Przygotowania do organizowanej prywatnie wyprawy do Arabii Saudyjskiej rozpoczęliśmy jeszcze w grudniu ubiegłego roku. Obserwowanie cen biletów, możliwych tras dolotu – oraz covidowych ograniczeń – stanowiło przez wiele tygodni nasz chleb powszedni. Bilety lotnicze do Rijadu, stolicy Arabii Saudyjskie, kupiliśmy w środę 23 lutego. Dzień później wybuchła wojna w Ukrainie. Pomimo to postanowiliśmy wyjechać i zrealizować nasze marzenie – zrobić tzw. wielką pętlę, czyli objechać niemal cały ten egzotyczny, wciąż owiany nimbem tajemniczości kraj.

W rzeczywistości to była już moja druga podróż do Arabii Saudyjskiej. Pierwszy raz byłem tam w lutym 2020 roku, w ostatnich tygodniach przed globalną pandemią. Teraz wracałem do tego kraju w chwili, gdy wirusa zastąpiła nowa pandemia: wojna.

Mój pierwszy pobyt w Arabii Saudyjskiej trwał zaledwie cztery dni; czułem niedosyt – dlatego też tym razem zaplanowaliśmy wyjazd dużo bardziej ambitny. Postawiliśmy sobie cel: w ciągu nadchodzących dwóch tygodni odwiedzić niemal wszystkie największe atrakcje kraju Saudów:

– Zwiedzić stolicę kraju, Rijad, i pobiec w organizowanym tam 5 marca po raz pierwszy w historii tego kraju maraton,

– Dotrzeć na największą piaszczystą pustynię naszej planety: Ar-Rab al-Chali,

– Wejść na najwyższy szczyt Arabii Saudyjskiej, Dżabal as-Sauda (2985-3011 m.n.p.m.)

– Zwiedzić położone na południu kraju, niedaleko granicy z Jemenem, starożytne miasto Rijal Alma,

– Dotrzeć do położonego nad Morzem Czerwonymi miasta Dżedda, tzw. „bramy do Mekki”

– Zwiedzić Al-Ulę, znajdującą się na północnym-zachodzie starożytne miasto Nabatejczyków, wpisane na listę dziedzictwa UNESCO,

– Zobaczyć prehistoryczne petroglify w Jabbah, na północy kraju.

Długość zaplanowanej trasy oszacowaliśmy na 4500 kilometrów. Z góry założyliśmy, że nie będziemy próbowali wjechać do świętych miejsc Islamu – Mekki i Mediny.

Nasza podróż rozpoczęła się 3 marca w Warszawie. Z Okęcia odlecieliśmy do Dubaju, w którym po kilku godzinach oczekiwania przesiedliśmy się na lot do Rijadu. Na wszystkich lotniskach towarzyszyły nam „znamiona” wojny – rosyjskojęzyczni turyści próbujący różnymi trasami, często bardzo okrężnymi, powrócić do Rosji. Największą niewiadomą stanowiły dla nas do ostatniej chwili zmieniające się procedury wjazdowe do Arabii Saudyjskiej – oczywiście te związane z koronawirusem.

Na przełomie roku, po blisko dwuletniej przerwie, władze saudyjskie przywróciły wydawanie wiz turystycznych. Wcześniej były one dostępne zaledwie przez kilka miesięcy – od jesieni 2019 roku do marca 2020.  O wizy występuje się elektronicznie, otrzymuje się je w ciągu 2-3 dni, a ich koszt to około 650 złotych. Wiza jest wielokrotnego użytku, i ważna jest przez okres roku. Odradzamy korzystanie z pośredników – sam proces aplikacji jest bardzo łatwy i bezproblemowy. Wnioski składacie na stronie www.visitsaudi.com

Jeszcze w listopadzie 2021 roku, a więc zaledwie trzy miesiące temu, nie było możliwości wjazdu do Arabii. W grudniu wraz z przywróceniem wiz taką możliwość otwarto: wymagane jest pełne szczepienie plus szczepionka uzupełniająca (w przypadku szczepienia podstawowego wykonanego dawniej niż osiem miesięcy temu). Dodatkowo należy wykonać test (wystarczy antygenowy) przed wylotem, ważny przez maksimum 48 godzin przed wylądowaniem. Na miejscu nie ma już potrzeby wykonywania dodatkowego testu na lotnisku.

Bardzo ważne jest także otrzymanie na miejscu tzw. „statusu zielonego” w specjalnej, obowiązkowej aplikacji Tawakkalna. Musi być ona zainstalowana i aktywna na telefonie podczas całego Waszego pobytu w tym kraju. Bez statusu zielonego nie będziemy mogli wejść do żadnych sklepów itd, oraz narażamy się na nałożenie przymusowej kwarantanny i mandat karny o równowartości 5500 złotych. Na zdobycie „statusu zielonego” ma się 8 godzin od momentu opuszczenia lotniska i nie jest to niestety prosta sprawa. Zainteresowanych szczegółami zapraszam na mój blog, gdzie procedurę opisałem od strony praktycznej – 40latidopiachu.pl

Lotnisko w Rijadzie przywitało nas… burzą piaskową: widoczność momentami spadała poniżej stu metrów. Było do ciekawe doświadczenie, choć nie przeszkadzało jakoś specjalnie w podróży. Niemniej władze arabskie wydały ostrzeżenie dla mieszkańców Rijadu by ograniczyli pobyt poza domami do niezbędnego minimum. Wiszący w powietrzu pył te nie przeszkodził jednak w zorganizowaniu na drugi dzień maratonu. Wystartowaliśmy, ukończyliśmy, i w ten oto sposób zaliczyliśmy z powodzeniem pierwszy punkt na mapie naszej wyprawy.

Gdy dwa lata wcześniej byłem po raz pierwszy w Arabii Saudyjskie, wynajem samochodu był dość trudny – wypożyczalnie na lotnisku były tylko dwie, nie obsługiwały depozytów kart kredytowych, a w celu zabezpieczenia samochodu…. kserowały karty kredytowe na kserokopiarkach. Po dwóch latach kraj jednak mocno się w tym temacie rozwinął, i można już wybierać z ofert wszystkich najbardziej popularnych światowych marek wypożyczalni aut. Na lotnisku w Rijadzie jest kilkanaście wypożyczalni samochodów,  czynne są całą dobę. Za wynajem auta zapłaciliśmy 1850 złotych za 11 dni, czyli dość ekonomicznie. Niestety nasze auto nie posiadało napędu 4×4 co mocno ograniczało możliwość realizacji niektórych z naszych planów. Auta terenowe były jednak 3-krotnie droższe.

W niedzielę po południu opuściliśmy w doskonałych humorach Rijad. Wyruszyliśmy na południe; czekał na nas pierwszy odcinek podróży prowadzący do odległej o 900 kilometrów pustyni Ar-Rab al-Chali.

Pustynia Ar-Rab al-Chali to największa pustynia piaszczysta na Ziemi. Ustępuje wielkością innym pustyniom, ale są one w przeważającej większości kamienne. Największą „piaskownicę” świata znajdziecie właśnie w Arabii Saudyjskiej – w jej środkowo i południowo-wschodniej części. Ar-Rab ma powierzchnię blisko 700.000 kilometrów kwadratowych, tyle co dwie powierzchnie Polski. Stojąc na jej wydmach wyobrazić sobie trzeba, że drugi koniec piasku znajduje się… 1200 kilometrów dalej, w Omanie. Szerokość pustyni waha się od 200 do 400 kilometrów. Wysokość wydm dochodzi do 300 metrów.

Ar-Rab al-Chali jest pustynią nieprzejezdną. Przecina ją zaledwie kilka dróg, z których większość robi to tylko wzdłuż jej granic, a pozostałe kończą się po kilkudziesięciu kilometrach. Udało nam się znaleźć zaledwie dwie drogi biegnące środkiem rozpalonego interioru, ale nie odważyliśmy się nimi podążyć; raz – ze względu na znajdujące się wzdłuż nich obiekty wojskowe, a dwa – nie posiadaliśmy wiarogodnych danych na temat możliwości uzupełniania na tych trasach paliwa. Zresztą, jak się miało okazać, tankowanie szybko stało się naszym największym wyzwaniem w podróży. Ale o tym za chwilę.

Wybraliśmy autostradę nr 10 biegnącą od Rijadu aż do miejscowości Abha, tysiąc sto kilometrów dalej. Autostrada ocierała się o pustynię, ale nie zagłębiała się w nią; jechaliśmy więc przez 900 kilometrów wzdłuż piasków Ar-Rab widząc je z odległości 10-25 kilometrów. Przez ten dystans żadna droga nie prowadziła w głąb pustyni! Jedyna zachodnia droga, która na kilkadziesiąt kilometrów skręcała w imponujące wydmy, to odgałęzienie autostrady noszące numer 175, i zaczynające się w miasteczku Sultanach – 750 kilometrów na południowy-zachód od Rijadu. Droga ta prowadzi do miasta Szarura, 300 kilometrów dalej, zaraz przy granicy z Jemenem.

Zarówno autostrada nr 10, jak i szosa nr 175 prowadzą na południe w iście amerykańskim stylu. Prosto niczym tor lotu strzały arabskiego wojownika; kilkadziesiąt kilometrów nienagannej geometrii – linia prosta, od której można byłoby prostować szyny kolejowe. Przez dwa dni jazdy po naszej lewej stronie majaczyła na horyzoncie pustynia; zbyt odległa by do niej dojść, ale dość bliska, by czuć jej obecność. Zamiast piaszczystych wydm towarzyszyło nam przez te kilkaset kilometrów imponujące skalne urwisko ciągnące się przez 2/3 długości całego półwyspu arabskiego: to tutaj, wzdłuż tej niezwykłej linii cały subkontynent zdaje się unosić ponad powierzchnię i dzielić na dwie części. Krawędź ma od kilkudziesięciu do aż 200-300 metrów wysokości.

Po opuszczeniu Rijadu zaczęły się problemy z tankowaniem. Jeszcze w Polsce, znając wagę tego zagadnienia, analizowałem mapy by określić jak często w południowej Arabii Saudyjskiej rozstawione są na drogach stacje benzynowe. Wyglądało to całkiem dobrze – co kilkanaście kilometrów znajdowały się budynki stacji, co potwierdzała także nawigacja. Tymczasem na miejscu czekało na nas wielkie zaskoczenie: około 90 procent stacji było zamkniętych, opuszczonych i zrujnowanych. Na wielu otwartych nie było zaś paliwa. W rzeczywistości czynna i posiadająca zapas benzyny była… co dziesiąta stacja. Naszą walkę o paliwo możecie obejrzeć na filmie, w którym poświęciłem temu „elementowi” podróży kilka długich minut. Moja rada? Pomimo, iż kraj Saudów jest ogromnym producentem ropy, to nigdy nie dopuszczajcie do sytuacji, w której wskaźnik paliwa w waszym samochodzie spadnie poniżej połowy baku. Jeżeli macie 60 procent, a jest stacja – tankujcie.

W końcu dojechaliśmy do miasteczka Sultanah. Jest tutaj upragniony zjazd w lewo, pierwszy zjazd w lewo od ponad 600 kilometrów. Znaki drogowe nie pozostawiają wątpliwości, że jesteśmy na odpowiednik kierunku: „Uwaga: burze piaskowe”, „Wydmy”, „Niebezpieczeństwo”. Kilkadziesiąt kilometrów dalej zaczyna obejmować nas upragniona pustynia.

W powietrzu wciąż utrzymuje się pyłowa zawiesina po burzy piaskowej sprzed trzech dni; dzięki temu jest chłodno, raptem 22-25 stopni. Temperatura wręcz nierealna. Wydmy wznoszą się coraz wyżej i wyżej, droga miejscami niknie pod piaskiem, ale wielkie transportowe ciężarówki zamiatają skutecznie cienką warstwę nawiewanego żółtego pyłu. „Wbijamy się” kolejne trzydzieści kilometrów w pustynię i w końcu zatrzymujemy. Czas na spacer. Dotarliśmy.

Morze wydm rozpościera się po horyzont. Wiemy jednak, że to tylko ograniczenie naszego wzroku: za horyzontem jest kolejny horyzont piachu, za nim następny, i następny. Leżąca u naszych stóp pustynia ciągnie się jeszcze przez 1100 kilometrów, a my wjechaliśmy w nią zaledwie na kawałeczek – na tyle, by ogarnęła nas ze wszystkich stron. Pomimo wrażenia izolacji to tylko jej bliski, wciąż jeszcze życiodajny brzeg. Zaledwie naskórek.

