Finlandia. Kraj znany ze świętego Mikołaja, który podobno ma tutaj siedzibę… podobno, gdyż staruszek, który zasiada w miasteczku Rovaniemi – prawdziwym Mikołajem na pewno nie jest. Prawdziwy Mikołaj rozdaje prezenty, a ten tutejszy… każe sobie za prezenty oznaczone swoim logo słono płacić. Kubek ze świętym  Mikołajem to 15 euro, mała szklana kula – 12 euro, a pamiątkowy magnes na lodówkę – niewiele mniej. Cóż, najwidoczniej Mikołaj najpierw przez 364 dni w roku zarabia krocie, by mieć za co kupić później prezenty na prawdziwe święta.

Postanowiłem zmienić nieco zasady publikowania kosztów moich podróży. Do tej pory starałem się, aby był to ostatni materiał z wyjazdu, taki podsumowujący wyprawę – jednak realia pokazują, że jest to złe podejście. W sytuacji, gdy opracowanie materiałów z jakiejś wyprawy trwa rok (a nawet więcej…), to wszystkie cenowe informacje nie dość, że mogą stać się nieaktualne, to jeszcze bywa, że nigdy nie doczekują się publikacji. Dlatego też od tego „odcinka kosztów” materiał podsumowujący koszty wyjazdów będę starał się zamieszczać jako jeden z pierwszych. Trochę to może i wygląda dziwnie, ale ma więcej sensu niż oczekiwanie na podsumowanie przez dwa lata.

Podsumowanie kosztów 7-dniowego wyjazdu do Finlandii

Do Finlandii polecieliśmy w czwartek wczesnym wieczorem z Gdańska do Turku, a wróciliśmy tydzień później – także w czwartek, późnym wieczorem. Spędziliśmy więc w Finlandii osiem pełnych dni, korzystając z siedmiu noclegów. Podróżowaliśmy wynajętym na lotnisku autem. Wystartowaliśmy w maratonie w Turku, i zrobiliśmy pętlę o długości około 1300 kilometrów na przybliżonej trasie: Turku – Rauma – Vaasa – Jyvaskyla – Mikkeli – Lappenranta – Kotka – Helsinki – Turku.

W planie był także przejazd przez bardziej na północ położone tereny kraju, ale ze względu na brak czasu – nie bez pewnego żalu – zrezygnowaliśmy z tej części wyjazdu, by skupić się na południu Finlandii i tamtejszych atrakcjach.

Jak wygląda zwiedzanie Finlandii?

Miłe złego początki – jak mówi przysłowie. Do Finlandii przylecieć można bardzo tanio – z Gdańska ceny lotów popularnym tanim węgierskim przewoźnikiem zaczynają się już od 60 złotych, a zwykle oscylują w granicach 100-130 złotych (w obie strony). Trudno nie ulec pokusie, prawda? Oczywiście takie ceny nie zawierają bagażu, bo za ten trzeba dodatkowo zapłacić – nawet dwa lub trzy razy więcej niż za samego pasażera. W efekcie kilogramy „człowieka” są pięciokrotnie tańsze, niż kilogramy bagażu. Taka to jest magia podróży tanimi liniami lotniczymi; bilet za 110 złotych, a bagaż za 380.

Po wylądowaniu niestety jest już tylko drożej. Tutejsze realia są takie, że taniej jest zjeść obiad w samolocie czy nawet na lotnisku (!), niż w samej Finlandii. Na dostanie się z lotniska do miasta (obojętnie, czy lądujecie w Helsinkach, czy w Turku) wydać musicie drugie tyle co na bilet – lotniska położone są zgodnie z najnowszym trendem kilkadziesiąt kilometrów poza miastami. Najtaniej wyjdzie poszukać komunikacji miejskiej, ale… tanie linie lotnicze latają raczej w godzinach wieczornych, a Finowie po godzinie piętnastej nie lubią pracować. Możecie oczywiście wybrać taksówkę – za którą zapłacicie około 250 złotych (tyle kosztuje przejazd z lotniska do Helsinek)

Za noclegi musicie zapłacić kolejne 400-500 złotych za dobę (za pokój). W tym najniższym przedziale cenowym możecie liczyć na minimalną ofertę prywatności, tańsze są już tylko hostele – a i to niewiele. Ceny większości noclegów w Finlandii liczy się w tysiącach złotych. Spędziliśmy w tym kraju osiem dni (siedem nocy), i nasze noclegi kosztowały odpowiednio: 550 + 550 + 634 +424 +424 + 220 +470 złotych. Myślicie, że te 230 złotych to dowód na to, że jednak można taniej? Cóż, niezupełnie. Pieniądze zeszły z karty kredytowej, a nocleg okazał się zamkniętym rosyjskim ośrodkiem wczasowym pośrodku odległego lasu. Jechaliśmy 19 kilometrów szutrową drogą by ostatecznie pocałować klamkę. Ale to historia na osobną opowieść.

Całe szczęście nadspodziewanie udał nam się wynajem auta na lotnisku: zapłaciliśmy 1200 złotych za siedem dni. Jest to cena na ogólnoświatowym, akceptowalnym poziomie. Miłą niespodzianką był fakt, że pomimo rezerwacji on-line najtańszego auta otrzymaliśmy… Mercedesa A180 z automatem zmiany biegów, nawigacją itd. Okazało się, że w wypożyczalni skończyły się tanie auta i musieli nam dać to, co było pod ręką – wspomnianego A180. Dalej jednak było już tylko gorzej: litr paliwa w Finlandii to w przeliczeniu na złotówki około 11-12 złotych.

Finom wysokie ceny wszystkiego jednak nie przeszkadzają. Przeciętny mieszkaniec zarabia 4500-5000 Euro miesięcznie, plus zapewniony ma zwrot kosztów dojazdu do pracy, plus pełne wyżywienie, plus opiekę całodzienną w szkołach dla dzieci, plus ich dowóz do szkoły, plus… i tak moglibyśmy „plusować” jeszcze długo.

Nic więc dziwnego, że na Finach nie robią wrażenia ani ceny lodów (w ulicznych budkach popularna „gałka lodów” kosztuje 4.5 euro – czyli ponad 20 złotych) ani kawy (kubek kawy na wynos – taki jak na stacjach Orlenu w Polsce; to koszt 12-15 euro), ani śniadań czy czegokolwiek innego. Pizza w pierwszej lepszej małej restauracji przyulicznej (bez żadnych gwiazdek Michelina) kosztuje około 200 złotych, a obiad z ziemniaczków i kotleta dla jednej osoby podobnie. Co my w Polsce wiemy o paragonach grozy!

Bilety do pierwszego lepszego muzeum czy innych atrakcji, to  każdorazowo kolejne kilkanaście euro od osoby. Tylko w wyjątkowych przypadkach zdarzało się, że płaciliśmy za wstęp siedem lub osiem euro. Hotele w cenie po 550-600 złotych, czyli te najtańsze, to zwykle klitki po 14-16 metrów kw. Domki kempingowe na kempingach nad Bałtykiem kosztowały od 600 złotych w górę – a za to otrzymywaliśmy wspólną łazienkę na zewnątrz i brak jakiegokolwiek wyposażenia (poza łóżkami, stołem i krzesłami). Zaznaczyć jednak muszę, że zawsze wszystko było bardzo czyste i odnowione. Ceny noclegów spadają dopiero w głębi Finlandii, tam można wynająć od prywatnych właścicieli 40-50 metrowe ładne mieszkanie w cenach 450-500 złotych na dobę.

Przykładem wydatków może być zwiedzanie słynnej twierdzy Suomenlinna znajdującej się na wyspie kilka kilometrów od portu w Helsinkach; wstęp jest wprawdzie bezpłatny, ale trzeba do twierdzy dopłynąć niewielkim promem pasażerskim (kursuje co 20 minut). Cena biletu dwustronnego to 8 euro, a do tego wypada kupić bilety do kilku muzeów znajdujących się na wyspie. Do każdego z nich obowiązuje osobny bilet w cenie 7 euro. Nie jest źle, gdy zwiedzasz sam – ale np. z czteroosobową rodziną? Rodzinne zwiedzenie to już fortuna.

Finlandia nie ma moim zdaniem zbyt wielu ciekawych atrakcji. Wiele z nich jest naciąganych – lub jest nazywanych atrakcjami z braku konkurencji. Wstęp do parku w Dolinie Muminków to 32 euro od osoby (!) A co czeka nas na miejscu? Domek Muminków i postacie bohaterów z bajki. Niewiele jak za tę kwotę – tymczasem czteroosobowa rodzina zapłaci za tę atrakcję dobrze ponad sześćset złotych.

Finlandia to kraj, który mam wrażenie zrealizował wszystko, co chciał zrealizować. Żyje się tu bogato, dostatnio, bezpiecznie i… absolutnie nudno. Nie dzieje się nic. Nawet spotkana starsza Pani przed windą zakomunikowała nam, że mamy nie wsiadać, bo nie życzy sobie jechać z kimś i pojedzie sama. My sobie pojedziemy jak winda wróci (a winda była dla max. 18 osób). Finowie mają tak wszystko poukładane, że na ulicach jest pusto, na chodnikach jest pusto, i wszędzie indziej też jest raczej pusto. Zapełnia się dopiero wieczorami. Wszyscy mają w mieszkaniach sauny, widoki z balkonowych tarasów oraz dziesiątki hektarów lasów do dyspozycji w przeliczeniu na osobę. Kraj ma zbliżoną powierzchnię do Polski, ale mieszka w nim 5.5 miliona mieszkańców; więc miejsca wystarczy dla wszystkich. Dzieci są ciche, młodzież grzeczna, a służby i urzędnicy przemili. Prawie nikt się nie uśmiecha, bo i po co?

Bezpieczeństwo to absolutny priorytet. Dlatego też wszędzie na drogach panują ograniczenia prędkości: 40  km/godzinę, 50 km/godzinę, a za miastem – 80 km/godzinę. Kierując autem można dosłownie umrzeć z nudy – wokół nie dzieje się zupełnie nic. Przez dwa dni, podczas których zrobiliśmy około 600 kilometrów, wyprzedziły mnie dwa pojazdy. DWA. I wcale nie dlatego, że jest mało aut (choć rzeczywiście jest ich niedużo niedużo – w dodatku w większości są to albo elektryki, albo hybrydy) – ale dlatego, że Finowie nie lubią wyprzedzać. Gdy ograniczenie prędkości w lesie, na prostej drodze, wynosi 60 km/godzinę i ciągnie się przez dwadzieścia kilometrów, to wszyscy jadą te 60 km/godzinę i ani trochę szybciej. Absolutna dyscyplina. Nikt nie wyprzedzi. Nikt.

Gdy w pewnym momencie ograniczenie skoczyło do zawrotnych 80 km/godzinę, a ja zapomniałem przyśpieszyć… to wszyscy nadal jechali za mną 60 km/godzinę. Snuli się za mną jak duchy. Żadnego trąbienia czy migania światłami. Po co wyprzedzać, po co się stresować, że manewr się nie uda? Wyprzedzanie jest szalone! Można oszaleć patrząc na wypasione Tesle, Mercedesy, Volvo i Porsche – karnie jadące całymi godzinami 60 km/godzinę.

Finlandia to raj podszyty piekłem. Na wszystko jest paragraf, wszystko już ustalono, poukładano, sprecyzowano. Co najważniejsze, wszyscy to też zaakceptowali. I nie mówię, że jest tu źle: wbrew przeciwnie – jest elegancko, bezpiecznie i spokojnie. Ale żyć tutaj mimo wszystko bym nie chciał. I wiem, że nie chcę tutaj także wrócić. Finlandia to nie jest miejsce dla mnie.

Bilety lotnicze – 1224 pln / 4 osoby

Zdecydowanie najtańszy punkt wyjazdu, co w dzisiejszych czasach jest mocno nietypowe. Bilety na trasie Gdańsk – Turku – Gdańsk kosztowały nas po 150 złotych od osoby. Cztery razy tyle kosztował bagaż rejestrowany z limitem 32 kg. Uznaliśmy, że jeden taki bagaż wystarczy nam na cztery osoby – i rzeczywiście wystarczył. Łącznie na bilety wydaliśmy więc 1224 pln, po 306 złotych na osobę. Kupując bilety z większym wyprzedzeniem myślę, że wyszłoby 100, może 200 złotych taniej.

Wynajem auta – 1195 pln / 4 osoby

Zarezerwowaliśmy z 2-tygodniowym wyprzedzeniem auto na lotnisku w Turku. Wybraliśmy samochód najtańszy, ekonomiczny, jednak na miejscu okazało się, że takich aut już zabrakło. Wypożyczalnia wydała nam więc samochód z dużo wyższej półki – Mercedes A180. Cena oczywiście została taka sama, bo wina leżała po stronie wypożyczalni. W cztery osoby podróżowało więc nam się luksusowo, wygodnie itd. Auto miało „kopa”, z którego jednak ze względu na ograniczenia prędkości obowiązujące na drogach Finlandii nie dało się skorzystać. Na koniec wynajmu auto powinniśmy jeszcze umyć, ale ceny myjni na stacjach benzynowych były zabójcze – od 150 złotych (29 euro) za zwykłe psiknięcie wodą, po 250 złotych (49 euro) za mycie z pianą. Ogarnęliśmy więc auto na ile się dało i zobaczymy co będzie dalej – w umowie wypożyczenia znajdował się akapit, że zwrot nieumytego auta to 300 euro. Kwestia nieco uznaniowa.

Paliwo – 961 / 4 osoby

Ceny paliwa w Finlandii są ekstremalne: benzyna Pb-95 kosztuje pomiędzy 2.19 a 2.35 euro za litr (czyli pomiędzy 11 a 12 złotych za litr). Paliwo tankowaliśmy trzy razy na stacjach bezobsługowych. Polega to na tym, że wkłada się kartę do czytnika i wpisuje kwotę, za jaką chce się zatankować.

Start w maratonie – 340 pln / 1 osoba

Oczywiście zgodnie z moją chęcią pobiegnięcia maratonu w każdym kraju świata, nie mogło zabraknąć startu w maratonie. W sobotę 20 sierpnia odbywały się w Finlandii aż dwa maratony – w Turku i w Helsinkach. Wybrałem ten pierwszy, w którym startowe było tańsze; kosztowało 68 euro. W Helsinkach start kosztowałby 110 euro.

Parking w Gdańsku – 120 pln / 4 osoby

Niestety rezerwowaliśmy parking „w ostatniej chwili”, kiedy już tańsze opcje były niedostępne (brak miejsc na lotniskowych parkingach). Wyszło stosunkowo drogo gdyż  normalnie można w Gdańsku zarezerwować parking pod lotniskiem w cenie 60-80 złotych za tydzień.

Parkingi w Finlandii – 167 pln / 4 osoby

W większych miastach za parkowanie płaci się „srogo”, a hotele – przynajmniej te ekonomiczne – nie udostępniają możliwości parkowania. Miasta podzielone są na strefy, w których ceny parkowania są zróżnicowane. Pierwsza strefa to około 3 euro / godzinę, druga strefa to 1.5-1.6 euro / godzinę, a trzecia – około 0.6 euro za godzinę. Parkowaliśmy kilkanaście godzin w Turku, a najdroższy okazał się parking w pierwszej strefie w Helsinkach: by zwiedzić twierdzę Suomenlinna zostawiliśmy auto na 4 godziny w okolicach promu. Koszt tych czterech godzin wyniósł 20 euro. 

