Ten materiał pochodzi z mojej pierwszej podróży do Arabii Saudyjskiej, którą odbyłem w lutym 2020 roku – na dwa tygodnie przed wybuchem globalnej pandemii.
Ponieważ droga z Mediny do Al-Uli wiedzie w większości półpustynnymi krajobrazami, wpadliśmy na pomysł by uatrakcyjnić sobie podróż: przy pierwszej nadarzającej się okazji zabraliśmy ze sobą lokalnego autostopowicza. Niestety starszy Pan nie zrewanżował się nam żadną historią ani opowieścią – był totalnie zaskoczony tym, że w samochodzie który go zabrał byli zagraniczni turyści. Droga była dość monotonna i wbrew naszemu entuzjazmowi – po prostu nudna. Setki kilometrów wiodły kamienistą pustynią, która z zasady jest nieciekawa. Przez wiele godzin jazdy – poza kilkoma absolutnie nijakimi miasteczkami przytulonymi do szosy – nie spotkało nas nic ciekawego…
Mieliśmy do rozwiązania także pewien kłopot. W Al-Uli nie mieliśmy zarezerwowanego noclegu, a planowaliśmy zatrzymać się tam na dwie noce. Problem polegał na tym, że wszystkie hotele dostępne w tym mieście jakie udało nam się znaleźć poprzez Internet były koszmarnie drogie – za noc dla dwóch osób trzeba było zapłacić… od trzech do pięciu tysięcy złotych. Nie było alternatyw, gdyż miejscowość ta leży w dużym odosobnieniu od innych wysp cywilizacji – w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma żadnych innych miast, w których moglibyśmy znaleźć jakiś tańszy hotel.
Postanowiliśmy jednak nie martwić się na zapas i poszukać tańszych noclegów bezpośrednio na miejscu. Na szczęście udało się to nam bardzo szybko – już w pierwszym mijanym hoteliku, na rogatkach miasta, zbiliśmy cenę do „zaledwie” 1000 złotych za dwie doby.
To co najciekawsze zobaczycie dopiero w trzecim i czwartym odcinku tej wyprawy. Pokażę Wam starożytną Al-Ulę oraz ultramaraton biegnący po piaskach pustyni, w którym wystartowaliśmy na dystansie 84 kilometrów. Ale o tym w następnym odcinku!
Będzie piasek, piasek i jeszcze raz piasek…