Od kilku lat po mediach społecznościowych krąży uparcie pewna stara fotografia. To – w wolnym tłumaczeniu – tzw. „Brytyjski kolonialny właściciel (w oryginale: master) każący nosić się swojej indyjskiej niewolnicy na plecach”. Zdjęcie widziałem już kilkukrotnie przy okazji przeglądania różnych artykułów dotyczących epoki kolonialnej w Indiach.

Źródło: https://twitter.com/luqmankhan555/status/1074028522967130117

Owo zdjęcie występuje zwykle jako ilustracja dokumentująca wykorzystywanie rdzennej ludności przez brytyjskie władze. Fotografia – przyznać trzeba – w tym kontekście świetnie dobrana. Wzbudzająca z góry założone emocje. Protest. Niesmak. Oburzenie. Jaka jest jednak prawda?

Jak podają źródła internetowe: „Oto zdjęcie, które uosabia kolonializm. Oto mieszkanka Bengalu (stan w Indiach) niosąca Brytyjczyka na plecach.”. Cóż. Prosty, skuteczny przekaz. Nie da się zaprzeczyć, że dzisiejsza – emocjonalna – ocena fotografii jest jednoznaczna. Młody, zapewne bogaty europejczyk każe się nieść ubogiej azjatyckiej kobiecie na plecach. I zapewne ma z tego powodu zarówno zabawę jak i wygodę. O tym jak bardzo silne emocjonalne jest to zdjęcie niech świadczy kilka komentarzy które znalazłem w różnych mediach społecznościowych (częściowo zastosowano tłumaczenia):

„Jak strasznie smutne, że to miało miejsce, nigdy więcej tego nie chcemy.”

„Warto zdjęcie udostępniać abyśmy lepiej rozumieli dlaczego kraje, które dotknął zbrodniczy kolonializm borykają się z wieloma problemami – między innymi z biedą.”

„Trzeba by takiego typa rzucić w przepaść przy pierwszej okazji…”

„Sukin-kot. Że mu nie wstyd było…”

„To zdjęcie należy pokazywać za każdym razem, gdy ktoś mówi nam o korzyściach płynących z kolonializmu”

„Powinna była wrzucić go do najbliższego szamba, to jest straszne wspomnienie Brytyjczyków.”

Zdjęcie stało się słynne, powstał Internetowy viral o ucisku mas tubylczych w czasach kolonialnych. Muszę przyznać, że także moja pierwsza reakcja była negatywna. Po chwili jednak zacząłem się zastanawiać z czego ona wynika – czy jest prawidłowa – i co ważniejsze – czy jest uzasadniona? Czy oceniając scenę ze zdjęcia nie kieruje się przypadkiem zwyczajami obowiązującymi w dzisiejszych czasach i w dzisiejszej kulturze zachodniej, zupełnie pomijając kontekst? Wszak dziś obowiązują nas zupełnie inne obyczaje niż 120 lat temu – w dodatku Indie leżą na drugim końcu świata.

Szybko okazało się, że nie tylko ja mam takie wątpliwości. Brytyjski historyk John Kelly w 2019 roku postanowił zmierzyć się z historią zdjęcia które nazwał „mitem brytyjskiego kolonialnego Pana i jego niesławnej przejażdżki na barana”. John jak na historyka przystało postawił na dowody historyczne – zaczął od poszukiwań źródła fotografii.

Rozesłał zdjęcie do zaprzyjaźnionych historyków z całego świat z prośbą o pomoc w identyfikacji miejsca. Jedynym wynikiem konsultacji była informacja, że typ hełmu który widnieje na zdjęciu nie jest hełmem brytyjskim a francuskim – stosowanym przez Francuzów w Indochinach. Pojawiło się podejrzenie, że zdjęcie wcale nie przedstawia Brytyjczyka i że nie zostało wykonane w Indiach (konkretnie w Bengalu Zachodnim) lecz na terenach zarządzanych przez Francję.

Kelly skontaktował się z francuską historyczką – Sylvią Nam – specjalizującą się w historii byłych Francuskich Indochin z pytaniem co przedstawia owo zdjęcie. Odpowiedź utwierdziła go w przekonaniu, że jest na dobrym tropie: kosz który widać jest w tym właśnie regionie (Birma, obecnie Mjanma) po dziś dzień bardzo  powszechnym środkiem transportu – nie tylko towarów ale także ludzi: dzieci i osób starszych. Na potwierdzenie tego otrzymał od niej szereg potwierdzających to fotografii.

„Sylvia Nam zwróciła mi uwagę, że ludzie z tego regionu słyną z umiejętności dźwigania na plecach ogromnych ciężarów, zgodziła się, że opis z Internetowych memów wydaje się podejrzany.”

Źródło: https://medium.com/@johnkelly_17973/the-myth-of-the-british-colonial-master-and-his-infamous-piggy-back-ride-john-kelly-phd-4b6576adf60c

Kelly nie zadowolił się wynikami tego śledztwa i postanowił poprowadzić je dalej. Udało mu się odszukać najstarszą informację o „kobiecie noszącej Brytyjskiego Pana”. Po raz pierwszy tak sformułowany opis pojawił się zaledwie w… 2013 roku. Użytkownik, który go zamieścił nie podał jednak żadnego źródła. Gdy wydawało się, że nie uda się już nic więcej ustalić brytyjski historyk znalazł na Amazonie książkę o Birmie z czasów kolonialnych:

„W jednym z rozdziałów książki znajdowało się odniesienie do ekscentrycznego człowieka imieniem François Pierre’a Rodiera, który był francuskim administratorem kolonialnym pod koniec lat 90. XIX wieku. Któregoś roku wybrał się on na wycieczkę po brytyjskiej Myanmar i był zdumiony siłą okazywaną przez miejscową ludność. Zgodził się na demonstrację ze strony jednej z miejscowych kobiet, której mąż stwierdził, że bez problemu go podniesie.”

Podążanie tym tropem pomogło ostatecznie rozwikłać zagadkę zdjęcia. Kelly zwrócił się tym razem do Alim Rahnema, irańsko-francuskiego historyka i poprosił go o odnalezienie pamiętników François Pierre’a Rodiera we francuskich archiwach narodowych. Odnaleziony pamiętnik pozostał przetłumaczony na język angielski.

„Alim Rahnem przysłał mi przetłumaczone fragmenty z Dziennika François Pierre’a Rodiersa, które wspominają o tym wydarzeniu. Do dziennika dołączona była także drukowana fotografia oraz zestaw negatywów. Jednym nich było niesławne zdjęcie! W swoim dzienniku Rodier wspomina o zdarzeniu w którym miejscowy przewodnik i jego żona zaproponowali taki pokaz siły, a on zaakceptował to jako okazję do zrobienia zdjęcia.”

Zdjęcie powyżej: indochińskie matki noszące swoje dzieci (1940-1943). Źródło: NAC

Okazało się więc, że w rzeczywistości zdjęcie przedstawia zupełnie inną historię – inną, niż obecnie dodane do niego w Internecie opisy i tagi. Nie pokazuje ono Brytyjczyka lecz Francuza, nie zostało wykonane w Indiach lecz w Birmie, a kobieta na zdjęciu nie jest niewolnicą (czy pracownicą), lecz jednym z wielu pracujących w ten sposób po dziś dzień tragarzy. 

