Najdłuższy drewniany most w Polsce znajduje się w pobliżu wioski Gostomia, w powiecie grójeckim, w województwie Mazowieckim. To niewielka wioska licząca sobie zaledwie dwustu mieszkańców (a dokładniej wg spisu z 2011 roku – 193). Najbliższą większą miejscowością jest odległe o cztery kilometry Nowe Miasto nad Pilicą, a odległość w linii prostej do stolicy naszego kraju to jedyne 75 kilometrów.
Będący bohaterem tego artykułu most łączy dwa brzegi rzeki Pilicy i ma 126 metrów długości oraz 4.2 metra szerokości. Miejsce w którym w połowie lat 80-tych minionego wieku postanowiono wznieść tę konstrukcję jest dość wyjątkowe i od wielu lat budzi kontrowersje: otóż most znajduje się pośrodku zalewowych łąk i polderów, a prowadzi… znikąd i donikąd!
Tak, dobrze czytacie. Po jednej stronie mostu znajduje się ponad kilometrowej długości wyboista i pełnia dziur polna droga prowadząca do wioski, a po drugiej jego stronie… czeka na nas szerokie rzeczne rozlewisko kończące się ścianą lasu. Wprawdzie przez ów las biegnie wąska leśna droga, ale znajduje się na niej jednoznaczny zakaz wjazdu pojazdów silnikowych. Drewniany most więc nie dość, że nie znajduje się w jakimś choć trochę uczęszczanym miejscu, to jeszcze nie prowadzi do żadnego takiego miejsca!
Ta dziwna lokalizacja sprawiła, że – nawet bez względu na drewnianą konstrukcję – most szybko stał się na swój sposób sławny. Podczas realizacji inwestycję nazywano bezsensowną i nielogiczną; lokalne władze były krytykowane za pomysł połączenia w tym właśnie miejscy obu brzegów Pilicy – w pobliżu znajdują się wioski, w których most przez rzekę wydawał się o wiele bardziej przydatny. Dziś z mostu w Gostomi korzystają głównie turyści / rowerzyści oraz okoliczni wędkarze.
To jednak nie koniec niespodzianek. Gdy wczytamy się głębiej w historię obiektu okaże się, że wybudowana w 1986 roku konstrukcja przy braku należytej konserwacji już w latach 2005-2006 zaczęła się zawalać oraz gnić – i szybko została wyłączona z użytkowania. Pierwotny drewniany most zaledwie po dwudziestu latach nie nadawał się już do użytku, a kiedy w 2010 roku nadeszła wysoka woda i powódź, cała jego konstrukcja zawaliła się wprost w odmęty Pilicy.
Wydaje się, że dopiero ta katastrofa wzbudziła zainteresowanie mostem, który stał się w międzyczasie pewnego rodzaju atrakcją turystyczną. W błyskawicznym tempie znaleziono fundusze na odbudowę (około 1.5 miliona złotych) i już 30 sierpnia 2011 w tym samym miejscu oddano do użytku… nowy drewniany most. Uchwałą rady miejskiej w Nowym Mieście nad Pilicą nadano mu nawet nazwę: Most Barbara. O jaką dokładniej Barbarę chodziło? Tego nie udało mi się niestety ustalić.
Tak więc najdłuższy drewniany most w naszym kraju nie jest konstrukcją o wielowiekowej historii – dzisiejszy obiekt ma zaledwie osiem lat. Deskowaną nawierzchnię oparto na ośmiu filarach wykonanych z grubych bali (także drewnianych), przed którymi wbito w dno rzeki taką samą liczbę izbic, czyli tzw. lodołamów – ostro zakończonych zapór mających rozbijać podczas zimowych miesięcy piętrzący się przed mostem lód. Izbice obłożono grubą blachą by zwiększyć ich wytrzymałość i odporność na nacisk wody. Tym razem most trzyma się świetnie i nie znajdziecie na nim oznak uszkodzeń.
Niestety lodołamy nie są jedynym metalowym elementem mostu: konstrukcja nośna także jest stalowa, a na dodatek po obu jego stronach zamontowano stalowe barierki chroniące przechodniów i pojazdy przed upadkiem do rzeki; całość pomalowano na intensywnie zielony kolor wpadający w lazur co moim zdaniem zupełnie zepsuło drewniany charakter całej konstrukcji. Strukturę mostu uzupełniają dwa ziemno-drewniane przyczółki usypane po obu stronach rzeki.
Tyle jeżeli chodzi o moje „narzekanie”. A teraz wyrzućcie z głowy wszystko co przeczytaliście powyżej i spójrzcie na most z zupełnie innej perspektywy. Konstrukcja sama w sobie nie robi może dużego wrażenia – ale zyskuje w chwili, gdy spojrzymy na nią nieco szerzej. Most otacza przepiękna przyroda gdyż w jego pobliżu rzeka Pilica silnie meandruje i łączy się z licznymi niewielkimi dopływami. Wokół znajduje się mnogość ptactwa, a płytki nurt rzeki tworzy kolorowe łachy piachu oraz opływa mniejsze i większe dzikie wyspy.
Te istne cuda natury najlepiej oglądać z góry – i dlatego zapraszam Was na film, który udało mi się nakręcić dosłownie kilka godzin temu. Polska widziana z lotu ptaka odkrywa przed nami tajemnice, których z dołu prawdopodobnie nigdy byśmy nie zauważyli.