O tym, że w tym miejscu wciąż jeszcze trwa walka o życie świadczą rozrzucone co jakiś czas kości zwierząt oraz samotne kępki traw. Kilkadziesiąt kilometrów dalej, 3-4 horyzonty później – nie ma już nic. Nie ma miast, nie ma wiosek, nie ma oaz. 700 tysięcy kilometrów kwadratowych pragnienia, piaszczystych pustkowi i śmierci.

Pomiędzy wydmami niezwykle łatwo jest się zgubić. Już po kilku kilometrach traci się poczucie kierunku, zwłaszcza gdy słońce stoi wysoko i nie daje umysłowi żadnego punktu odniesienia. Nasz spacer przez pustynię – cel tego dnia – liczy sobie zaledwie 5-6 kilometrów długości. Podejście na wydmę, marsz jej ruchomą granią, zejście w dół. I tak w kółko. Raza za razem. Widoki wynagradzają jednak wszystkie wysiłki; spektakl trwa aż do zachodu słońca, kiedy to piaski rozbłyskują wszystkimi odcieniami żółci i czerwieni. Spektakl godzien najlepszego fotografa.

Gdzieś tam daleko, przed nami, maszeruje nieskończenie cierpliwie stado wielbłądów. Od strony południowej pośrodku piasków stoją zaparkowane duże, mieszkalne kampery; to Arabscy mieszkańcy pustyni wciąż kochający to miejsce. Nie wszyscy zdecydowali się odejść do miast, wielu wciąż tu wraca – do kolebki swojej kultury i stylu życia.

Samotne maszerowanie przez pustynię jest niebezpieczne. Nam sprzyja jednak szczęście: w zasięgu wzroku mamy przez cały czas dwa wysokie maszty telefonii komórkowej – bezpiecznie widoczne w oddali, gdy tylko wejdziemy na szczyt jakiejś wydmy. Na kilka godzin stają się one naszymi drogowskazami i punktem wiążącym nas z cywilizacją.

Po zachodzie słońca zbieramy nasz piknikowy bałagan: plecaki, ręcznik i dwa puste już bidony po wodzie. Czas ruszać dalej na południe, ku kolejnemu etapowi naszej wyprawy przez Arabię Saudyjską. Ku Górom Suchym. Ale to już historia na następną opowieść.

Co powinniście wiedzieć planując podróż do Arabii Saudyjskiej?

  1. To otwarty i bezpieczny kraj, po którym od kilku lat poruszać się możecie samodzielnie i praktycznie bez większych ograniczeń,
  2. Policja i wszystkie służby są przyjazne i cały czas uśmiechnięte – możecie liczyć na to, że drobne wykroczenia – takie jak nieodpowiedni strój – zostaną Wam wybaczone,
  3. Z alkoholem, narkotykami oraz kobietami nie żartujcie; w Arabii nie są to dobre tematy do żartów,
  4. Na lotniskach nie ma problemu z wynajęciem samochodu i udaniem się w dowolnym kierunku,
  5. Omijajcie miejsca kultu religijnego; ponownie – to także nie są miejsca do żartów,
  6. Tankujcie paliwo na każdej stacji benzynowej, jeżeli tylko wskaźnik dochodzi do połowy baku,
  7. Paliwo jest tanie, co sprzyja długim podróżom – benzyna 95 kosztuje około 2.5 pln za litr, diesel… 0.8 pln za litr
  8. Hotele są drogie, 
  9. Aby przyjechać do Arabii Saudyjskiej musicie wystąpić o wizę turystyczną. Wydawana jest elektronicznie bez problemu w ciągu 2-3 dni,
  10. Podczas całej podróży musicie mieć włączoną aplikację Tawakkalna (na smartfony), która śledzi Waszą lokalizację. Musicie także być w pełni zaszczepieni oraz wykonać przed przylotem 48-godzinny test na obecność koronawirusa.

Szerokiej drogi!

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Kliknij znaczniki na poniższej mapie.

Więcej artykułów z wyprawy do Arabii Saudyjskiej?

Więcej artykułów z kategorii pustynie?