Całą historię dochodzenia znajdziecie TUTAJ

Czas zastanowić się nad opowiedzianą historią. Jak bardzo emocje wynikające z dzisiejszego postrzegania świata potrafią zakłamywać nam prawidłowe odczytywanie sytuacji? Jak łatwo jest zmanipulować dowolny materiał? Ta historia wiele uczy. Nawet dziś, w epoce globalizacji, mamy wielkie trudności z prawidłowym zrozumieniem zachować osób z innych, odległych od nas kultur. Jesteśmy skłonni przypisywać im – na podstawie zasad społecznych które to MY stosujemy – zupełnie inne pobudki niż rzeczywiste. Jeżeli tak trudno jest prawidłowo zinterpretować sceny DZIŚ dziejące się tysiące kilometrów od nas, wśród kultur żyjących własnymi, odrębnymi od nas zasadami – to tym bardziej jak oceniać sytuacje – które podobnie jak owo zdjęcie – miały miejsce np. sto lat temu? Jak zrozumieć intencje i genezę?

Źródło: https://medium.com/@johnkelly_17973/the-myth-of-the-british-colonial-master-and-his-infamous-piggy-back-ride-john-kelly-phd-4b6576adf60c

To zdjęcie jednak dalej nie dawało mi spokoju. Założyłem w pewnym momencie, że manipulacją może być także owo dochodzenie przeprowadzone przez brytyjskiego historyka. Przeczytałem z uwagą kilka jego innych materiałów i zapaliła mi się w głowie lampka kontrolna: wszystkie jego publikacje do których dotarłem skupione były na obalaniu mitów związanych z ciemną stroną Imperium Brytyjskiego. Indie, Irlandia, Szkocja – różne miejsca, różne czasy, ale za każdym razem analiza kończy się pokazaniem Wielkiej Brytanii w dobrym świetle i udowodnieniem, „że to nie my”. Pomyślałem: hm, zastanawiające…

Załóżmy więc na potrzeby eksperymentu, że ta powyższa analiza nie powstała. Załóżmy, że zdjęcie pokazuje to, co pokazuje: kobietę, pewnie Azjatkę, niosącą w koszu na plecach dorosłego mężczyznę – dżentelmena – należącego do kręgu kultury europejskiej. Wiemy, że zdjęcie zostało wykonane pomiędzy 1900 a 1903 rokiem, czyli za czasów kolonialnych.

Nie wiemy jaka relacja łączy kobietę z mężczyzną. Raczej nie jest ona niewolnicą, gdyż już od 70 lat w tamtym regionie niewolnictwo było zniesione. Więc albo została najęta do tej czynności, albo jest pracownikiem mężczyzny. Trzecia możliwość: zdjęcie zostało zrobione tylko na pokaz.

Odrzucając – uzasadniony obecnie w naszym kręgu kulturowym – wstręt do sytuacji gdy ktoś niesie kogoś na plecach, zastanówmy się co złego jest w sytuacji którą widzimy? Pewne zachowania są w jednych regionach świata akceptowalne, a w innych nie. Za przykład niech posłuży nam np. traktowanie psów, kotów czy ptaków. Podejście do homoseksualizmu. Zasady wydawania kobiet za mąż. Przykłady można podawać w nieskończoność. Spójrzmy więc na zdjęcie wyzbywając się takich norm.

Powyżej: Papież Pius VIII na sedia gestatoria – w lektyce papieskiej. Źródło: Wikipedia, domena publiczna

Noszenie jednych ludzi przez drugich to wynalazek mający tysiące lat historii. Choćby lektyki znane w Egipcie, Cesarstwie Rzymskim czy w Europie. Noszony zwykle bywał bogaty (mógł za to zapłacić) lub noszenie mu się należało z racji pełnionej funkcji (czyli wódz, lub przywódca religijny który noszenie traktował jako wywyższenie stanu który reprezentował). W różnych kulturach oczywiście to różnie wyglądało – np. w Mezoameryce władca wręcz nie mógł dotknąć ziemi by nie doznać splamienia jej brudami. Ale w Chinach czy w Japonii – nawet kurtyzany noszono w lektykach. Żeby jednak nie uciekać tak daleko: tzw. sedia gestatoria to „lektyka Papieska” w której chrześcijański papież noszony był aż do 1978 roku – Polak, Jan Paweł II był pierwszym, który z tego wynalazku zrezygnował na rzecz papamobilu!

