Cape Angela / Ras Angela leży na terytorium Tunezji. To niewielki skalisty cypel, do którego można dojechać samochodem. Leży on kilkanaście kilometrów na północny-zachód od Bizerty; starego fenickiego miasta, dzierżącego tytuł najbardziej na północ położonego miasta Afryki. Na przylądek dotrzeć można dość łatwo: asfaltowa droga kończy się jakieś 2-3 kilometry przed plażą, ale podjechać można jeszcze bliżej wąską, leśną szutrówką. Ostatni kilometr pokonać trzeba już pieszo – piaszczystą ścieżką prowadzącą ku wybrzeżu.
Najbardziej wysunięty na północ punkt Afryki „odkryto” całkiem niedawno. To zaszczytne miano Cape Angela otrzymał zaledwie kilka lat temu – w 2014 roku. Wcześniej ten tytuł należał do innego miejsca: odległego o 1150 metrów dalej na wschód przylądka Ras Ben Sikka (także leżącego w Tunezji). Podczas wykonanych w 2014 roku ultranowoczesnych pomiarów wykonanych z użyciem satelitów, o ostatecznym zwycięstwie w tej prestiżowej geodezyjno-kartograficznej konkurencji zdecydowały dosłownie centymetry.
Skalisty cypel nie wyróżnia się niczym szczególnym; wygląda jak setki tysięcy innych punktów wybrzeża morskiego na całym świecie. To kilka skał, niewielka wysepka, oraz kawałek piaszczystej plaży. Można tutaj zarówno popluskać się przy brzegu w zatoczce, jak i wypłynąć kilkanaście metrów dalej by zginąć porwanym przez silny prąd morski. Kto nie lubi pływać może także bez problemu spaść niechcący ze skał, i zginąć roztrzaskawszy się u ich stóp. Krótko mówiąc: nie znajdziecie tutaj tak popularnych w Europie wszędobylskich barierek zabezpieczających turystów przed ich bezmyślnością. W ścianach pobliskiego klifu lokalni sympatycy piknikowania pozostawili zaś sporo śmieci; także pod tym względem miejsce nie odróżnia się od innych plaż świata.
Wyjątkowe geograficzne położenie Cape Angela zostało uhonorowane, i to aż dwoma pomnikami. Pierwszy z nich jest stylizowaną mapą Afryki z zaznaczonymi granicami najważniejszych krajów. Jak na pomnik… jest całkiem ładny. Przez „dziury” w konstrukcji możemy np. wsunąć na drugą stronę głowę, a jeżeli mamy szczęście to nie utkniemy. Całość bardzo fajnie prezentuje się podczas wschodów i zachodów słońca. Jeżeli głowa nam w pomniku utknie, to możemy z tego miejsca bezstresowo obejrzeć zarówno jedno, jak i drugie zjawisko.
Styl drugiego z pomników jest dla mnie nieco mniej zrozumiały, a nawet przyznam, że jest zupełnie niezrozumiały. Pomnik ów składa się z dwóch kwadratów połączonych pionową, prostopadłościenną kolumną. Na szczęście pomnik podpisano: „Cap Engela, Point le Plus Septentrional du Continent Africain„. Gdyby nie podpis, to rzeczywiście ciężko byłoby odgadnąć gdzie jesteśmy po samej jego geometrycznej bryle. Oba kwadraty są na tyle duże, że przynajmniej nie da się utknąć w nich głową – gdyby ktoś z Was wpadł na taki pomysł. Jest więc bezpiecznie!
W 2014 roku planowano wykorzystać finansowo atrakcję turystyczną, jaką stanowi Cape Angela: kilkaset metrów dalej wybudowano parking, postawiono także smażalnię ryb oraz wypożyczalnię kajaków. Odniosłem wrażenie, że początkowy entuzjazm już opadł: parking zasypał piach (przewróciła się także tabliczka informująca, że parkowanie jest płatne – w efekcie parkujemy za darmo), w smażalni urządzono zaś schowek na siano. Po kajakach nie ma śladu.
Podsumowując: jest tutaj ładnie. I tyle. Jeżeli będziecie zwiedzać Bizertę, to na Cape Angela warto podjechać – nie jest daleko. Natomiast specjalnie jechać na północ Tunezji po to, żeby odwiedzić to miejsce – raczej nie ma sensu. Chyba, że jesteście zapalonym miłośnikiem wszelakich geograficznych krańców świata… Wtedy będziecie zadowoleni.
Dla bardziej wymagających turystów: w okolicy są też bunkry. Ale o tym przy innej okazji…