– To kawę chociaż mi postaw, czarną z cukrem.
Patrzę na to uważnie, trochę wkurwiony bo dość łatwo się w takich akcjach wyprowadzam poza zakręt. W końcu interweniuję:
– Gościu, zostaw Panią.
– A Ty co się wtrącasz?
– Zostawi Panią i wracaj do swojego piekła.
– Ale co się Pan wtrąca – niespodziewanie ratowana dziewczyna zwraca się w moją stronę – będę chciała kupić temu Panu kawę, to ją kupię.
– No, widzisz! – mówi żul – To Pani decyzja!
Dziwie się światu, choć to przecież normalne, że często fajne i ciężko pracujące laseczki utrzymują obiboków – taka ich słabość nadopiekuńcza. Żul nie jest pijany, ale wyraźnie jest na głodzie i ma ochotę na coś głębszego. Kiwa się, burczy pod nosem, wali wkoło zapachową świeczką o nucie świeżej kupy.
– Wie Pani co? To nie jest sytuacja, w której ten gość potrzebuje pomocy. Ale oczywiście to Pani pieniądze.
Niespodziewanie wtrąca się jakaś kobieta siedząca za mną:
– Co Pani robi? Przecież to nie pomoc, ten człowiek tylko z Pani kasę wyciąga!
Młoda kobieta ma już jednak ugruntowane poglądy na pomoc, więc idzie po kawę do odległego o kilkanaście metrów baru. Taszczy ze sobą walizki i tobołki, bo przecież nie zostawi ich przy ławce. Żulik wygodnie sobie siada i się śmieje do mnie wesoło.
Po 5 minutach dziewczyna wraca, stawia mu wielką kawę i jeszcze tłumaczy, że cukier już wsypała i wymieszała. Odchodzi z triumfem, że uratowała planetę.
Żulik kiwa się, pochyla, zasypia. Kawa stoi obok niego. W końcu koncertowo wypierdala się centralnie na kubek.
Pani, która siedzi za mną: