The Polska

The Polska #009: Muzeum Kolei Wąskotorowej w Sochaczewie

Koleje wąskotorowe pojawiły się na ziemiach polskich już w drugiej połowie XIX wieku. Ich cechą identyfikacyjną jest mniejszy niż tzw. normalnotorowy rozstaw szyn. W zależności od zaboru linie wąskotorowe charakteryzowały się rozstawami od 1000 mm aż do zaledwie rekordowych 435 mm.  
Read More

The Polska #008: Półwysep Helski – Kochajmy wraki, tak szybko odchodzą…

Półwysep Helski słynie nie tylko ze słonecznych plaż i wakacyjnych pobytów - ale także z wraków okrętów wojennych, które są pozostałością po...
Read More

The Polska #007: Kazuń – Magazyn, który mógłby być Pałacem

Zamek Kazuń przyciąga uwagę swoją niezwykłą urodą. Wiele osób może być zaskoczonych, ale nie jest on zamkiem tylko... spichlerzem z czasów Królestwa Polskiego
Read More

The Polska #006: Wiadukt Kozłowo – Krowy nie dają mleka przez parowozy!

Mało który z pasażerów licznych pociągów pędzących linią kolejową nr 131 na trasie Bydgoszcz – Tczew zwróci uwagę podczas podróży na trwający raptem dwadzieścia pięć sekund przejazd po jednym z najciekawszych ceglanych mostów w naszym kraju. Mowa o moście zbudowanym w XIX wieku we wsi Kozłowo k. Świecia.
Read More

The Polska #005: Stacja kolejowa Mirakowo

„Stoi na stacji lokomotywa. Ciężka, ogromna, pełna paliwa…”. Już nie stoi, została sama stacja. Przystanek Mirakowo to największa stacja na trasie zamkniętej w 1999 roku linii kolejowej Chełmża – Kowalewo Pomorskie. Kiedyś był to całkiem ruchliwy obiekt, wyposażony w trzy tory, duży 2-torowy peron, sygnalizację, bocznice, rampę rozładunkową…
Read More

The Polska #004: Domek dróżnika

Tym razem galeria pokaże tylko jedno miejsce – położony 7 km od stacji Chełmża opuszczony przez gospodarzy dom dróżnika przy drodze Mirakowo – Sławkowo. Tory kolejowe przecinały drogę jeszcze 3-4 lata temu, ale obecnie zostały już przykryte asfaltem
Read More

The Polska #003: Łabędź niemy, Cygnus olor

Zapraszam Wam dziś na balet „Jezioro Łabędzie”. Koniecznie w słuchawkach! Od pięciu lat, zawsze w drugiej połowie czerwca, zamieszkujące jezioro łabędzie przypływają na podwórko oficjalnie przedstawić nam swoje młode. Nie wiem czemu służy ta ceremonia, ale powtarza się systematycznie każdego roku…
Read More

The Polska #002: Biedronka siedmiokropka, boża krówka

Czy wiedzieliście o tym, że na świecie żyje ponad pięć tysięcy gatunków biedronek? Jeden z tych gatunków, który w naszym kraju pojawił się zaledwie kilkanaście lat temu, już zdążył opanować nowe terytoria i wyprzeć znacząco naszą rodzimą siedmiokropkę. To biedronka azjatycka. Zapraszam na krótki filmik….
Read More

The Polska #001: Majowy zachód Słońca

Romantykiem też czasem jestem, zwłaszcza gdy gryzą komary. Z dwojga chwil, gdy każdego dnia Słońce styka się z horyzontem, zdecydowanie preferuję porę wieczorną. Nie cierpię wcześnie wstawać… Pomysł na ujęcia podsunęła autorka zdjęć – i choć zdarzyło mi się już wcześniej polować na widowiskowe zachody Słońca, to ten film zaliczam do najbardziej udanych w tej...
Read More
1 6 7 8

Opowiem Wam dzisiaj o pewnym hasztagu. Trochę pokręconym (jak to w świecie hasztagów bywa…), trochę nieprawidłowo zbudowanym (bo nie powinien być zlepkiem różnych wyrazów) i trochę samotnym – bo nigdzie więcej takiego nie znajdziecie. Bohaterem tej opowieści będzie #mózguniejedzpaszy

Każdy kolejny miesiąc śledzenia w mediach społecznościowych licznych grup podróżniczych uświadamia mi jedno: coraz trudniej jest mi zaakceptować spadek poziomu publikowanych materiałów podróżniczych. To oznaka starości, czy może jednak rzeczywiście relacje które czytam stają się coraz nudniejsze?

Zamieszczane przez podróżników opisy miejsc coraz bardziej przypominają mi encyklopedyczną papkę: nazwa miejsca, data, jakaś oficjalna ciekawostka historyczna – a wszystko to posypane garściami „achów” i „ochów” mających odzwierciedlić zachwyt autora nad miejscem, do którego dotarł. Żadnych własnych spostrzeżeń wychodzących poza to, co bezpośrednio widać na obrazku. Relacje płytkie i zabójcze dla sensu tego, czym powinna być podróż. Dominuje schemat: „przybyłem, zobaczyłem, zrobiłem zdjęcie i pojechałem” – a na deser „ach jak tu pięknie”.

Zamiast odkrywania uprawiamy dziś oglądanie. Zamiast dostrzegania – fotografowanie. Zamiast zaś tworzenia – wtórne kopiowanie. Czytając opisy dzisiejszych podróżników mam wrażenie jakbym czytał Wikipedię – internetową bazę wiedzy, która jest wprawdzie świetną kopalnią informacji ale… ale wypadałoby te informacje uzupełniać, a nie tylko żreć.