W starożytnych Indiach i Chinach stosowano tzw. palankin – czyli środek transportu złożony z krzesła podwieszonego do dwóch długich drągów. Te drągi niosło dwóch tragarzy, a na dłuższych odcinkach cały wymieniający się wieloosobowy zespół. Sformułowanie „w starożytnych” może być mylące – jeszcze kilkadziesiąt lat temu te tradycyjne „pojazdy” można było spotkać na prowincji – i kto wie czy dziś nie jest to tylko kwestia odpowiednich poszukiwań.

Ktoś mógłby zauważyć, że jednak lektyka to zupełnie co innego niż noszenie kogoś na plecach. I być może ma rację, jednak w rzeczywistości to aspekt jedynie techniczny. Ciężar jest ciężar, a kosz na plecach pomaga utrzymać lepiej równowagę gdy niesie się towar samodzielnie. Tak jest w niektórych regionach po prostu wygodniej i taniej.

Powyżej: służący do transportu osób Palankin – Indie, Chiny. Źródło: Wikipedia, domena publiczna.

I nie bądźmy tymi, którzy od zawsze jedli widelcami. W Polsce lektyki także miały się dobrze, zwłaszcza w XVII i XVIII wieku. Przykłady lektyk stosowanych w Polsce możecie obejrzeć choćby w Muzeum Powozów w Rogalinie k. Poznania. I uwierzcie mi: to dopiero początek historii noszenia bogatych przez biednych na obecnych terenach naszego kraju. Jak podaje oficjalny przewodnik po Karpaczu w 1817 roku w Jeleniej Górze powstała pierwsza na świecie… organizacja zrzeszająca tragarzy i nosicieli lektyk!

Mało tego: pomiędzy XVIII a XIX wiekiem bardzo popularną formą turystyki w Karkonoszach było… zdobycie szczytu Śnieżki właśnie lektyką. Lokalni mieszkańcy chętnie wnosili tych, których było na to stać, nie tylko do Zamku Chojnik czy do Wodospadu Szklarki, ale na sam szczyt Śnieżki! By uczcić pamięć tamtych czasów i zwyczajów w 2000 roku zorganizowano w Karpaczu nawet zawody nosicieli lektyk. Koniec kropka tym wszystkim, którzy na zdjęcie kobiety niosącej dżentelmena w koszu na plecach w 1900 roku twierdzą, że to skandal i nieludzkie. Eh, Ci dzicy Brytyjczycy!

Powyżej: lektyka, Turcja, XIX wiek. Źródło: NAC

Środki techniczne przenoszenia jednych ludzi przez drugich oczywiście ewoluowały. W niektórych regionach rolę pociągową od ludzi przejęły zwierzęta: konie, woły, osły. Rewolucję w wielu miejscach przyniosło koło, choć było ono – co może zaskoczyć – drogie w utrzymaniu i wymagało całego „pojazdu”. Prosty kosz zarzucony na plecy był… tańszy. Pojawiły się ryksze – najpierw piesze, potem rowerowe. Napęd jednak pozostał dłuuugo ten sam: drugi człowiek.

Sami tragarze po dziś dzień funkcjonują w wielu kulturach na całym świecie. Przenoszą ogromne ładunki tam wszędzie, gdzie użycie maszyn byłoby nieefektywne finansowo lub niemożliwe ze względu na teren czy tłum. Tragarze to także najtańszy środek transportu i zajęcie dla najuboższych warstw społeczeństwa. To element niezbędny, na który wciąż jest zapotrzebowanie.

Pozostaje nam opisanie różnicy pomiędzy niesieniem na własnych plecach ładunku i człowieka. Czy rzeczywiście różnica jest tak ogromna? Dla niosącego jest to wyłącznie kwestia kilogramów i dystansu – oraz zapłaty. Całą resztę dopisuje kultura w której żyjemy definiująca nasze postrzeganie.

