Dalszy ciąg przeczysz pod wpisami na blogu.
Pomimo to plan mieliśmy ambitny: pobiec maraton w stolicy Nur-Sułtan, a potem dostać się „czymkolwiek” na południe tego wielkiego kraju i zwiedzić kilka z jego najsłynniejszych miejsc. Na środek transportu pomiędzy położoną na północy kraju stolicą, a leżącą 1350 km na południe dalej Almatą (największe miasto Kazachstanu) wybraliśmy pociąg.
To był dobry wybór, gdyż koleje żelazne okazały się w Kazachstanie wygodne, szybkie, punktualne i tanie – są spadkobiercami kolei radzieckich i odziedziczyły po nich wszystkie najlepsze cechy. Dalej jednak musieliśmy już przesiąść się na wypożyczony samochód z napędem 4×4. I ruszyliśmy w bezkres stepu…
Kazachstan liczy sobie 2.7 miliona kilometrów kwadratowych powierzchni. To tyle co powierzchnia Niemiec, Hiszpanii, Francji, Włoch i Polski na raz! Pod tym względem to ósmy kraj na świecie. W dodatku Kazachstan jest bardzo słabo zaludniony: mieszka tutaj 17 milionów ludzi, z czego samych Kazachów jest zaledwie 9 milionów. Miast jest niewiele, a ze względu właśnie na wspomnianą powierzchnię kraju, podróże pomiędzy nimi przypominają samotny rejs przez ocean. Miasta to wyspy na tym ogromnym morzu nieużytków, a step to fale przelewające się przez burty Waszego auta. Zresztą – te fale to także doskonałe porównanie dla zasięgu Internetu: jak przyjdzie fala, to Internet jest, a jak przyjdzie odpływ – to nie ma go przez najbliższe 200 kilometrów.
Te fale – musicie to wiedzieć – wcale nie są przenośnią. W południowo – wschodniej części kraju, tej najbardziej podróżniczo pożądanej i zróżnicowanej, nie raz i nie dwa trzeba pokonywać rzeki brodami: po dnie, nocą, licząc na wsparcie lokalnych mieszkańców. I taka też była nasza podróż: ciągły, wielodniowy wyścig z czasem by zdążyć zawinąć przed nocą do kolejnej wyspy. Zwykle się udawało, choć nieraz docieraliśmy do celu kolejnego dnia podróży już w absolutnych ciemnościach.
Kazachstan oczywiście zachwyca. Zrobiliśmy w ciągu dwóch tygodni siedem tysięcy kilometrów, dotarliśmy do kilkunastu fascynujących „wysp”. Kanion Szaryński, górskie jeziora Kolsaj i Kandy, Morze Aralskie, Bajkonur, Turkiestan, Tangały…
Napisałem jednak na początku, że Kazachstan okazał się zupełnie inny, niż zakładałem. Dlaczego? Otóż dziki i niedostępny jest w coraz mniejszej liczbie miejsc. Są bankomaty, lotniska, drogi. Są hotele, agencje turystyczne, punkty UNESCO. Jest wszystko, czego potrzebuje nie tylko podróżnik… ale i zwykły turysta. To prawda: czasem przez setki kilometrów nie ma stacji benzynowych, ale by uniknąć kłopotów każda wypożyczalnia aut dodaje gratis do bagażnika kanistry. Dzikie miejsca są, ale są… coraz mniej dzikie. Do wielu z naszych „zdobyczy”, do których dotarcie w pocie czoła kosztowało nas sporo wysiłku, budowane są właśnie drogi i autostrady. Niedługo po Kazachstanie będziecie jeździć jak po Polsce.
Lista naszych wspomnianych „zdobyczy” jest bardzo długa. A gdy dodamy do tego jurty, w których nocowaliśmy, oraz cmentarze polskich zesłańców do których udało nam się dotrzeć – ta opowieść o wyprawie po Kazachstanie opowiadana będzie przez wiele miesięcy. Do opracowania przywiozłem do Polski prawie 400 gigabajtów materiału filmowego i fotograficznego…
Na sam koniec ciekawostka: kto z Was wie, jakie pojazdy jeżdżą na paliwie 80 oktanów? Na każdej stacji to właśnie paliwo można zatankować! I druga sprawa, tym razem dobra wiadomość: litr benzyny 95 kosztuje… 1.80 pln! Litr 92 kosztuje nawet 1.50. Wyobraźcie sobie, że tankujecie swoje auto do pełna za 85 złotych,.. Jeżeli nie przerażają Was więc odległości, to podróżować tutaj autem można prawie za darmo!
#Kazachstan