi o tym, że jest tak czuła, iż za jej pomocą można wykryć galop zbliżającej się armii konnej. W opozycji to tych opisów pozostaje znaczna część naukowców, którzy wskazują że jest to zwykłe miejsce kultu wzniesione w miejscu przedchrześcijańskich obrzędów związanych z tzw. kultem strzały oraz oddawaniem czci babilońskiemu bogu Mardukowi. Był on czczony na terenach ormiańskich aż do chrystianizacji kraju. Bardzo możliwe, że ormiański krzyż został dodany w późniejszych czasach, a pierwotnie znajdowała się tam kula.

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Kliknij znaczniki na poniższej mapie.

Armenia – więcej losowych materiałów z wyprawy:

UNESCO – więcej losowych materiałów z tej kategorii: