Przylądek Horn jest najbardziej na południe wysuniętym skrawkiem Ameryki Południowej. Nie jest jednak stałym lądem, lecz zaledwie wzgórzem sterczącym z samotnej wyspy o tej samej nazwie. Wyspa Hornos ma powierzchnię 25 kilometrów kwadratowych, i jest z kolei częścią archipelagu wysp Hermite. Zarówno wyspa jak i cały archipelag są niezamieszkałe – co chyba nie powinno dziwić, gdyż trudno wyobrazić sobie bardziej nieprzychylne miejsce dla ludzkiego osadnictwa.
Gdy wody Cieśniny Drake’a są spokojne – a zdarza się to niezwykle rzadko – na wyspę Hornos można przybić pontonem spuszczonym ze statku i zaopatrzonym w mocny silnik. Na lądzie znajdziemy pochodzącą z 1920 roku latarnię morską, malutki drewniany (opuszczony) kościółek, maszt z flagą Chile (wyspa należy do tego kraju) oraz Cape Horn Monument – nieco już zardzewiały postument podkreślający geograficzną niezwykłość tego miejsca. Najbardziej zatwardziali wędrowcy mogą spróbować wspiąć się na najwyższy punkt wyspy i spojrzeć z niego w stronę odległej o ponad tysiąc kilometrów Antarktydy – o ile oczywiście nadal będzie sprzyjać im niezwykle zmienna pogoda, gdyż do pokonania mają pieszo od czterech do pięciu kilometrów w jedną stronę.
Niestety nasz statek mógł zbliżyć się do Przylądka Horn tylko na odległość jednej mili morskiej; bliżej już się nie dało. Ale i tak mieliśmy niesamowite szczęście móc zobaczyć gołym okiem ten legendarny kawałek lądu! Choć od tysięcy podobnych skał wystających z wybrzeży całego świata nie wyróżnia się on niczym szczególnym, to jednak myśl, iż tutaj właśnie nie tylko kończy się kontynent amerykański, ale także mieszają się wody Oceanu Atlantyckiego i Oceanu Spokojnego – robi duże wrażenie. Tak działa magia wyobraźni…
Horn przez wieki cieszył się złą sławą wśród marynarzy, choć ta ponura sława należy się nie tylko jemu, ale także leżącej na południe od niego Cieśninie Drake’a. To jeden z najbardziej niespokojnych, groźnych i zmiennych akwenów naszej planety. Dość powiedzieć, że w tutejszych odmętach oceanu spoczywają setki – jeżeli nie tysiące – wraków będących wspomnieniem niezliczonej liczby katastrof morskich. Jak podaje Wikipedia w samym tylko 1905 roku zatonęły wokół archipelagu Honros aż 43 żaglowce próbujące przedostać się z jednego oceanu na drugi…
Sytuacja unormowała się dopiero po otwarciu w 1920 roku Kanału Panamskiego, który umożliwił bezpieczne skrócenie drogi z Atlantyku na Pacyfik bez opływania całego kontynentu. Dziś ruch wokół Archipelagu Hornos jest już dużo mniejszy, choć opłynięcie Przylądka Horn jachtem pod żaglami nadal uważane jest za wyczyn porównywalny ze wspinaczką na Mount Everest. Miejsce to stało się także obowiązkowym punktem większości regat prowadzących dookoła świata, które wymagają przepłynięcia cieśniny Drake’a przy akompaniamencie słynnych ryczących czterdziestek.
Przez pół godziny stałem na pokładzie naszego statku i podziwiałem Horn z zapartym tchem. W pewnym momencie zza skał wypłynął 60-metrowy szkuner i zwinnie pokonał przylądek płynąc ze wschodu na zachód, mijając go w odległości zaledwie 200-300 metrów. Przez lornetkę obserwowałem załogę, która wisiała na rejach wybierając żagle. Nie jestem marynarzem i nie mam nic wspólnego z eposem oceanów – ale ten widok mi po prostu zaimponował.
Po chwili nasz statek – Akademik Siergiej Wawiłow – popłynął dalej. Wkrótce podano obiad, a następnie kolację. Dobiliśmy do brzegu w argentyńskim mieście Ushuaia kończąc w ten sposób 10-dniowy rejsu na Antarktydę; nigdy więcej o tej rosyjskiej jednostce nie słyszałem. Była ona przez wiele lat wynajmowana przez amerykańską firmę wyprawową One Ocean do organizacji rejsów po Antarktyce; zawsze z rosyjską załogą. Pamiętam jak marynarze opowiadali nam, iż pochodzą z Kaliningradu będącego portem macierzystym statku. Raz na rok jednostka wracała na przegląd nad Bałtyk, by płynąc wzdłuż brzegu Polski dotrzeć do portu na wymagany przepisami przegląd.
Dziś natrafiłem w sieci na informacje, że Akademik Siergiej Wawiłow wciąż pływa pod rosyjską banderą, ale nie prowadzi już wypraw na ocean południowy. W mediach oskarżany jest przez władze wielu krajów o prowadzenie działań szpiegowskich na wodach wokół Europy i Ameryki – pomimo, iż zarejestrowany jest jako jednostka badawcza i naukowa. Na jego pokładzie znajdować się mają podwodne roboty przystosowane do przecinania kabli oraz penetrowania podmorskich rurociągów. Od momentu wybuchu wojny w Ukrainie takie działania statek prowadzi między innym w pobliżu norweskich platform naftowych. W 2022 roku nasz statek prowadził także działania konserwacyjne nad wysadzonym później gazociągiem Nord Stream.
Jak wygląda rejs przez Cieśninę Drake’a, jak żyje się na wiecznie kołyszącym się statku – oraz jak wygląda Przylądek Horn – możecie zobaczyć to na moim filmie. Zapraszam.