Oczywiście razem z kwiatkami i listkami na słońce wylazły wszelkie zwierzaki małe i duże. Żabie terytorium zajmuje prawie połowę terenu ogrodu, kaczki wyłażą z jeziora i spacerują jak u siebie robiąc to co umieją najlepiej (czyli kupy), a mamy też jeże – w tym roku parkę schowaną w dzień pod gęstwiną starych tui. Na razie im nie przeszkadzam, nie chcę płoszyć, bo pewnie znoszą teraz jajka. Kiedy będą małe i zaczną tupać po trawniku razem z nimi okół domu, to może je wtedy uwiecznię…
Zaskoczyły mnie za to łabędzie: jest już koniec kwietnia, a one pływają bez młodych. Czyżby nie było w tym roku miotu? Szkoda, bo to zawsze dziwaczne i śmieszne dzieciaki. Za to tradycyjnie mogę liczyć na ślimaki i pająki! Taki jeden cały żółty ośmionóg zamieszkał sobie w rozłożystym tulipanie, i łapie z zapałem muchy. Ma ich już kilka na swoim koncie, ale chyba robi zapasy za zimę, bo apetyt mu dopisuje… pewnie też zaraz złoży jajka. Jak znam pajęcze życie, to od razu będzie ich z pięćset.
Za rok będę dzielny i nie będę fotografował wiosny w ogródku; obiecuję sobie, że uległem ostatni raz. Ponieważ na mapie wokół domu zdjęcia już mi się nie mieszczą, to wybrałem zupełnie inną i nieprawdziwą lokalizację. Taki jakiś lasek i kawałek pola. Musicie mi to wybaczyć.
Miłego podziwiania!