Powyżej: ryksze na ulicach Warszawy, 1944 rok, NAC

Po dziś dzień po słowackiej stronie Rysów tzw. „nosicze” wnoszą na własnych plecach towary do schroniska na wysokość 2250 m.n.p.m. Tragarz jednorazowo potrafi wnieść od 60 do 80 kilogramów ładunku. Napoje, jedzenie, batoniki – i wiele innych artykułów „niezbędnych turystom” u celu. Czy ta praca uwłacza? Czy turysta, któremu nie chce się wnieść ze sobą 1.5 litrowej butelki wody i woli kupić ją na szczycie – rzeczywiście czymś się różni od dżentelmena w Indochinach niesionego przez kobietę na plecach? To tylko kwestia zapłaty.

Oczywiście pozostaje ocena osoby „niesionej”. Ocena, którą każdy Internauta najbardziej lubi wystawiać. Bo jakże to tak: kobieta niesie mężczyznę? Dziecko niesie ciężar? Osiołki w Jordanii czy na Wyspie Santorini wnoszą turystów? Konie w Zakopanem ciągną powozy nad Morskie Oko? Skandal, skandal, skandal, mega skandal. Jak tak można!

Wódz plemienia pigmejów w lektyce, NAC

Otóż można, czego liczne przykłady przeczytaliście powyżej. Pamiętam, jak jeszcze w latach 80-tych w Polsce popularny był zawód ładowacza. Ładowało się taczki piachu, ciężarówki pustaków, wagony węgla. Sam przez dwa dni pracowałem przy załadunku pustaków. Po dwóch dniach zabrakło mi siły by pójść kolejny raz do takiej pracy. A to się działo przecież niedawno, w Polsce. Myślicie, że robiło mi różnicę czy załaduję 5 ton pustaków na ciężarówkę, czy człowieka? To była praca, i wynagrodzenie – marne, ale jednak wynagrodzenie.

Warto wspomnieć nepalskich Szerpów – słynnych ostatnio bohaterów najwyższych gór świata. W bezkresie Internetu bez trudu znajdziecie liczne zdjęcia himalaistów znoszonych właśnie przez Szerpów na własnych plecach w dół – na specjalnych przytroczonych do tych pleców krzesełkach. Owszem, nie dla wygody ale w akcjach ratujących życie. A jednak… a jednak człowiek niesie człowieka. I robi to od tysięcy lat. Skoro nie robi tego pod batem, to nie dostrzegam w tym żadnego diabelskiego planu.

Tragarz w Warszawie, 20-lecie międzywojenne, NAC

I tutaj dochodzimy do podsumowania. Świat się zmienia, pędzi. Zmieniają się zasady gry, a kolejne pokolenia mają inne gusta, inne poglądy i inne zapatrywania. Całe szczęście świat wciąż jest różnorodny, i byłby straszny gdyby wszyscy wszędzie robili tak samo, wyglądali tak samo i myśleli to samo. Podczas podróży, a czasem także podczas prostego przeglądania Internetu pamiętajmy o tej różnorodności. Nasze zasady są nasze, a ich zasady są ich. Nie wartościujmy tego i nie oceniajmy. To co dla nas jest okropne, dla innych może być normalne. I odwrotnie: gdy my zjadamy świnki, to duża część planety patrzy na to z oburzeniem.

Pamiętajmy: my też kiedyś robiliśmy to i owo za stodołą. W urzędach stały spluwaczki a kobiety nosiły chusty – bo bez nich mężatce wstyd było wyjść z domu. Ojciec lub brat decydował czyją żoną może zostać młoda dziewczyna, a przed idącym drogą księdzem klękało się w błocie. Nosiwoda w przedwojennej Warszawie dostawał 2 grosze za wiadro wody, dodatkowe 2 grosze dostawał jej wnosiciel na dowolne piętro kamienicy (był taki zawód – polecam książkę pt. „Boso ale w ostrogach” Stanisława Grzesiuka!). Publiczne ścieki płynęły sobie wtedy ochoczo środkiem najbardziej reprezentacyjnych ulic Warszawy i Krakowa. To taki docinek do tych, którzy jak ciągle czytam twierdzą, że w Indiach żyją brudasy i śmierdzi tam na ulicach.