Parkingi miejskie w Finlandii opłaca się za pomocą aplikacji w telefonie, np. EasyPark. Parkingi po godzinie 18:00 są bezpłatne (w soboty po 15:00, niedziele całe bezpłatne). Często obowiązuje limit czasowy parkowania: np. max. 2 godziny. Trzeba tego – podobnie jak stref cenowych – pilnować samemu. Inaczej grozi nam mandat.

Noclegi – 3272 pln / 4 osoby

Bardzo obszerny temat. Ogólnie noclegi są irracjonalnie drogie; niczym niezwykłym nie są ceny po 1500-2500 złotych za dobę; praktycznie taka cena to bardziej standard niż rzadkość. Korzystaliśmy z najtańszych noclegów, które były skromne ale czyste. Pomimo tego i tak ceny hoteli oraz wynajętych mieszkań w ostatecznym rozrachunku stanowią największy koszty naszego wyjazdu.

– 2 noclegi w hotelu w Turku: 1100 pln

– 1 nocleg w domku kempingowym w Rauma: 634 pln

– 1 nocleg w mieszkaniu w Vaasa: 424 pln

– 1 nocleg w lesie w domu w okolicach Jyvaskyla: 424 pln

– 1 nocleg w ośrodku w lesie koło granicy z Rosją: 220 pln

– 1 nocleg w mieszkaniu w Vantaa niedaleko Helsinek: 470 pln

Razem: 3272 / 4 osoby – po 818 pln /osobę.

Muzea i atrakcje – 290 pln / 1 osoba

Z części atrakcji świadomie rezygnowaliśmy uznając, że ceny „przesadzają”. Tak było np. z Doliną Muminków niedaleko Turku, do której wstęp kosztował 32 euro / osoby. Łączny koszt wizyt w muzeach był bardzo zróżnicowany ze względu na to, że każdy z nas wybierał atrakcje dla siebie, i nie wszędzie wchodziliśmy wszyscy. Bilety do placówek muzealnych to od 7 do 18 euro / osoby. Ja na swoje bilety wydałem około 60 euro; najdroższy (18 euro) był bilet do zwiedzania kopalni w miasteczku Lohja – pomimo ceny polecam.

Wyżywienie – 350 pln / 1 osoba

Ze względu na ceny nie korzystaliśmy z restauracji i żywiliśmy się zakupami „sklepowymi”. Było to o tyle łatwiejsze, że w czterech na siedem przypadków noclegów mieliśmy do dyspozycji w pełni wyposażoną kuchnię. Podany koszt jest orientacyjny – tyle mniej więcej wydałem na siebie po podziale kosztów wspólnych zakupów.

Pamiątki – 40 pln / 1 osoba

Kupiłem dwa magnesy na lodówkę.

Podsumowanie:

Łącznie ponieśliśmy około 9459 złotych wspólnych kosztów, czyli po 2364 pln na osobę.

Jak widać Finlandia nie jest tanim krajem, a nawet powiedziałbym, że jest najdroższym w jakim byłem. Pod tym względem wygrywa nawet z Luksemburgiem. Sytuację ratuje fakt, że podróżowaliśmy w cztery dorosłe osoby, które dzieliły się większością kosztów. Dla podróżującej rodziny, gdy wszystkie koszty pokrywane są z jednego budżetu, koszt tygodniowego zwiedzania Finlandii jest raczej wysoki – nawet w wersji ekonomicznej.

Biorąc pod uwagę wydatki oraz dostępne atrakcje trudno mi polecić wizytę w tym kraju. Oczywiście ostateczna ocena wśród miłośników Skandynawii może być inna. Inaczej także wypadnie ocena przeprowadzona w zimę. Niemniej sumując wyprawę wg wypracowanych przeze mnie kryteriów ocen – wyszło niezbyt atrakcyjnie.

O szczegółach wyprawy, o miejscach które odwiedziliśmy i o tym, co przeżyliśmy podczas tej wspólnej wyprawy – znając realia, to pisać będą na blogu przez najbliższe dwa lata.

Więcej materiałów z wyprawy do Finlandii?

Więcej materiałów z kategorii Koszty?