Muzeum jest bardzo ciekawym miejscem dla tych wszystkich, którzy pragną czegoś więcej niż tylko leniwego wygrzewania się na tutejszych plażach. Wbrew pozorom takich osób jest niewiele; większość turystów ma głęboko w nosie historię wyspy na której przebywają. Mógłbym się na to oburzyć, ale już przywykłem – tak to właśnie z turystami jest. W efekcie mimo iż obiekt jest bardzo fajny, to zwiedzaliśmy go w szczycie sezonu praktycznie sami.
W budynku znajdują się nie tylko mapy i marynistyczne obrazy, ale także kilka ciekawych kolekcji poświęconych statkom, bitwom morskim oraz… pociągom i połączeniom kolejowym, po których na Mauritiusie nie pozostało już wiele śladów. Szkoda – taka jeżdżąca kolejka wąskotorowa byłaby zapewne wielką atrakcją wyspy – tych zbyt wielu nie ma. W otaczającym dworek parku zaplanowano kiedyś centrum obsługi turystów oraz kilka sklepików pamiątkarskich, ale wszystko to chyba nie za bardzo wypaliło – z dziesięciu boksów czynny był zaledwie jeden; a i on bardzo skromny… Sam park zaś to głównie krzaczowisko czekające na uporządkowanie.
Wewnątrz teoretycznie nie wolno robić zdjęć, ale całe szczęście to tylko teoria. Obsługa kilkukrotnie podchodziła do mnie z takim komunikatem, ale zupełnie bez przekonania. Nie dziwie się, gdyż nie ma tu żadnych tajnych czy religijnych eksponatów. Zwiedzanie muzeum zajmie Wam maksymalnie godzinę. Opłata za wstęp była symboliczna – nie pamiętam dokładnie, ale w okolicach 1 dolara.