Podróżnikiem może dziś być każdy. I doskonale rozumiem, że nie każdy musi od razu zostać pisarzem, filmowcem czy fotografem. Wiele osób na socjal media wrzuca wszystko to, co akurat wpadnie im pod rękę: kamień z ulicy, falę z jeziora – lub kolorowy zachód słońca. Jednak od osób aspirujących do miana kogoś więcej niż tylko turysty oczekuję czegoś więcej. Wymagam pochylenia się nad miejscem, do którego przybyli – a nie tylko zrobienia zdjęcia i skomentowania płytkim zachwytem.

Przeglądam setki materiałów z opisami miejsc. Materiałów miernych, biernych, po prostu nudnych. Skopiowanymi z Internetu, surowych, bez odcisku palca autora. Mam wrażenie jakby świat podróżników uwierzył w slogan producentów telefonów komórkowych: „Aparat w telefonie wystarczy Ci, by uwiecznić  każdą chwilę – nic więcej nie potrzebujesz”.

Ale mogę to wszystko jeszcze jakoś znieść. Sam robię słabe zdjęcia. Mistrzem kamery też nie jestem. Nie umiem jednak pogodzić się z tym, że dzisiejsi podróżnicy coraz rzadziej mają czytelnikom coś do opowiedzenia: zamieszczą podbite filtrami zdjęcia, skopiują beznamiętny opis znaleziony w internecie, okraszą to swoimi achami i ochami – i tyle. A gdzie prawdziwe relacje z podróży, które czytało się kiedyś z wypiekami na twarzy? Gdzie przygody, które zapadały w pamięć i oszałamiały czytelnika?

Zdaję sobie sprawę z tego, że poprawność polityczna zakazuje dziś wielu rzeczy. Nie przeczytamy więc już o ludach dzikich, czarnych i pierwotnych. I nie – wcale nie dlatego, że wyginęły. Po prostu nie wypada. Gdy w jednym z artykułów użyłem geograficznego zwrotu „Czarna Afryka” – dowiedziałem się, że jestem rasistą. Gdy opisywałem historię kobiety, która samotnie (i dość nieszczęśliwie) podróżowała po Tanzanii – przypisano mi łatkę seksisty. Poprawność polityczna wypacza sens wielu opowieści i – po części – odpowiada za poziom publikowanych materiałów: wiejących nudą i tanim zachwytem nad obrazkami. Palma, pałac, piaszczysta wydma. Och, jak tu pięknie…

Tylko od czasu do czasy natrafiam na opowieści przyprawione czymś bardziej pikantnym. Mało kto pochyla się nad historią, nad ludźmi, nad losami opisywanego miejsca. Po dotarciu do celu podróży brakuje nam czasu na coś więcej – mamy go jedynie tyle, by odhaczyć kolejne miejsce z naszej listy. Problem presji czasu dotyka zresztą niestety także mnie.

Amatorów podróży mogę jednak jeszcze zrozumieć – nie każdy czuje potrzebę zrobienia czegoś więcej niż tylko zdjęcia. Natomiast nie umiem przejść obojętnie nad dziennikarzami, którzy opisują miejsca, w których nigdy nie byli. „Dziesięć najpiękniejszych jezior Polski”, „Pięć największych statków pasażerskich świata” czy „Największe zabytki UNESCO”. To wyliczanki – zaklęcia, którymi podstępnie karmione są nasze mózgi. Mózgi, które pomimo milionów lat ewolucji wciąż działają dość prosto. Mało kto potrafi oprzeć się pokusie zobaczenia „Największych dziesięciu kominów” – i żeby nie było: ja też tego nie umiem. A gdy artykuł zostanie ułożony od najmniejszego komina do największego… wraz z odliczaniem… to żaden mózg nie oprze się pokusie konsumpcji takiej papki. W takiej sytuacji nasze mózgi są bezbronne – i żrą to, co widzą. Tik, tak. Tik, tok.

Dziś każdy może być dziennikarzem, i każdy może pisać podróżnicze artykuły. Wystarczy dostęp do wspomnianej Wikipedii oraz do tzw. photo stock-ów, czyli do baz udostępniających zdjęcia z całego świata – i już mamy autora „potrafiącego” napisać artykuł podróżniczy na dowolny temat. Artykuł z nagłówkiem, środkiem i zakończeniem – a także ze zdjęciami, wprawdzie nie własnymi, ale pięknie kolorowymi. Otrzymujemy podróżnika, który nigdzie nie był, ale wszystko widział: dziki wschód, czarny zachód, a nawet Arktykę – która od Antarktydy różni się tylko tym, że leży na północy.

Dzięki globalizacji wiedza nabyta samodzielnie jest dziś niepotrzebna, wręcz przeszkadza. Dziś zamiast podróżować by doświadczyć, by wyrobić sobie własne zdanie – pokazujemy ściągnięty z sieci obrazek i go tagujemy. O naszej popularności w mediach społecznościowych świadczy nie to, co mamy do opowiedzenia, ale ile hasztagów umiemy osadzić pod kolejnym obrazkiem.

Staram się byście w moich materiałach znaleźli coś więcej, niż tylko tanią paszę dla Waszych mózgów. Nie zawsze mi się to udaje – ale przynajmniej staram się być w miejscach, które opisuję. I nie wzdycham romantycznie nad każdym kwiatkiem tylko dlatego, że rośnie na pięknej łące. Patrzę, czy pod kwiatkiem nie leży trup – może właśnie dlatego tak ładnie kwitnie?

Wiem, że podczas podróży warto zaglądać także pod kwiatek. Mam nadzieję, że czytając moje artykuły Wasze mózgi nabiorą apetytu na coś więcej, niż tylko tanią paszę. To będzie mój mały triumf. Moja satysfakcja.

#mózguniejedzpaszy