Widok na szczyt Śnieżki, E. W. Knippel,  C. J. Rieden, ok. 1850, litografia, MJG AH 2711, własność: Muzeum Karkonoskie w Jeleniej Górze

Podróżujący po Polsce w XVII wieku Caspar de Tende tak napisał w swoim pamiętniku:

„Brak przede wszystkim w Polsce gospód lub zajazdów, w których można by wygodnie umieścić się i otrzymać łóżko. Znajdują się tam zwykle drewniane budynki zwane „karczmami”, w których trzeba niejednokrotnie ulokować się obok koni, krów i świń, w długiej stajni skleconej ze źle spojonych desek i krytej słomą. W głębi tej stajni jest zwykle izba z piecem, ale nie można tam mieszkać w lecie z powodu much, pcheł, pluskiew oraz fetorów”

Także z tym „Ten Brytol ze zdjęcia to zakała ludzkości, wstyd i uwłaczanie godności” – to jakby to powiedzieć… hola hola mości pachnący hrabiowie Herbu Marchewa i po stokrotkach skaczące rącze hrabianki !!

Widok na szczyt Śnieżki (powiększenie – z widocznymi lektykami i ich pasażerami), E. W. Knippel,  C. J. Rieden, ok. 1850, litografia, MJG AH 2711, własność: Muzeum Karkonoskie w Jeleniej Górze

Francuz François Pierre’a Rodiera robiąc sobie zdjęcie w 1900 roku nigdy nie przypuszczał jak zostanie ono odebrane sto lat później. Że spotka się z takimi przekłamaniami i potępieniem – a on sam wyjdzie na zadufanego w sobie „Brytola”… czyli mówiąc „po dzisiejszemu” – za dupka. Pomyślcie o tym, gdy zamieszczać będziecie swoje zdjęcia – kto z Was choć raz nie wrzucił selfie, którego… za 120 lat będzie musiał się wstydzić? Choćby dlatego, że sfotografował się z tradycyjną, obwieszoną bombkami choinką… żywą choinką którą zamordowano po to, by mu ładnie przez kilka tygodni wyglądała w domu. W 2150 roku ktoś zamieści Wasze zdjęcie z podpisem” „Człowiek, który zabił drzewko żeby mieć przez chwilę ładnie w domu”.

Na zakończenie: tym którzy mimo wszystko uważają, że noszenie ludzi przez ludzi jest uwłaczające dedykuję ostatnią fotografię artykułu. Zdjęcie zrobione w Indiach, w Kalkucie, dokładnie rok temu. Przedstawia człowieka niesionego przez człowieka. Gdyby niesionym była europejska turystka – sam bym się oburzył. Tu jednak mamy prostą sytuację: mieszkaniec Indii niesie mieszkankę Indii. Biedny bogatą. Wprawdzie z ułatwieniem jakim jest zastosowanie koła, ale wyraz twarzy niosącego wskazuje, że nie jest to kaszka z mlekiem. A ta stara klempa mogłaby przecież iść na własnych nogach, prawda? I owszem – powiecie: chłop niesie babę. Ale czy to usprawiedliwienie w czasach, gdy na całym świecie tyle się mówi o równości płci?

Pozostawiam Was z tym pytaniem sam na sam.

Dziękuję pracownikom Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze – www.muzeumkarkonoskie.pl – za konsultację i udostępnienie do publikacji zdjęcia przedstawiającego lektyki na szczycie Śnieżki.

Więcej artykułów z kategorii Publicystyka?